Georgia O'Keeffe. Źródło: http://www.liveinternet.ru/journalshowcomments.php?jpostid=301666083&journalid=4229746&go=prev&categ=0
Georgia O'Keeffe. Źródło: http://www.liveinternet.ru/journalshowcomments.php?jpostid=301666083&journalid=4229746&go=prev&categ=0

Wagina i mózg. Cóż kobietom po rewolucji seksualnej?…

Część II

Rewolucja seksualna zadbała o całą maszynerię związaną z „technicznym” zapleczem szerokiego pola seksualnej przyjemności, ale oddzieliła seks od jego wymiaru egzystencjalnego, ludzkiego, by nie powiedzieć „duchowego” spełnienia.

Czy istnieje „gra wstępna”?

Wygląda na to, że rewolucja seksualna nie zrewolucjonizowała masochistycznych wyobrażeń seksualnych kobiet. Naomi Wolf w książce „Wagina. Nowa biografia” powtarza ową pesymistyczną diagnozę. Ani powszechna dostępność szybkiego, „męskiego” seksu, ani wszechobecne rozpowszechnienie pornografii nie są w stanie zapewnić seksualnej satysfakcji i poczucia spełnienia kobietom. Amerykańska feministka zwraca się w tej sytuacji do współczesnych badań naukowych nad kobiecą seksualnością i do tradycji z nią związanych w innych kręgach kulturowych.

Z jednej strony przywołuje nowe doniesienia naukowe badające w sposób systemowy fizjologię i seksualność kobiety. Okazuje się ona istotą o rozbudowanej seksualnej wrażliwości, z całym zespołem obszarów w okolicach narządów seksualnych odpowiedzialnych za rozkosz (wyróżnia się tutaj: orgazm łechtaczkowy, orgazm waginalny, analny i związany z ujściem szyjki macicy). Sfery te rezonują z innymi obszarami w ciele kobiety. Ale co najważniejsze – za stan podniecenia u kobiety odpowiedzialny jest autonomiczny układ nerwowy (AUN). Jego pobudzenie wymaga czasu i odpowiedniej atmosfery (mityczna „gra wstępna” jest więc tu samym procesem, a nie środkiem do celu), ponadto łączy się on z poczuciem bezpieczeństwa i spełnienia (kobieta może odbyć stosunek i mieć orgazm bez tego, ale nie doświadczy tak silnie poczucia głębokiej satysfakcji). U kobiet występuje silne połączenie między waginą a mózgiem – szereg chemicznych substancji wysyła bowiem odpowiednie sygnały związane z seksualnym podnieceniem i orgazmem do kory mózgowej. Stąd kobiece orgazmy określa się czasem jako „całkowite rozpłynięcie się”, albo „orgazmiczny odlot”. Stąd u kobiet pojawia się częściej „miłosne” uzależnienie od seksu (przeżywanego jako „totalny”), w odróżnieniu od zwykłego uzależnienia od seksu, które zdarza się częściej mężczyznom.

Diagnoza naszej kultury w wykonaniu autorki „Waginy” jest raczej przygnębiająca. Mężczyzn nie uczy się odpowiedniego seksualnego traktowania kobiet, a mechaniczne podejście do tych spraw działa na kobiety przygnębiająco (podczas gdy odpowiednio przeżyty orgazm zwiększa u kobiet poczucie pewności siebie, koncentracji i zadowolenia). Żeby zmienić kondycję kobiet, należałoby właściwie zrewolucjonizować interakcje międzyludzkie. Kobieca zdolność do utrzymywania swojej pozycji jako twórczej, spełnionej i osadzonej w świecie jest połączona ściśle z jej spełnioną seksualnością. W tym sensie wszystko pozostaje do zrobienia.

