Paweł Dunal, "Jest bezpiecznie"
Paweł Dunal, "Jest bezpiecznie"

Paweł Dunal: Artysta to rodzaj szamana

Na ankietę NOM odpowiada warszawski twórca

Pobili mnie policjanci, jak miałem 16-17 lat. Wyżywali się na mnie. I jednemu pewnie wtedy stał. Tak jakoś mi to ukazało ciemną stronę człowieka – mówi Paweł Dunal o wpływie biografii na swą pracę

Ankieta NOM ma sondować wewnętrzny wymiar pracy artystów i artystek, dostarczyć nam wiedzy o tym, co dzieje się w ich umysłach i ciałach, gdy tworzą. Kolejnemu badaniu poddał się warszawski malarz, Paweł Dunal, który nawet na diecie tworzy orgiastyczne wizualne psychodele.

 

Co jest istotą twojej pracy? Do czego przez nią zmierzasz?

Myślę, że jest nią dobry, mądry i potrzebny obraz. Potrzebny poza mną chociaż jednej albo dwóm osobom na planecie, które na niego czekają, żeby uczynił ich życie odrobinę lepszym i bardziej wartościowym.

Co cię mobilizuje, a co cię demobilizuje?

Najbardziej mobilizuje mnie wewnętrzny i niezrozumiały dla mnie do końca wewnętrzny imperatyw. W głowie pojawia się wizja – kurczę, muszę to namalować, wypowiedzieć, wydalić (?)-  niczym płód, który się nosi. Czasem mam wrażenie, że to nie ja wymyślam obrazy, ale że one skądś przychodzą, przynajmniej te najlepsze i podoba mi się ta myśl. Praca wygląda tak: zaczynam malować i zaczyna się huśtawka dobre-beznadziejne-klęska-dobre-nikomu niepotrzebne, następnie rozmyślanie „przecież nikt na to nie czeka” i „można się bez tego obejść”, ale jednak jestem tylko ja i obraz i on musi być namalowany, choć przecież nikt z batem nade mną nie stoi, może tylko ja sam.

Paweł Dunal, "Strach przed obcym"
Paweł Dunal, „Strach przed obcym”

Jakiś rodzaj ambicji również odgrywa w tym rolę. Pragnienie sławy? Też. Próżność? Całkiem możliwe. Na pewno pomagają zastrzyki finansowe, nie da się ukryć, że jak są pieniądze wszystko wygląda jaśniej i można sobie zanucić: „Jezu jak się cieszę z tych króciutkich wskrzeszeń…”. Demobilizujący jest przedłużający się brak pieniędzy i samotność, która wtedy staje się szczególnie dokuczliwa. Z kątów pracowni wyłażą najbardziej oślizgłe pająki zwątpień i najczarniejszych myśli. Takie prztyczki w nos od losu, który samemu się wybrało.

O czym nigdy nie zrobisz pracy?

Oj, nie wiem, czy są takie tematy i wolę się nie zarzekać, że nigdy o czymś nie zrobię pracy. Na pewno nie chciałbym zrobić pracy służącej złu i złej sprawie. Myślę, że nie chciałbym też dotykać w obrazach w sposób bezpośredni jakichś wielkich traum ludzkości, bo zawsze mam wątpliwość, czy obraz to najlepsze do tego medium i boję się, że co najwyżej wyjdzie mi z tego ładny obrazek… Ale jak powiedziałem – nie zarzekam się, że nigdy, bo być może poczuję taką wewnętrzną potrzebę i znajdę na to odpowiednie środki wyrazu.

482142_4284482152963_1601294707_n

Jaka idea jest ci najbliższa (np. Bóg, równość, wolność, postęp, rozum itd.) i co przez nią rozumiesz?

Hmm, nie umiem jednoznacznie odpowiedzieć. Może wolność rozumiana jako wolność mówienia (w moim wypadku malowania) tego, co się chce i jak chce, wolność podążania własną drogą do końca. Powinno to też służyć czemuś dobremu i czynić świat odrobinę lepszym, chcę czuć, że to co robię jest jednak potrzebne. Podskórnie wierzę w piękno, chciałbym namalować chociaż jeden obraz, który będzie można nazwać pięknym. Czasem zdarza mi się wierzyć w Boga, ale nie w Boga jakiejś konkretnej religii, tylko takiego nienazwanego i nieokreślonego, nieuchwytnego. Można Go nazwać Bogiem wszystkich i jednocześnie żadnej religii. Nie potrafię odpowiedzieć, co rozumiem pod tym pojęciem, może lepiej, że to tajemnica. Nie wiem czy w niego wierzę, ale mam potrzebę wiary w niego. Chyba potrzebuję wierzyć w istnienie jakiejś opiekuńczej siły. Podobno Bóg jest dla słabych… Może zatem jestem słaby, bo co ja pocznę, gdy dookoła tylu twardzieli? 😉

Demobilizujący jest przedłużający się brak pieniędzy i samotność, która wtedy staje się szczególnie dokuczliwa. Z kątów pracowni wyłażą najbardziej oślizgłe pająki zwątpień i najczarniejszych myśli.

