Krakowskie Planty i ich najbardziej ruchliwy odcinek między Dworcem Głównym a Rynkiem, obok Teatru Słowackiego. Od połowy września przechodzący krakowianie, turyści z Polski, turyści z całego świata, zwolennicy i przeciwnicy polityki jednej, drugiej czy trzeciej strony, altruiści i egoiści, hedoniści i asceci – wszyscy przechodzący w tym miejscu zostają wystawieni na działanie wystawy fotografii Ja i Ty. W poszukiwaniu nowej solidarności. Doskonałe miejsce by uwidocznić idee i czas, w kraju, w którym nacjonalistyczne demony czują się coraz lepiej, coraz bardziej swobodnie, z coraz większą pewnością siebie zabierają głos, podnoszą rejwach, skrzeczą i wydzierają się, robią piekielne miny, rozdziawiają japy i wywalają jęzory. Po raz kolejny pytamy: Czy sztuka jest słaba czy mocna? Co jest w stanie zmienić? Dlaczego mamy wrażenie, że gestem odwagi jest umieszczenie znaku COEXIST Piotra Młodożeńca wespół z fotografiami Oliviera Föllmiego, przedstawiającymi kultury całego świata, modlących się muzułmanów, Żydów, polskie harcerki, wyznawców buddyzmu, szintoizmu i wspaniałe kobiety z plemienia Himba w polskim miejscu publicznym?
Dlatego postanowiliśmy porozmawiać z organizatorami wystawy Ja i Ty, Sylvie Guedel Derdacki i Krzysztofem Derdackim.
Marcin Polak: Co może sztuka?
Krzysztof Derdacki: Dobrze jest, kiedy taka sztuka, która wchodzi w przestrzeń publiczną, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, ma szansę coś jednak zmienić. Od piętnastu lat zajmujemy się ekologią, co nie jest przecież zgodne z naszym wykształceniem. Jako filmowiec zacząłem się interesować dokumentem, bo chciałem coś naprawić. Tak było w przypadku stworzenia filmu o Andrzeju Żuławskim, którego uważam za niesłusznie niedocenionego reżysera, który nakręcił przecież wiele genialnych filmów. Nakręciliśmy o nim Melancholię, bo chodziło nam o sprawiedliwość.
Sylvie Guedel Derdacki: Oboje jesteśmy romantyczni, tęsknimy do absolutnej miłości. Andrzej całe życie też do tego dążył. To jest dla nas szalenie ważne, myślę, że dla wszystkich. Piękno i prawda to są dwie wartości najważniejsze dla człowieka. W każdym wydarzeniu, które przygotowujemy, dbamy o to, żeby te dwie sprawy w nim były. urodził się w 1958 roku w Saint-Julien-en-Genevois koło Genewy w rodzinie o korzeniach francuskich, szwajcarskich i włoskich, fotograf humanista i niestrudzony podróżnik, alpinista, znawca kultury tybetańskiej, autor 36 książek i kilku filmów. Przez 20 lat przemierzał nieznane doliny Himalajów, a przez następne dwie dekady fotografował mieszkańców wszystkich kontynentów naszej planety, dokumentując bogactwo odwiecznych tradycji ludzkości i poszukując mądrości zawartej w ustnych przekazach. Rezultatem tych poszukiwań jest siedmiotomowe dzieło, które zostało wydane w nakładzie 1,5 mln egzemplarzy i przetłumaczone na dziewięć języków. Jest laureatem World Press Photo Contest oraz wielu innych prestiżowych nagród. Brytyjski dziennik „The Times” uznał go za jednego z 15 najwybitniejszych fotografów XXI wieku. Olivier Föllmi
Marcin: To nakierowanie na prawdę i piękno realizujecie też w ramach twórczości ekologicznej?
Sylvie: Oczywiście. Pokazujemy, że jest coś pięknego, czego już za chwilę może nie być.
Krzysztof: Wiesz, ja lubię też l’art pour l’art, jak ktoś takie łamigłówki robi, to też fajne jest, doceniam to. A może to tworzenie wystaw fotograficznych, to jest po prostu dla mnie jedyne, otwarte, co sam mogę jakoś uprawiać, właśnie taki rodzaj sztuki, która jest falą nośną, na której płynie jakiś message?