Rynek kobiet” i wibratory

XIX wiek, który najbardziej kontrolował seksualność, fetyszyzował i często w sposób dosłowny kaleczył seksualność kobiet. Industrializacja stworzyła wielkie społeczne grupy kobiet odcięte od samorealizacji i pełni podmiotowej pozycji. Kapitalizm wzmocnił użytkową pozycję kobiety, określaną przez metaforę „rynku kobiet”. Jak pisze autorka tego pojęcia, Luce Irigaray – francuska filozofka feministyczna – wedle tej metafory kobiece funkcje fizjologiczne i seksualne (zwłaszcza ich trzy podstawowe derywaty: dziewica, matka i dziwka) są odpowiednio podporządkowane męskiemu porządkowi. Nowy XIX-wieczny seksualny porządek kontrolował i stygmatyzował kobiecą seksualność (kojarzoną z upadkiem i rozwiązłością), aby ułatwić owo podporządkowanie. Równocześnie z powodu rzeszy sfrustrowanych seksualnie kobiet prawdziwą eksplozję przeżywają rozmaite gabinety terapeutyczne skupione na tym, aby zapewnić seksualne rozładowanie kobietom w sposób „godny”.

Rewolucja seksualna zadbała o całą maszynerię związaną z „technicznym” zapleczem szerokiego pola seksualnej przyjemności, ale oddzieliła seks od jego wymiaru egzystencjalnego, ludzkiego, by nie powiedzieć „duchowego” spełnienia.

Ta gałąź medycyny miała tak duży popyt, że grupa lekarzy zbudowała elektryczne urządzenie służące do rozładowania kobiet. W ten sposób powstał wibrator – jego pierwsza elektro-mechaniczna wersja została opatentowana przez doktora Josepha Granville’a w 1880 roku. W 1902 roku amerykańska firma Hamilton Beach wyprodukowała elektryczny wibrator do użytku komercyjnego, a nie medycznego. Ich popularność nieco spadła w latach 20-tych, gdy pojawiła się kinematografia pornograficzna i używanie wibratora zaczęło być mniej godne. W latach 60-tych przywróciła go do łask legendarna feministyczna terapeutka seksualna Betty Dodson, która używając kultowego w USA do dziś wibratora klitoralnego Magic Wands, odkryła kobiecą masturbację jako przyjemność prywatną, która ma znaczenie polityczne. Prawo kobiet do samoświadomości i samostanowienia, w tym seksualnego, to najważniejsze wątki drugiej fali, które sumują się w podstawowym haśle „prywatne jest polityczne”. Na długie lata wibrator oraz kursy edukacji seksualnej, podczas której kobiety (niektóre po raz pierwszy) oglądają w kieszonkowych lusterkach swoje waginy, stały się symbolem seksualnego wyzwolenia kobiet. Okres ten zwieńcza kariera słynnego „Wibratora-Króliczka”, który zatriumfował w jednym z odcinków serialu „Sex in the City” w latach 90-tych, i który przez ponad dekadę był jednym z przebojowych produktów, sprzedawanych na przykład przez słynny paryski salon gadżetów erotycznych tylko dla kobiet „Le Boudoir”, otwarty przez samą Sonię Rykiel, projektantkę mody znaną z zaangażowanych gestów, w jej butiku na St. Germain-des-Près w Paryżu.