Czy odróżniasz dobrą sztukę od złej? Według jakich kryteriów?

Odróżniam, najczęściej wg własnych kryteriów i na własny użytek, żeby się nie pogubić. Istnieje dla mnie coś takiego jak dobry obraz i bardzo się cieszę kiedy coś takiego zobaczę, a najbardziej się cieszę, kiedy zobaczę taki i czuję się wobec niego bezradny, zadając sobie pytanie „kurczę, jak to jest zrobione?!” Wszystko w takim obrazie jest na miejscu: i warstwa formalna, i energetyczny przekaz, i ruch myśli, który ten obraz powoduje.

Jaką sztuką się interesujesz? Kogo uważasz za najlepszego i dlaczego? Czego nie lubisz, co odrzucasz?

Najbardziej interesuję się malarstwem i dobrą książką. Raczej nie mam ulubionych malarzy, mam ulubione obrazy. Są postacie, którym wiele zawdzięczam. Ostatnio nie mogłem oderwać oczu od „Białego canoe” Petera Doiga. To niesamowicie intensywny obraz, wszystko tam wynika z farby i koloru. Jest jednocześnie materialny i tę materialność przekraczający, uskrzydlający. Chyba jest w tym obrazie coś, co nazywam „dobrym obrazem”. To malarstwo bez kompleksów, orgiastycznie zanurzone w sobie, niewycofane i nieprzepraszające za to, że istnieje, niepodległe wobec fotografii czy innych mediów. Taki obraz zdominowałby większość współczesnych wnętrz. Słyszałem kiedyś zarzut, że malarstwo to onanizm. A ja się pytam: kto nie lubi się onanizować? Jeszcze takiej osoby nie spotkałem.

Paweł Dunal, "Drzewolud i policjant. Szkółka Leśna"
Paweł Dunal, „Drzewolud i policjant. Szkółka Leśna”

Jakiej sztuki nie lubię? Chyba nie lubię sztuki pustej, lichej i czysto formalnej. Bezradny czuję się również wobec sztuki, która staje się niemal czystym działaniem społecznym. Nie jest tak, że podważam sens istnienia takich działań, ale jak je ocenić? Czy to dobrze, że artysta zrobił coś dobrego dla kogoś? Tak, niewątpliwie dobrze. Nie przepadam za sztuką przeintelektualizowaną, gdzie mięsem sztuki staje się tekst towarzyszący dziełu, a sztuka to już jedynie pretekst dla słów na papierze, to tak jakby proteza stała się ciałem.

Jakie znaczenie ma w twojej pracy twórczej twoja biografia, osobista historia?

Ma pewne znaczenie i odkrywam to podczas pracy, jednak staram się to jak najbardziej ukryć i zostawić z tyłu. Ważny jest efekt finalny, didaskalia liczą się mniej. Pobili mnie policjanci, jak miałem 16-17 lat. Wyżywali się na mnie. I jednemu pewnie wtedy stał. Tak jakoś mi to ukazało ciemną stronę człowieka, bliskość sfery przemocy i seksu, dominacji, żądzy władzy i zniszczenia drugiej istoty oraz to że mundur, który teoretycznie jest symbolem tego, co w nas dobre i stoi na straży tego, może okrywać mroczną bestię i dawać jej poczucie bezkarności, władzę nad drugą istotą.

Paweł Dunal, "Ziemia niczyja"
Paweł Dunal, „Ziemia niczyja”

Czy pojęcie artysty ma dla ciebie jakiś głębszy sens czy też nie przywiązujesz do niego większego znaczenia?

Tak. Artysta to dla mnie rodzaj szamana czy kapłana, który ma jakąś robotę do wykonania w świecie, choć coraz mniej jest to potrzebne. Być może właśnie dlatego ma to sens. Jestem Polakiem, więc mam chyba we krwi umiłowanie dla spraw przegranych i beznadziejnych (hihihi). Jednak staram się zachować zdrową pokorę, bo w końcu jestem tylko pyłkiem, człowiekiem, któremu przypadła taka a nie inna droga przez ten ogromny kosmos. Nie jestem więc aż tak ważny. Lubię od czasu do czasu popatrzeć w gwiazdy i uzmysłowić sobie ogrom nicości, to mi pomaga i czuję wtedy jak spada mi z pleców jakiś ciężar i ostatecznie mówię sobie: to wszystko chyba i tak bez znaczenia i nic nie jest na zawsze.

„Dobry obraz” to malarstwo bez kompleksów, orgiastycznie zanurzone w sobie, niewycofane i nieprzepraszające za to, że istnieje, niepodległe wobec fotografii czy innych mediów.

Co mogłoby sprawić, że porzuciłbyś sztukę?

Może jakaś ostateczna klęska, coś, co sprawi, że się rozsypię, wyczerpanie sił twórczych?

Czy praca bardziej cię uszczęśliwia czy dręczy? Dlaczego?