Grażyna Smalej: No i właśnie tak, zrobiliście tę wystawę rzucając ją w falę, w falę ludzi, która przechodzi przez Planty! Z rozmysłem, prawda?
Marcin: To nie jest wasza pierwsza wystawa plenerowa.
Krzysztof: Pierwszą wystawę zrobiliśmy w 2000 roku, w kontekście festiwalu filmów dokumentalnych. W 2002 roku zrobiliśmy w Warszawie wystawę Ziemia z nieba, na ogrodzeniu Łazienek. Tamta wystawa miała pół kilometra długości.
Sylvie: Ekologia zaczyna się od zachwytu pięknem przyrody. Jeżeli nie ma tego zachwytu, to nie ma o czym rozmawiać, nie ma zrozumienia. Dlatego to robimy.
Marcin: I najskuteczniejszym środkiem do tego celu wydała się wam fotografia, tak?
Sylvie: Fotografia i film. Wielokrotnie pokazywaliśmy też filmy w ramach projekcji plenerowych. Mamy świetny, trzygodzinny film pod tytułem Człowiek, zrobiony przez autora tamtej pierwszej wystawy Ziemia z nieba. Chcielibyśmy go puścić teraz, ale wiecie, to wszystko kosztuje, kino plenerowe, krzesła. Mamy dofinansowanie, ale to wszystko za mało. Często kończy się tak, że sami dofinansowujemy nasze wystawy. Zależy nam na jakości. Przyznam, że dorzucamy z własnej kieszeni.
Krzysztof: Jeśli chodzi o naszą działalność, to najbardziej istotne jest to, że przez szesnaście lat zrobiliśmy siedemnaście wystaw zdjęć wielkoformatowych o łącznej długości sześciu kilometrów. Przez ten czas mieliśmy około trzymilionową widownię. Te liczby dają nam ogromną satysfakcję.
jestem z opornego materiału
Grażyna: Ale wróćmy do tematu…
Marcin: Właśnie, wróćmy do tematu, tak, bo wiecie, robicie tę wystawę w czasie, kiedy pojawiają się…
Krzysztof: Właśnie dlatego to robimy!
Marcin: Pojawiają się nastroje nacjonalistyczne w Polsce, podczas gdy wy prezentujecie piękne zdjęcia mieszkańców Syrii, Jemenu, Indii, Afryki, Chin na dużych formatach, świetnej jakości, w miejscu gdzie prawie wszyscy w mieście je zobaczą, prędzej czy później, i stąd moje pytanie o wasze przewidywania… jakie skutki będzie to miało waszym zdaniem?
Sylvie: Uważamy, że ten moment nie tylko w Polsce, ale w ogóle w Europie, jest bardzo ważny.
chciałam zrobić wystawę Raj to inni
Grażyna: Czyli przewidzieliście go już pięć lat wcześniej, kiedy wpadliście na pomysł zorganizowania tej wystawy?
Sylvie: Tak! (śmiech) Człowiek też jest gatunkiem zagrożonym, nie tylko zwierzęta i piękne drzewa. Nasz projekt to nie tylko zdjęcia, to też projekt literacki. W latach osiemdziesiątych, jako studentka historii sztuki na Sorbonie, chodziłam na marsze Solidarności. To były tłumy ludzi idące w ciszy! Pamiętam marsz na Place des Invalides, obserwowałam to i czułam się niesamowicie, czułam w tym gen wolności… bo cała moja rodzina miała ten gen. W czasie wojny byli za de Gaullem, przeciwko rządowi w Vichy, wszyscy byli w ruchu oporu Le Maquis i wiele miesięcy przebywali w Alpach pod Grenoble, w bardzo trudnych warunkach. Ja też jestem z opornego materiału, zawsze miałam buntowniczą naturę. Dlatego pojęcie solidarności ma dla mnie wciąż wielkie znaczenie, za to ceniłam Polaków. Dlatego razem z Krzysztofem szukam nowej solidarności.