Mimo oczywistego postępu w seksualnej kondycji kobiet (widocznego w szerokiej ofercie gadżetów erotycznych dla kobiet), poziom kobiecego spełnienia wcale nie wzrósł. Feminizm drugiej fali poszerzył pole wolności, przynosząc prawne i reprodukcyjne prawa, możliwość karier zawodowych dla kobiet i zwiększając pole wyboru w ich modelach realizacji, nie ograniczonych tylko do rodziny. Jednak jeśli chodzi o rewolucję seksualną, zwycięstwo feminizmu liberalnego czy „pornograficznego” (tego, który opowiada się za pornografią i/lub prostytucją dla kobiet) jest połowiczne. Rewolucja seksualna zadbała o całą maszynerię związaną z „technicznym” zapleczem szerokiego pola seksualnej przyjemności, ale oddzieliła seks od jego wymiaru egzystencjalnego, ludzkiego, by nie powiedzieć „duchowego” spełnienia. Zwłaszcza w przypadku kobiet, których układ nerwowy tworzy specyficzne połączenie wagina-mózg, ale też niezliczonej rzeszy mężczyzn, którym utrwala się w głowach obraz seksu jako pola dominacji, skutki tego mechanicznego podejścia są dramatyczne. Z wolności trzeba umieć korzystać, trzeba umieć ją afirmować, a kluczy do specyficznych hieroglifów poszczególnego ludzkiego spełnienia, w tym seksualnego, do koniecznej samoświadomości i wiedzy na temat tego, jak funkcjonują nasze seksualne schematy, rewolucja seksualna jako taka – nie daje. Jej sztandarowy produkt – taśmowo zrytmizowany stosunek seksualny utrwalany w nieskończoność w obrazach pornograficznych – promuje obraz seksu jako zbiorową męską, opartą na całkowitej kontroli, masturbację.

Oceaniczna rozkosz” a niewidzialne gorsety

Przez swoisty technokratyzm rewolucji seksualnej utraciliśmy tak naprawdę to, co w seksualności jest najbardziej pociągające. To właśnie element utraty kontroli i zaskoczenia są tym, czego odmawia nam pornograficzny obraz. We wzajemnym przyciąganiu, które raczej powinno wyzwalać szacunek dla drugiej osoby i zaciekawienie nią, to właśnie element zaskoczenia jest najbardziej pasjonujący. Tajemnica pociągu płciowego, sam mechanizm pożądania nie został przez zachodnią kulturę ani bardziej przyswojony, ani zaafirmowany. Rewolucja seksualna skupiła się na prymacie samozaspokojenia i podporządkowania sobie (przy czym owo „sobie” oznacza głównie podmiot męski) tego, co najbardziej nam się wymyka. Popędu, który otwiera nas na świat i relacje z innymi, który wyzwala kreatywność i chęć przedefiniowywania utartych społecznych schematów. Przy tym wszystkim potraktowane bardzo redukcjonistycznie ciało – zarówno męskie, ale i, a być może zwłaszcza kobiece – stało się rodzajem technicznie kontrolowanego „mechanizmu” do zaspokajania męskiej potrzeby seksualnej.

Agnieszka Brzezanska, bez tytułu, 2016
Agnieszka Brzeżańska, bez tytułu, 2016

Aby stworzyć jakieś odmienne warianty wyobraźniowe Naomi Wolf w swojej książce sięga po zapomniane szkoły myślenia i praktyki seksualne kultur wschodnich. W starej chińskiej tradycji, podobnie jak w jodze tantrycznej, seksualność ciała jest zaafirmowana i rozpisana na precyzyjnie opracowane teorie rozkoszy. Rozkosz kobieca ma w nich swoje specjalne miejsce. Definiuje się ją poprzez bogate, uwznioślające metafory, często o charakterze sakralnym. Amerykańska feministka analizuje wzory i opisy jogi tantrycznej, skupionej na stosunku seksualnym rozciągniętym na cały proces wchodzenia w relację seksualną, trwania w niej i wychodzenia, w czym podkreślona zostaje nie tylko wzajemność obu partnerów, ale i swoiste wywyższenie kobiecej seksualności, nieredukowalnej do męskiego gadżetu, jak stało się to w kulturze zachodniej. Określenie „oceaniczna rozkosz”3 oznacza ten stan trwania i przedłużania trwania w spełnieniu, którego kobieta nie może doświadczyć w seksualnym modelu, opartym na jej poddaństwie. I nawet jeśli pozostaniemy tylko na poziomie wyobraźniowym tej metafory to i tak daje ona wiele do myślenia.

Kobiece doznawanie pożądania i orgazmu, polegające na stanie pewnej totalności i doświadczenia całkowitej utraty „ja” podobnej do stanu utraty przytomności, to niezwykły rezerwuar osobistej, kreatywnej siły, jak i zaplecze krytycznego myślenia, zdolnego doprowadzić do silnych zmian społecznych.