Jedno i drugie, choć częściej chyba to drugie. To trudna droga i trudno jest namalować obraz. Większości ludzi wydaje się, że to takie łatwe, choć dużo w tym udręki, takiego niemal codziennego szukania na nowo sensu w tym, co się robi, znajdowania energii i optymizmu. Kto maluje, ten wie.

Jaki film oglądałeś lub jaką książkę czytałeś najwięcej razy w życiu? Dlaczego?

Film: „Ojciec Chrzestny”- po prostu genialny. „Chłopcy z ferajny”- tak samo. „Czas Apokalipsy”- nic dodać nic ująć. „Ostatnie kuszenie Chrystusa” z przegenialnymi postaciami Chrystusa i Judasza. W zasadzie jest to jedyne dzieło o tej tematyce, które mnie autentycznie porusza. Scorsese jest geniuszem. „Łowca androidów” – nie potrafię opisać, jak głęboko porusza mnie ten film. Chyba za każdym razem płaczę, kiedy wysłuchuję końcowego monologu Roya Batty’ego (Rutger Hauer). Niesamowicie psychodeliczny i oniryczny film. „Lśnienie” –  świetny horror genialnego Kubricka, a w zasadzie Jacka Nicholsona.  Groza wynika tu z atmosfery filmu, idealnie rozpylonej w doskonałym stężeniu. Więcej grozy i niepokoju tkwi w jednym niedopowiedzeniu  Kubricka niż we wszystkich stworach wyskakujących z szafy. Uwielbiam jego kadry, monumentalne, symetryczne i klaustrofobiczne. Myślę, że trochę mu zawdzięczam, jeśli chodzi o obrazowanie. Serial „Twin Peaks”  – genialny Lynch. Te filmy są dla mnie jak wehikuły czasu, lubię się w nie owinąć wieczorem przy zgaszonym świetle i na chwilę zapomnieć, że „wszystkie te chwile przepadną jak łzy w deszczu”.

14573012_1249937675058957_1869718427739324185_n

Paweł Dunal, ur. w 1978 r. w Giżycku. Mieszka w Nowym Dworze Mazowieckim. Uzyskał dyplom na wydziale malarstwa na warszawskiej ASP pod kierunkiem prof. Jarosława Modzelewskiego w 2008 r. Finalista 9. konkursu im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu w 2009 r. Finalista konkursu Bielska Jesień w 2013 r. Wystawa retrospektywna „Sowy nie są tym czym się wydają” w BWA Zielona Góra w 2014 r. Udział w zbiorowej wystawie Palindrom w PGS Sopot w 2016 r. oraz w jej drugiej odsłonie Krewwerk w Fundacji Galerii Foksal w 2016 r. kuratorowanych przez Roberta Kusmirowskiego. Współpracuje z warszawską galerią m2 [m kwadrat]


Jakim zwierzęciem chciałbyś/chciałabyś być?

Może wilkiem? Odejść do lasu i nie wrócić więcej. Albo sową, i być nie tym, czym się wydaje? (hihihi)

Co jest dla ciebie największym niebezpieczeństwem?

Chyba ja sam i moje słabości.

Za co kochasz siebie najbardziej?

Za to, że jestem tak nieziemsko przystojny. A serio, to chyba za to, co we mnie najlepsze i co czasem dochodzi do głosu, za zdolność do współczucia, za to, że czasem dociera do mnie, że nie zamieniłem się jeszcze w skorupę, również za kreatywność. Nie umiem mówić o swoich zaletach, ponieważ tak jak wielu zostałem wychowany  w niezdrowym umniejszaniu siebie. Czuję się nie u siebie, kiedy ktoś mnie chwali i kiedy ja sam zostaję postawiony przed zadaniem chwalenia siebie. Nie wiem czy kocham się za moje wady, ale staram się je poprawiać albo akceptować.

Z czego nigdy nie należy się śmiać?

Trudne pytanie, bo ja lubię się śmiać i lubię czarny humor, a on dotyczy rzeczy, z których teoretycznie nie powinno się śmiać.  Wszystko zależy od intencji i celu śmiania się. Żyjemy w bardzo wesołkowatych czasach, w czasach beki ze wszystkiego. To smutne, że świat kończy się nie hukiem ani skomleniem, tylko ginie w konwulsjach od śmiechu. Jest potrzebny, ale trzeba uważać, żeby nie zabił naturalnej wrażliwości.

Co jest dla ciebie największą nagrodą?

Wewnętrzne poczucie satysfakcji z dobrze wykonanej pracy oraz spotkanie człowieka, który autentycznie nawiązuje kontakt z tym, co robię. Przebywanie wśród zacnych, mądrych i wrażliwych ludzi. Fajnie też, jak są jakieś pieniądze.

Co jest najbardziej ludzkie?

Empatia jest ludzka. Tak na co dzień.

 

 

DATA PUBLIKACJI: 5 listopada 2016
OSTATNIA AKTUALIZACJA: 28 listopada 2016