– Jak dobrze jest być kozłem! – rzekł raz Kozioł do Żółwia.
– Dlaczego tak myślisz? – zapytał Żółw.
– Ponieważ kozioł wie, jak się wspinać i balansować na różnego rodzaju podwyższeniach, słomianych dachach, płotach, drzewach i drabinach. Potrafi wspiąć się na struktury o dosyć niepewnej stabilności! – odparł Kozioł i natychmiast począł się wspinać na pobliską stertę różnych przedmiotów zaaranżowanych w układzie niezbyt stabilnym. Długo ustawiał Kozioł swoje kontraposty i skomplikowane układy środków ciężkości, dopóki rozkołysana struktura znajdująca się pod jego racicami nie ustabilizowała się.
– Wreszcie osiągnąłem równowagę! – wykrzyknął Kozioł na wysokościach w stronę Żółwia.
Żółw tylko pokiwał głową i rzekł:
– Ja jestem dosyć przyziemny. Mój twardy brzuch zawsze dotyka gleby, a moje mocne kończyny pomagają mi w powolnym przemieszczaniu się z miejsca na miejsce. Powolnym, bo z powodu skutecznego opancerzenia i zdrowego podejścia do czasoprzestrzeni jestem całkowicie wyluzowany i nigdzie nie muszę się spieszyć. Żółw nigdy się nie spóźnia, bo zawsze jest na miejscu swojego przeznaczenia: tam, gdzie jest żółw, ma być właśnie żółw i tyle! Wrodzona żółwiołowość daje mi coś, co pewnie nazwałbyś “poczuciem równowagi”. Pojęcie to sugeruje jednak jakąś potrzebę ekwilibrystyki stosowanej dla osiągnięcia niezbędnego balansu. Równowaga jest jednak dla mnie pojęciem zupełnie obcym. Żółw ani nie balansuje, ani nie wspina się na szczyty skomplikowanych struktur. Żółw nigdy z niczego nie spadnie i nikomu nie musi niczego udowadniać.
Nagle podmuch wiatru rozbujał niełady dziwacznego rusztowania, na którym balansował Kozioł.
Kozioł upadł z hukiem i pluskiem na błotnistą glebę, lecz szybko otrząsnął się z błota i pomimo obolałości natychmiast pobiegł w poszukiwaniu nowych struktur do wspinania się i balansowania. Tak bardzo teraz potrzebował poczucia równowagi!