Chciałabym podkreślić, że eksperymenty w stylu jogi tantrycznej możemy traktować dosłownie (jako szkołę techniki i poznania), ale też jako propozycje wyobraźniowe właśnie, odmienne modele, które mogą zapoczątkować kontestację tego, co znamy. Być może to, co w jodze tantrycznej jest najciekawsze, to fakt, że jest to praktyka podważająca czysto zachodnie przekonanie o wyższości sublimacji nad aspektem realizowanej fizyczności i cielesności; w tym sensie uderza ona nie tylko w nasze społeczne przekonania, ale i w głęboko utrwalony porządek kultury. Podstawy starodawnej jogi tantrycznej Wolf zestawia z najnowszymi badaniami naukowymi biologicznymi, jak i neuropsychologicznymi – zwłaszcza tymi, podkreślającymi ową specyficzną kobiecą łączność waginy i mózgu. Kobiece doznawanie pożądania i orgazmu, polegające na stanie pewnej totalności i doświadczenia całkowitej utraty „ja” podobnej do stanu utraty przytomności, to niezwykły rezerwuar osobistej, kreatywnej siły, jak i zaplecze krytycznego myślenia, zdolnego doprowadzić do silnych zmian społecznych. Póki co przeżywane jest ono jako negatywność i nieumiejętność radzenia sobie z własnymi emocjami i własną seksualnością (miłosne uzależnienie od seksu, poczucie sfrustrowania i niespełnienia). Tymczasem kobiecy orgazm uruchamia cały autonomiczny układ nerwowy, odpowiedzialny za poczucie pozytywnego umiejscowienia i zaafirmowania się w świecie zewnętrznym. Seksualność dla kobiet z tego powodu ma ogromne, zupełnie niedostrzegane w naszej kulturze, znaczenie. Niska świadomość tego faktu, której towarzyszy zatrważająco niski poziom kultury i wiedzy seksualnej w naszych „wyzwolonych” społeczeństwach, ma zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn katastrofalne skutki.

Matryca wzorów uwodzenia, pożądania i rozkoszy to ostatni, najsilniejszy bastion patriarchatu.

Wolf opisuje warsztaty z jogi tantrycznej, w których wzięła udział, zdumiona i zaszokowana faktem, jak niska była jej wiedza przedtem. Kobieca seksualność okazuje się bowiem z tej perspektywy zupełnie nieznanym polem do odkrycia. Nie tylko rozumienie seksu jako świadomości ciała oraz rozbudowanej techniki i wiedzy, ale i pozytywność wyrażania się o nim (a zwłaszcza o kobiecej anatomii) są z zachodniej perspektywy całkowicie zaskakujące. Trudno oprzeć się wrażeniu, że tak jak XIX-wieczne kobiety, potrzebowały na swoje seksualne wykluczenie medycznego remedium w postaci wibratora, tak w XXI wieku kobiety, rzekomo „wyzwolone” przez rewolucję seksualną, potrzebują warsztatów jogi tantrycznej, aby się własnej seksualności nauczyć i na nowo ją odkryć. Na poziomie popularnym gdzieś w tej niewiedzy drzemią wszelkie seksuologiczne klisze prasy poradnikowej na temat tego, jak ma wyglądać „poprawny” kobiecy orgazm i jej wieczna gotowość na seks. Na poziomie ciągle aktualnej teorii, gdzieś w tej niewiedzy kryją się słynne psychoanalityczne metafory o kobiecie jako „czarnym lądzie” i „zagadce” (Freud i jego słynne retoryczne pytanie „czego chcą kobiety”), czy epifanicznej rozkoszy kobiecej, słynnej jouissance (wedle Lacana), niedostępnej mężczyźnie i wykluczonej ze społecznego porządku. W tej niewiedzy właśnie kryje się w końcu całe zachodnie seksualne stłumienie i lęk przed ciałem (a także przed kobietami), który funduje naszą kulturę. Wniosek jest prosty – przeczytanie i przemyślenie „nowej biografii waginy” to tak naprawdę praktyka swoistej społecznej rewolucji, która prowadzić musi do radykalnych przekonań na temat tego, że prawdziwa rewolucja seksualna dla kobiet oznacza całkowitą zmianę wyobrażeń na temat wzorów męskości i kobiecości.