Marcin: Między zdjęciami zauważyłem fragment Etyki solidarności Józefa Tischnera…
Sylvie: Tak, to dla mnie bardzo ważny autor, jego filozofia dialogu… Ja jestem nietypową Francuzką, pro Camus, contra Sartre, z tym jego Les autres, c’est l’enfer.
Nie tylko w Polsce!
Marcin: Piekło to inni.
Sylvie: A ja chciałam zrobić wystawę Raj to inni. Uważam, że nasza zachodnia cywilizacja ma to do siebie, że odwracamy się od drugiego człowieka. Olivier Föllmi, którego zdjęcia pokazujemy, był pierwszym białym, który pojawił się w dolinie Zanskaru, gdzie zrobił zdjęcia, które możemy teraz zobaczyć. Odwiedził też lud Himba w Namibii, liczący 50 tys. osób.
Marcin: Chciałbym jeszcze zapytać o różnicę między Sartrem a Camusem, a propos tego piekła. Czy ty myślisz, że ta obcość, o której mówi Sartre, to jest taki zimny rozum, który trzeba po prostu ocieplić? Zacząć myśleć inaczej?
Sylvie: Nie, rozum nie wystarczy. Potrzeba serca, zachwytu. Trzeba się konfrontować z drugim człowiekiem, a nie tylko myśleć. To jest ta potrzeba dialogu, o której pisał Tischner.
To zaczyna do nas docierać i tworzyć ogromną klaustrofobię, ten strach, że przyjdą tutaj inni
Marcin: Wiesz, bo my się zgadzamy z tą ideą harmonii wszystkich ludzi, pokoju, uważamy, że to byłoby dobre i należy do tego dążyć, ale też skądinąd wiemy, że są ludzie w Polsce, którzy, o dziwo, podważają tę potrzebę solidarności. Mówią na przykład, że właśnie nie harmonia, bo żeby przeżyć, musisz być, widzisz, skuteczny, musisz być wojowniczy, człowieku. Tak mówią.
Krzysztof: Nie tylko w Polsce! To jest w ogóle idea, która w naszych czasach pojawiła się na całym świecie. Znamy te hasła. To jest kapitalizm, wyścig szczurów, i to jest wręcz sprzedawane w wielu miejscach… to, że uczymy się jakichś chwytów psychologicznych, NLP, to wszystko ma służyć temu, żeby zrobić z ciebie gwiazdę, poważanego gościa czy gościówę. Moralność kapitalizmu jest koszmarna. Naraz nam się odwróciły wartości, i nic dziwnego w sumie, że potem mamy pełno japiszonów, albo pseudo-japiszonów, nic dziwnego, że w dołach społecznych budzą się strachy i wychodzą z piwnicy z bojowym okrzykiem, baseballami i tak dalej. Bo ci ludzie, z nizin społecznych, nie mają nic innego, żeby konkurować z japiszonami, oni mają pięść i to, że są w grupie. Dlatego dzisiejszą sytuację „zawdzięczamy” takiej właśnie degradacji moralnej, manipulacyjnemu podejściu do człowieka. Kiedyś człowiek człowieka potrzebował. Tęsknić możemy sobie za komuną, i wielu ludzi to robi, bo jedną z istotnych rzeczy, którą pamiętają, jest to, że sąsiad był blisko, że się szło po cukier, po to, po tamto, że była wymiana, człowiek człowieka potrzebował po prostu.
Marcin: A teraz są obcy.
Krzysztof: Ale dlaczego tak jest? Bo przez te kilkadziesiąt lat do ludzi zaczęła docierać świadomość globalnego świata, tego że tam są rzeczywiście miliardy. To zaczyna do nas docierać i tworzyć ogromną klaustrofobię, ten strach, że przyjdą tutaj inni.
Marcin: Ale w takim razie… czy to jest właściwy moment, waszym zdaniem, żeby pokazywać twarze z innych części świata w miejscach, w których ludzie przeżywają napady tej klaustrofobii? Pokazujecie to społeczeństwu, które sobie uświadomiło nagle te miliardy i teraz nie wie, co z tym zrobić. Nagle jest reakcja obronna – zamknąć się. I wy teraz wsadzacie kij w to mrowisko.
