Szanowne panie, szanowni panowie. Uroczyście oznajmiam, że wszyscy jesteśmy kłamcami! Z kłamstwa się rodzimy, w kłamstwie umieramy. Oszustwo i udawanie to nasz chleb powszedni. Jesteśmy arcymistrzami w stwarzaniu pozorów.
Nasze stopy są kruche jak wiązki chrustu. Od niemowlęctwa były opatulone w poduszkowate stelaże z wkładkami ortopedycznymi i podeszwą z pianki. Dla ochrony i bezpieczeństwa. Ochrona i bezpieczeństwo to kłamstwo!
Kłamliwie przez nas wytworzone substancje udają powietrze i żywność. Dlatego chorujemy. Chore komórki kłamliwie podają się za zdrowe i powoli opanowują nasze ciała. Można je pokonać jedynie kontra-kłamstwem medycyny współczesnej.
Kłamstwem są pieniądze.
Ależ oczywiście! Powietrze można przecież przefiltrować i klimatyzować, ale tego kłamstwa nie zaakceptuje nasz system odpornościowy. On ma alergię na kłamstwo! Im bardziej go okłamujemy, tym bardziej kichamy, czerwienimy się i puchniemy.
Z jedzeniem nawet nie warto się babrać. Nie trzeba wiedzieć, jak smakuje to, co jemy. Tak jest lepiej. Trzeba jeść szybko i bez użycia kłamliwie sztucznych zębów. Spieszymy się przecież do tej cholernej roboty, której nienawidzimy już od wielu lat, o czym ludzie nie wiedzą, a może i wiedzą, tylko nikt o tym nie mówi. Oni zresztą też nienawidzą swojej roboty, na co wskazuje niska wydajność i ogólnie kiepska atmosfera w biurze.
To wszystko przez to cholerne symboliczne wynagrodzenie! Symbol jest kłamstwem być może najbardziej kłamliwym. Kłamstwem są pieniądze. Kłamstwem jest praca.
Cały rząd to zgraja kombinatorów i łgarzy!
Nasze domy są kłamstwem, że oto teraz jesteśmy wewnątrz, a nie na zewnątrz i że różnica pomiędzy wewnątrz i zewnątrz jest tak wielka, iż musimy ulec kłamliwym transformacjom, by móc się pomiędzy nimi przemieszczać. Kłamiemy, że nasze życie zamknięte jest w obrębie betonowych prostopadłościanów i że nie wycieka ono poza nie. Niedzielni spacerowicze osiedlowi kłamliwie udają, że nie słyszą po-kościelnych mordobić, awantur i kłótni, które rozgrywają się za kłamliwymi koronkami firanek: ona mu życie zmarnowała i łóżko już dawno ostygło, a on jej złamał karierę, bo przecież mogła wyjść za Władka. Władek by był dla niej dobry, a ona teraz musi żyć w kłamstwie z osobą, której nigdy nie kochała…
Jeszcze przed zapadnięciem nocy ona wypłacze się w łazience, tylko tak, żeby nikt nie widział, a on z udawanym oburzeniem zaklnie w kierunku telewizora bo “mecz sprzedali kłamcy i oszuści!”, bo “cały rząd to zgraja kombinatorów i łgarzy!”
Obciążamy mosty tonami kłódek zamkniętych na zawsze, tak by miłość wydała się nam więzieniem.
Kłamiemy udając, że nie kochamy osób, które kochamy. Bo przecież nie wypada, bo ludzie, bo uczucia nieprawidłowo są ukierunkowane, bo mężatka, bo żonaty, bo tej samej płci, bo nieprofesjonalnie, bo konflikt interesów, bo różnica wieku, bo celibat. Miłość mylimy z pożądaniem, dominacją i chęcią posiadania. Obciążamy mosty tonami kłódek zamkniętych na zawsze, tak by miłość wydała się nam więzieniem. Mosty upadają pod ciężarem kłamstwa. Wolimy kochać istoty wyobrażone, bo miłość z krwi i kości jest zbyt skomplikowana i “nieczysta”.
Czystość to też kłamstwo, panie i panowie. O świętości nie wspomnę.
A wolność? Z przykrością zawiadamiam, że wolność, przynajmniej taka, na jaką nas stać, to też kłamstwo. Nasi ojcowie walczyli o naszą wolność ze swymi ojcami. Oni dobrze wiedzą, jak z tej wywalczonej wolności korzystać i nie podoba im się sposób naszego z niej korzystania. Teraz my będziemy musieli walczyć o wolność z naszymi ojcami tylko po to, żeby nasi synowie z nami o nią walczyli. Tak będzie być może dopóki matki i córki nie zakorkują tej kipieli testosteronowej.
A kiedy już wszystko się dla nas skończy, ktoś ułoży nasze nieczyste i nieregularne szczątki w schludnych prostopadłościanach, byle nikt nie ujrzał prawdy o umieraniu. Ktoś inny wypowie jakieś zaklęcie i wyrazi nadzieję na ponowne spotkanie kłamiąc w martwe oczy, że koniec nie jest końcem i że po kropce na końcu zdania ma tam być coś jeszcze.