Georgia O'Keeffe. Źródło: http://www.liveinternet.ru/journalshowcomments.php?jpostid=301666083&journalid=4229746&go=prev&categ=0

To, co w kulturze zachodniej jest niebezpieczne, to uprzedmiotowienie kobiet i rozumienie męskiego popędu jako prowadzącego do dominacji, a nawet śmierci (symbolicznej, duchowej lub dosłownej) kobiety. Na rynku kobiet mężczyźni zaliczają, a wyzwolone kobiety, które czują się zmuszone grać w tę grę, zagubione i znieważone, cierpią. Cierpi ich emocjonalność, ich psychika, ich duchowość, a przede wszystkim ich potrzeba relacji. Kobiety lubią seks, tak samo jak mężczyźni, ale żyją w kulturze, która ciągle podporządkowuje je męskiej dominacji. Matryca wzorów uwodzenia, pożądania i rozkoszy to ostatni, najsilniejszy bastion patriarchatu. Dzięki rewolucji seksualnej zmienił się i ciągle zmienia paradygmat tożsamości kobiety – nikogo już nie dziwi, że jest ona aktywnym seksualnym podmiotem, a jej potrzeby seksualne są równie silne co męskie, jak i wzorotwórcze. Mimo tego kobiecość ciągle spełnia się w swoistym stłumieniu i nieświadomości, w poczuciu całkowitego niedopasowania. Kobiety ciągle noszą dzisiaj niewidzialne gorsety.

Mit pary” a namiętności

Jedyne, co w książce Wolf warte jest podważenia i zakwestionowania, to swoisty „mit pary”. Swoje rozważania prowadzi ona w duchu analizy tego, co łączy mężczyznę i kobietę, czyli seksualności. I seksualność ta spełnia się u niej najbardziej w tradycyjnej relacji, która jest przedmiotem jej troski i uwagi. Ale owe rewolucyjne postulaty przemiany kulturowych wyobrażeń można by rozciągnąć szerzej. Rewolucję seksualną, tę, która póki co się odbywa, możemy określić – parafrazując tezy Freuda, który opisywał rozwój kultury patriarchalnej – poprzez mit hordy pierwotnej walczącej z Ojcem o to, by mieć dostęp do wszystkich kobiet. Rok 1968 oznaczający młodzieżową rewoltę i dalekosiężne kulturowe zmiany (kult młodości, kryzys autorytetu, zniesienie seksualnych tabu itd.) można by opisać jak otwarcie takiego kulturowego paradygmatu, w którym teoretycznie (i praktycznie w pewnym sensie również) mężczyźni zyskują kulturowo usankcjonowany dostęp do wszystkich kobiet. Warto wobec tego postawić pytanie, czy możliwa „waginalna” rewolucja nie mogłaby dotyczyć relacji seksualnych nie tylko w parze, ale także poza związkiem, w innych relacjach czy związkach. Jednym słowem, czy tabu relacji pozamałżeńskich, bądź poza związkiem, nie jest czymś, co powinno skupić (w teorii, bo nie w praktyce, gdzie ma to przecież miejsce) uwagi kobiet. Czy – biorąc pod uwagę złożoność życiowej kondycji, niejednorodną i nieprzewidywalną dynamikę związku, a wreszcie sam, często wymykający się bezpiecznym strukturom, nawet bez zagrażania im, albo je przekraczający fenomen pociągu seksualnego i pożądania – nie powinnyśmy, my kobiety, mówić o seksualnym spełnieniu w związku, poza nim, albo w wielu związkach? Czy nie powinnyśmy mówić o przyjemności, prawie do psycho-seksualnego spełnienia zarówno w narracji miłosnej i romansowej, a nawet – jeśli nie przede wszystkim – poza nimi?   