Krzysztof: Ale wsadzamy bardzo ładny kij (śmiech). Co ciekawe, w tym miejscu, tam na Plantach, nieco z boku gromadzi się światek wyrzutków tego społeczeństwa…
ta wystawa ma być dobrą nowiną
Sylvie: Rozmawiają, kłócą się, piją, załatwiają potrzeby fizjologiczne… wszystko robią. To jest ich miejsce, nie wiedzieliśmy, że aż tylu ich jest, dopóki nie spędziliśmy tam wielu dni przy montażu. Ale bronią naszych zdjęć!
Marcin: Widziałem jak jeden z tych tubylców poprosił o 10 zł jakichś Włochów patrzących na zdjęcie indyjskiego ascety. Włosi nie mogli odmówić, nawet gdyby chcieli, po prostu im nie wypadało. Wszyscy się tam zatrzymują, robią zdjęcia zdjęciom, a jak podszedłem i ściągnąłem suchy liść z fotografii szczytu Mont Blanc, to jeden z tych waszych ludzi, pilnujących, wstał z ławki i widziałem, że chciał już interweniować, ale jak zobaczył, że to tylko liść, to odpuścił.
(śmiech)
Grażyna: A czy świadomie i z premedytacją umieściliście przy głównej alejce tę karmiącą matkę z plemienia Himba?
Sylvie i Krzysztof: Tak!
Grażyna: W polskich mediach co jakiś czas głośno jest o tym, że matki może nie powinny karmić w miejscach publicznych, nie powinny wystawiać swojej nagiej piersi na widok przypadkowym świadkom. A Wy tutaj epatujecie nagą, jędrną, wysmarowaną masłem i czerwoną ochrą , afrykańską, w dodatku pełną mleka piersią!
Krzysztof: Świadomie to jest złe określenie. To jest po prostu zajebista fota. Ten cały tryptyk z ludem Himba, to są jedne z najlepszych zdjęć. Ale ważne są też teksty, bo zdjęcia są przeplatane fragmentami z Dalajlamy, papieża Franciszka, Tischnera itd. To nie są banalne teksty. Chociaż dla nas to jest nowość, bo odeszliśmy od tego, że fotografia ma sama mówić. Ale trzeba mówić, co się myśli, takie czasy. Ta wystawa to jest forma naszej wypowiedzi, zajmujemy nią stanowisko, przy pomocy fotografii i fragmentów wypowiedzi mądrych ludzi.
Na świecie obecnie toczą się 64 wojny
Grażyna: Na jednej z plansz przytaczacie legendę o kolibrze, który gasi płonący las nosząc kropelki wody w dzióbku. Zapytany przez pancernika dlaczego podejmuje daremne działania odrzekł, że robi co do niego należy. Mam wątpliwości czy jednak pancernik nie ma racji? Koliber jest skrajnym idealistą. Czy nie powinien swojej energii spożytkować na ewakuację?
Krzysztof: Ale może inne kolibry podpatrzą i też zaczną gasić, a potem dowiedzą się o tym inne zwierzęta? Pancernikowi może zrobi się głupio i też zacznie pomagać? Jest nadzieja na ugaszenie płonącego lasu.
Marcin: A gdzie znaleźliście znak graficzny Młodożeńca COEXIST?[1]
Krzysztof: Na Facebooku (śmiech).
Grażyna: Nie boicie się dewastacji wystawy?
Krzysztof: Przyznam, że po raz pierwszy w życiu o tym myślimy, ale cicho sza! Nie mówimy o tym głośno. Na razie mamy same dobre doświadczenia z odbiorcami.
Grażyna: Może cytaty z księdza Tischnera i papieża Franciszka oraz zdjęcia żałoby po Janie Pawle II zadziałają jak amulety ochronne? Zakładając, że będą odczytane… bo logo COEXIST działa mocno, działa obrazem.