Naprawdę utraconym ogniwem rewolucji seksualnej nie jest tylko zanik myślenia o seksie jako fenomenie więziotwórczym, czy seksie „technicznym” i pozbawionym wymiaru „duchowego” – ale przede wszystkim zapomniane pojęcie „namiętności”. To właśnie namiętność czyni z seksu przeżycie tak niepowtarzalne, że ludzka cywilizacja byłaby bez niego nie do pomyślenia. I choć namiętność jest jednym z podstawowych tematów feministycznej refleksji filozoficznej, dotyczącym zarówno spraw tożsamościowych jak i społecznych, to chciałabym tutaj, na zakończenie, przywołać niedocenionego XIX-wiecznego francuskiego myśliciela Charlesa Fouriera. Ten emancypacyjny i socjalistyczny filozof stworzył znaną teorię utopii, określoną przez ideę falansteru, czyli dobrowolnej wspólnoty ludzkiej, która dobiera się na zasadzie wzajemnego przyciągania. Ludzkie namiętności są zgodnym uzupełnieniem sił natury, zdolnymi wytworzyć rodzaj uniwersalnej harmonii. Postęp społeczny zależał wedle niego od stopnia wyzwolenia kobiet, a ten łączył się ściśle z wyzwoleniem namiętności. Określał ją jako „namiętne przyciąganie” (attraction passionée), które jest siłą popędową wcześniejszą od refleksji, poczucia obowiązku czy przesądu i charakteryzuje się nie tylko zdolnością do poczucia samospełnienia, ale także i przede wszystkim zdolnością społecznotwórczą (pasja to kreatywność organizacyjna i swoiście rewolucyjna). W swym dziele „Le nouveau monde amoureux” (wydanym po raz pierwszy 150 lat po jego napisaniu w 1968 roku!) przeciwstawiał się małżeństwu monogamicznemu, jako opartemu na poddaństwie kobiet, i proponował wizję nowego porządku społecznego, w którym namiętności będą tworzyły nowe wspólnoty, a ich siła będzie działała dośrodkowo, a nie niszcząco (namiętność należy tu rozumieć jako siłę dosłownie zmysłową i fizyczną, ale też interpersonalną, kreującą więzi, niekoniecznie seksualne). Namiętność można więc tu rozumieć jako pociąg, wzajemne przyciąganie, które rodzi szacunek do innego, ale też siłę poznawczą, zdolną wyzwolić społeczną re-organizację. Niezależnie jak bardzo utopijne wydaje się to myślenie nawet dzisiaj, warto zwrócić uwagę na wątek „wyzwolenia” kobiet, który łączy się z uwolnieniem namiętności. A przede wszystkim na samo rozumienie namiętności jako siły sprawczej, poznawczej i społecznotwórczej, niepotrzebnie tłumionej i wypieranej. I co być może najważniejsze i co najbardziej jest tutaj warte ocalenia – dobrze przeżywana namiętność jest siłą zdolną przeobrazić nasze myślenie.

Trudno nie zgodzić się z tymi intuicjami, przy czym idee Fouriera traktowałabym znowu jako postulat wyobraźniowy, który można redefiniować i rozwijać (czy jako projekt osobisty czy też możliwy postulat społeczny). I choć 68′ rok Fourierowi wiele zawdzięcza (np. samą ideę komuny jako życia wspólnotowego poza modelem rodziny), równie trudno oprzeć się wrażeniu 200 lat później, że choć przyswojono wiele z jego ideałów (a sam Fourier miał wielu adeptów, np. skandalizująca – oczywiście! – pisarka Colette), samo pojęcie namiętności jako siły niszczącej poza jego sensem scalania „romantycznej pary” nie zostało tak naprawdę w społecznych wyobrażeniach podważone.

Niezależnie jak bardzo utopijne wydaje się to myślenie nawet dzisiaj, warto zwrócić uwagę na wątek „wyzwolenia” kobiet, które łączy się z uwolnieniem namiętności. A przede wszystkim na samo rozumienie namiętności jako siły sprawczej, poznawczej i społecznotwórczej, niepotrzebnie tłumionej i wypieranej.

I może szkoda, bo dzieje się to kosztem kobiet, które w patriarchalnym społeczeństwie opresyjnych norm, wręcz „skazane” są na przeżywanie nienormatywnych uniesień. Prawdziwą rewolucją może byłoby wreszcie nadać im rangę kulturotwórczą, już nie ograniczoną do niszczenia (przywołajmy choćby egzemplaryczny dla tej tezy, słynny, backclashowy film „Fatalna namiętność” z 1997 roku). Sięgnijmy głębiej i przywołajmy różne kulturowe konstrukcje i mity, zabraniające kobietom wielopartnerstwa, jak choćby starotestamentową przypowieść o Zuzannie i starcach (a co jeśli Zuzanna, którą potępiają zazdrośni starcy i która może się przed nimi obronić jedynie swą cnotą – miała kochanka? A co gdybyśmy to zaafirmowali?) albo mit Penelopy, tkającej swoją koszulę w dzień i prującej w nocy, aby mieć pretekst do ochrony przed zalotnikami, dybającymi na nią do powrotu męża (a jeśli Penelopa nie musiałaby już pruć koszuli i mogła zdobywać doświadczenia o sobie i świecie przyjmując swoich kochanków, dokładnie tak, jak czyni to w swej podróży Odyseusz?). Redefiniując kulturowe stereotypy, podkreślić należy wagę feministycznych teorii filozoficznych, na przykład korporalnego feminizmu i teorii Christine Battersby. Skupia się ona w filozofii na przykład na definicji nie tyle „podmiotu” a „przedmiotu” – ciała i zdolnej do reprodukcji materii – widząc w tym, co „mięsiste” i „maciczne”, już nie przestrzeń do penetracji i skolonizowania, ale aktywną twórczą siłę, która w nas samych spotyka nas z innością i relacyjnością. Tych przykładów można by mnożyć i jest to temat na inny tekst. Warto jednak o tym myśleć.

Robert Mapplethorpe
Robert Mapplethorpe

Feminizm trzeciej fali korzysta ze zdobyczy poprzednich nurtów (jak wspomniany feminizm korporalny, który wychodzi od ciała jako pewnej metafory7), ale często „nadrabia” teoretyczne analizy umiejscawiając się bliżej życia społecznego i uprzywilejowując doświadczenie. Pamiętajmy jednak, że nie chodzi tu o esencjonalizowanie – chodzi raczej o wiedzę „ukontekstowioną”, „umiejscowioną”. Redefiniować podmiotowość i tworzyć nowe wzory seksualnej różnicy (albo każdej innej różnicy, jak to ma miejsce na przykład w koncepcji nomadyzmu u Rosi Braidotti) możemy tylko z miejsca określonego przez rozmaite społeczne parametry (jak płeć czy klasa) i tylko wtedy, jeśli jesteśmy tego miejsca świadome i świadomi. Eseistyczny charakter mojego tekstu nie rości sobie prawa do globalnej czy totalizującej syntezy. Mówiąc prowokacyjnie i parafrazując Naomi Wolf: odrobina „miłosnego” ładu przydałaby się głównie, choć nie tylko, źle traktowanym waginom… Być może dzięki temu wzory uwodzenia, pożądania i seksu oparte ciągle bardziej na dominującej metaforyce utrwalanego w pornografii „gwałtu” (którego matryca ma w gruncie rzeczy jeden zmierzający do samospełnienia męski podmiot) niż na jakiejkolwiek wzajemnej relacji, być może wzory te, odpowiadające za zbiorowe poczucie frustracji kobiet, zostałyby wreszcie naruszone?

logo


 

Część I eseju „Wagina i mózg. Cóż kobietom po rewolucji seksualnej?…” znajduje się pod tym linkiem.