A teraz cytat z jednej z plansz, słowa Janiny Ochojskiej: „Obraz globalnego świata jest przygnębiający. Chroniczne ubóstwo, które nie pozwala ludziom zjeść codziennie posiłku, dotyczy 1,2 mld osób a 660 mln nie ma na co dzień dostępu do czystej wody. 65 mln uchodźców straciło swoją ojczyznę i żyje w upokarzających warunkach, nie mając nadziei na zmiany. Na świecie obecnie toczą się 64 wojny (…)”
Ten las płonie
Na fotografiach Oliviera Föllmiego nie widzimy wojen, nie ma obozów dla uchodźców, a najbardziej dramatycznym obrazem jest portret dwunastoletniego górnika w kopalni srebra w Boliwii, który zresztą został opatrzony podpisem z happy endem. Ten przygnębiający świat, o którym mówi Ochojska to nie jest świat z fotografii, które wybraliście. Świat na wystawie Ja i ty jest w stanie pokoju, skupienia, radości, często święta. Czy na pewno to piękno jeszcze istnieje? Czy nie zostało jedynie wypreparowane przez najwyższej klasy sprzęt fotograficzny i wyspecjalizowane oko artysty? Czy piękno estetyczne nie osłabia działania sztuki, czy nie myli tropów na drodze do prawdy o świecie?
Krzysztof: To jest pytanie, które wielokrotnie powracało w trakcie przygotowań do tej wystawy. Wielokrotnie nawet sobie mówiliśmy „Ach, to może dobrze by było pojechać gdzieś z Olivierem, na przykład na Ukrainę? Może gdzie indziej?”. Ostatecznie rozbijało się to o finanse i w końcu powiedzieliśmy sobie, że przecież tego prawdziwego obrazu rzeczywistości mamy aż nadto w telewizji, w gazetach, wszędzie dokoła. Ten obraz jest okropny, ale jest tak powszechny, że człowiek już tego nawet nie odczuwa. Dlatego między innymi tak mocno oddziałuje ten górnik, ten portret tybetańskiego dziecka z gwiazdą na czapce, albo ta uboga dziewczyna z Jemenu, która ma tak niesamowicie smutne oczy. To że widzisz te sportretowane dzieciaki, młode kobiety a jednocześnie dostrzegasz u nich niedoskonałości, krosty, choroby skóry – to nie jest piękny obraz, to nie jest przeestetyzowane.
Jego główną ideą, pod którą my też się podpisujemy jest to, że te 64 wojny, które obecnie się toczą na całym globie to jest pewien wycinek naszej rzeczywistości. Jednak większość ludzi na świecie – nie wiem ile – może 80 może 90 procent – żyje w pokoju. W naszym życiu jest pełno niepokoju, że coś za chwilę może się stać, ale czy to znaczy, że mamy opowiadać o tej rzeczywistości tak, jak robią to newsowe telewizje?
Potrzeba nam głębszego spojrzenia. O to w tej wystawie chodzi, by popatrzeć na ludzi, którzy żyją gdzieś na drugim końcu świata, żyją w pokoju, chcą tego pokoju. Czy to są muzułmanie, buddyści, czy katolicy z Afryki, my wszyscy chcemy żyć w pokoju.
Pokaż bombardowania, katastrofy a chęci do czynienia dobra nie wzbudzisz
Sylvie: Chciałabym tutaj zaznaczyć, że Olivier Föllmi jest znakomitym portrecistą. Jego portrety obdarzone są dużą wrażliwością i kunsztem, ale najważniejsza w nich jest relacja ja-ty. On buduje tę relację. Po francusku mówimy o tych portretach „habité” – co znaczy „zamieszkały”, czyli że mają one wewnętrzne życie, że dusze tych wielu portretowanych ludzi są obecne na tych fotografiach. To nie jest tak, że Olivier znajduje osobę, pstryk, i już ma zdjęcie, nie. On misternie konstruuje relację z tą osobą, żeby pokazać jej wnętrze, jej historię. Zwróćcie uwagę, że w podpisach są imiona i nazwiska. To rzadko się zdarza przy reportażach takich jak z National Geographic, gdzie masz dużo portretowanych anonimowych twarzy i nie wiesz z kim masz do czynienia, nie wiesz jaka opowieść za tym stoi?