1 Por. Luce Irigaray, Rynek kobiet, tłum. Agata Araszkiewicz, „Przegląd Filozoficzno-Literacki”, nr 1(3) 2003, ss.15-30.

2 Por. Larissa Pham, Breaking Down Getting Off: The Industrial Design of Vibrators, www.lennyletter.com, dostęp 6 czerwca 2016.

3 Naomi Wolf, Wagina. Nowa Biografia, op.cit., s. 275.

4 Por. Sigmund Freud, Człowiek imieniem Mojżesz a religia monteistyczna, tłum. Aleksander Ochocki i Jerzy Prokopiuk, Warszawa 1993.

5 Charles Fourier, Le nouveau monde amoureux, Paris 1999.

6 Christine Battersby, Phenomenal Woman. Feminist Metaphisics and the Pattern of Identity, New York 1994.

7 Warto tu podkreślić, że podobnie jak ten tekst, rozważania Naomi Woolf skupiają się na kobietach heteroseksualnych, co podkreśla tylko fakt, że podobne analizy dotyczące kobiet homoseksualnych są zarówno potrzebne, jak i pożądane, a powyższa analiza skupiona na hetero-normie ich w żadnym stopniu nie wyczerpuje.

8 Por. Rosi Braidotti, Podmioty nomadyczne, tłum. Aleksandra Derra, Warszawa 2008.

Agata Araszkiewicz

  Agata Araszkiewicz

Doktor nauk humanistycznych, historyczka literatury, krytyczka sztuki, tłumaczka pism Luce Irigaray, felietonistka „Czasu Kultury”, działaczka feministyczna. Współzałożycielka Porozumienia Kobiet 8 Marca i członkini Rady Programowej Kongresu Kobiet. Pracę doktorską zaczęła pisać po polsku u prof. Marii Janion w Polskiej Akademii Nauk w Warszawie, a obroniła po francusku u prof. Anne Berger na pierwszym z założonych w Europie przez prof. Hélène Cixous Centrum Studiów Kobiecych i Genderowych (Centre d’Etudes Féminines et de Genre). Wykładała na gender studies na Uniwersytecie Warszawskim. Autorka rozpraw z dziedziny feministycznej filozofii i krytyki literackiej, a także tekstów o sztuce publikowanych w polskich i zagranicznych czasopismach, pracach zbiorowych i katalogach wystaw. Opublikowała monografię „Wypowiadam wam moje życie. Melancholia Zuzanny Ginczanki” (2001), a także zbiór esejów „Nawiedzani przez dym” (2012) oraz książkę „Zapomniana rewolucja. Rozkwit kobiecego pisania w dwudziestoleciu międzywojennym” (2014) (pierwotnie książka została wydana po francusku „La révolution oubliée. L’émergence de l’écriture féminie dans l’entre-deux-guerres polonais”). Opiekunka merytoryczna wystawy sztuki współczesnej „Zuzanna Ginczanka. Tylko szczęście jest prawdziwym życiem” w warszawskim Muzeum Literatury w 2015 roku. Opracowała i opatrzyła posłowiem tomik poezji Zuzanny Ginczanki  „Mądrość jak rozkosz”  (2017). Ma status badaczki stowarzyszonej z Laboratoire d’études de genre et de sexualité (UMR LEGS) CNRS/ Paris 8/ Paris Ouest. Jest też liderką belgijskiego Kongresu Kobiet oraz współtwórczynią i merytoryczną opiekunką Uniwersytetu Trzech Pokoleń w Belgii. Mieszka w Brukseli.


DATA PUBLIKACJI: 12 czerwca 2016
OSTATNIA AKTUALIZACJA: 29 grudnia 2017