Krzysztof: Dlatego umieściliśmy rozbudowane podpisy, zamiast zdawkowego „tam i tam”. Poznajemy imiona oraz historie poszczególnych osób, historie, które fotograf świetnie zna, i w których często uczestniczył, spędzając z modelami po kilka godzin. Naszym celem jest udowodnienie ludziom tutaj, i sobie, że wszyscy jesteśmy tacy sami.
Jeśli tak dalej pójdzie zaczniemy się separować i zostanie nam tylko życie z komputerem, bo komputer przecież nie będzie się z nami kłócił, a z drugim człowiekiem nie będziemy wcale rozmawiać
Jakbym chciał sfotografować Polskę, to też bym nie pokazywał żuli rzygających. Choć oczywiście są fotografowie, którzy lubią takie tematy i się nimi pasjonują, ale tutaj chodzi o uchwycenie tego, co jest dla nas bliskie i zrozumiałe. Naturalnie można pokazać jakieś dramatyczne zdjęcia z wojny aby przekazać ważne informacje, ale to nie jest nasza perspektywa, nie o to nam chodzi.
Sylvie: Podsumowując, uważamy, że jest więcej rzeczy, które nas łączą niż dzielą. Niestety podkreślanie tego co nas dzieli jest obecnie tendencją naszej europejskiej cywilizacji. Jeśli tak dalej pójdzie zaczniemy się separować i zostanie nam tylko życie z komputerem, bo komputer przecież nie będzie się z nami kłócił, a z drugim człowiekiem nie będziemy już wcale rozmawiać. Musimy wrócić do pokazywania jak dziecku – czegoś pięknego, mądrego, najcenniejszego, bo tylko to ma szanse pozytywnie zadziałać. Pokaż bombardowania, katastrofy a chęci do czynienia dobra nie wzbudzisz. I tutaj wracam do Ochojskiej, która pyta jak można ten świat uczynić lepszym? Można, między innymi pokazując jego piękno, które jeszcze istnieje.
Marcin: Kiedy dochodzi do wojny, jest już za późno na sztukę. Chcecie interweniować wcześniej.
Grażyna: Albo, posługując się metaforą baśni o kolibrze, nie pokazujecie momentu kiedy las płonie, tylko moment tuż przed?
Krzysztof: Nie! Ten las płonie. Jest pełno płonących lasów i one wymagają od nas jakiejś postawy. Powinniśmy dawać świadectwo. Mów co myślisz! Tego nauczyłem się w niemieckiej podstawówce. Każdy był pytany o to, co myśli. Jeśli masz głos, to mów! Jesteś słuchany, pytany, to mów! To twój obowiązek. To obowiązek każdego z nas! Jestem zszokowany, że takie zakapiory osiedlowe z baseballami chodzą sobie teraz ulicami i gadają co chcą, robią co chcą, nasrają ci, a wszyscy wokół siedzą przerażeni i nikt nic nie zrobi, nic nie powie. Courage civil!
Jak można wymagać od dziecka by radośnie dojrzewał, dorastało, by wierzyło w potencjał ludzkości, a z drugiej strony pokazywać mu, że ten świat się kończy, jest pełen zła i wojny?
Sylvie: Ale chodzi nie tylko o krytykę, ale o całą postawę wobec świata, którą trzeba wyrażać głośno. O afirmację też! I nie chodzi wyłącznie o politykę, ale też o inne sfery życia. Trzeba mówić prawdę.
SYLVIE I KRZYSZTOF DERDACCY
Specjalizują się w marketingu kulturalnym oraz komunikacji społecznej w zakresie sztuki, ekologii i duchowości. Poznali się w Wyższej Szkole Filmowej (WSFTViT) w Łodzi w roku 1984. Po studiach, oboje pracowali najpierw w branży filmowej i telewizyjnej we Francji i Niemczech. Sylvie jako drugi reżyser w ważnych francuskich produkcjach filmowych (m.in. przy „Niezwykłej podróży Baltazara Kobera” Wojciecha Hasa oraz „Błękitnej nucie” Andrzeja Żuławskiego ), Krzysztof jako operator filmowy dla telewizji niemieckiej WDR i ZDF przy reportażach i filmach dokumentalnych. Wybierając Polskę jako stałe miejsce do życia, od roku 2000 zajmują się produkcją i dystrybucją filmów autorskich i dokumentalnych, sztuki multimedialnej oraz organizacją wydarzeń kulturalnych. Ważne pozycje w ich dorobku to filmy krótkometrażowe: „Powrót” – etiuda nagrodzona w 1987 roku w Cannes (Grand Prix „Perspectives du Cinéma français”); „Ein Haus für die Natur” („Dom dla przyrody”) – film ekologiczny dla miasta Osnabrück; filmy dokumentalne promujące polską kulturę i polskich artystów w Europie, zrealizowane we współpracy z ARTE, WDR, TVP 2, Canal+: „Melancholia” – portret Andrzeja Żuławskiego, „W cieniu żelaznej kurtyny”, „Polska… w poszukiwaniu utraconego raju”, zaprezentowany w Cannes jako jedna z sześciu najlepszych produkcji dokumentalnych ARTE z roku 2002. Wystawy fotograficzne jakie zorganizowali to: „Raymond Depardon. Photos – Cinema: szczęśliwa samotność podróżnika” – retrospektywa twórczości R. Depardona, (Kraków, Kazimierz Dolny, Grodzisk Mazowiecki, Łódź 2000); plenerowa wystawa „ZIEMIA Z NIEBA – Portret planety u progu XXI wieku – Yann Arthus-Bertrand Fotografia” (Warszawa, Kraków, Poznań, Zabrze, Łódź, Białystok, 2002-2009); plenerowa wystawa „PLANETA OCEAN – Odkrywając świat morskiej bioróżnorodności” autorstwa Laurenta Ballesty i Pierre’a Descampa (Łódź, Hel, 2008-2009); plenerowa wystawa „ARBORES VITAE – Ostatnia taka puszcza” o Puszczy Białowieskiej z zdjęciami Jana Walencika (Łódź, Białystok, Kraków, Warszawa, Mikołów, 2009-2014). Przez 16 lat w całej Polsce ponad 3 milionów widzów zobaczyło wystawy zorganizowane przez Sylvie i Krzysztofa Derdackich. Prowadzą fundację ART in ACTION: www.artinaction.pl
Krzysztof: Jesteśmy z każdej strony obrzygiwani. Rzygają na nas wiadomościami z telewizji, rzygają w radio, rzygają na portalach internetowych. Jest istny zalew złych, dramatycznych wiadomości. Człowiek, który tego słucha, dziecko, które jest tego świadkiem – jak on i jak ono może myśleć o świecie z nadzieją, jak może dobrze myśleć i być zdolnym do czynienia dobra? Jak można wymagać od dziecka by radośnie dojrzewało, dorastało, by wierzyło w potencjał ludzkości, a z drugiej strony pokazywać mu, że ten świat się kończy, jest pełen zła i wojny? Kiedyś, jak myśmy dorastali, nie mieliśmy tego aż tak bardzo. Mieliśmy jednego wroga, niby groziło globalne zniszczenie, ale ktoś tam nad tym czuwał i było bezpiecznie. Dzisiaj nie wiem jak można wychowywać dzieci w czasie tego zalewu mediów, kiedy to zło jest na nas wprost wyrzygiwane? Także na dorosłych… Przecież my wszyscy jesteśmy przerażeni i bez wiary w przyszłość! No chyba że ktoś idzie do kościoła, to dostaje dobrą nowinę. Bez dobrej nowiny nie mamy siły do życia. I ta wystawa ma być dobrą nowiną. Te zdjęcia nie niosą prostej informacji. Jestem w nie absolutnie zapatrzony. One niosą tajemnicę, działają na wielu płaszczyznach. I dlatego je wybraliśmy, dlatego postanowiliśmy je pokazać tu i teraz.
——————————————-
Wystawa potrwa do 30 października 2016 roku. Spotkanie z autorem zdjęć odbędzie się 10 października w Krakowie.
[1] Grafika Piotra Młodożeńca z 2001 roku przedstawia napis COEXIST, w który wpisane są symbole trzech wielkich religii, islamu, judaizmu i chrześcijaństwa.