alma

Elegia na upadek delikatesów Alma

Nim wszystkie sklepy Alma zostaną definitywnie zamknięte, trzeba koniecznie odwiedzić jeden z nich. Widok oszołamia: połowa półek świeci pustkami. Proszę mi wierzyć – byłem, czego i wam życzę. Jeden rodzaj oliwy extra virgin (ostatnie butelki). Bagietek (baguettes) brak. Są jeszcze małże.

 

Kosze oliwek i cytryn 
Bruk opryskany winem
I odłamkami kwiatów.
Różowe owoce morza
Sypią na stoły przekupnie
Naręcza ciemnych winogron
Padają na puch brzoskwini.

Czesław Miłosz, Campo di Fiori

 

Jest rok 2016. Sieć delikatesów spożywczych Alma zbankrutowała. To koniec. Gaśnie Gwiazda Betlejemska polskiego młodokapitalizmu. Ta, która wskazywała drogę. Bob Dylan, gdyby był Polakiem, napisałby jej epitafium.

Pusta półka przypomina martwe rusztowanie, szkielet

Nim wszystkie sklepy Alma zostaną definitywnie zamknięte, trzeba koniecznie odwiedzić jeden z nich. Widok oszołamia: połowa półek świeci pustkami. Proszę mi wierzyć – byłem, czego i wam życzę. Jeden rodzaj oliwy extra virgin (ostatnie butelki). Bagietek (baguettes) brak. Są jeszcze małże, ale nie ma już białego wina (więc po cóż nam małże?). Napój jabłko-aloes: zniżka, sok z malin: zniżka, sos musztardowy: zniżka. Sytuacja jest nie do przecenienia. Dla pokolenia Y/JP2/millenialsów (niepotrzebne skreślić) może to być pierwsza w życiu okazja zobaczyć na żywo (live) coś takiego jak pusta półka.

Jakiego rodzaju jest to doświadczenie? Zupełnej zmianie ulega percepcja sklepu, ujawniają się całe metry sześcienne przestrzeni. Opróżniona półka wydaje się być dłuższa, pozwala zobaczyć się w perspektywie, czego nie daje półka pełna, rozbijająca wzrok w pryzmacie kolorowych produktów. Pusta półka przypomina martwe rusztowanie, szkielet. Jest w niej jakiś chłód, metaliczny blask, coś bezkresnego. Dopiero widok pustej, szarej półki pozwala zrozumieć gierkowski fenomen pielgrzymek-kolejek po banany z ciepłych krajów.

Wraz z upadkiem Almy kończy się pewna epoka w dziejach Polski po 1989 roku. Być może to właśnie symboliczny koniec karnawału transformacji? Polska klasa średnia okrzepła, a teraz przepoczwarza się i redefinuje, aktualizuje swoje praktyki.

Koniec sieci sklepów Alma zwiastuje w Polsce świt ery Człowieka Poczciwego

„Wygląda na to, że polski, także wielkomiejski konsument zdecydował, iż zupełnie wystarczy mu szynka pseudoparmeńska i wino portugalskie za 20zł” – komentuje dla Wyborczej.biz analityk handlowy. Innego zdania są redaktorzy facebookowego profilu Upadek Okcydentu, piszący w duchu protestanckiego kapitalizmu a la Max Weber. „Koniec sieci sklepów Alma zwiastuje w Polsce świt ery Człowieka Poczciwego – świadomego swego miejsca w świecie mieszczanina, bez pretensji i bez ambicji. (…) Puste półki w Almie były oznaką nie tylko bankrutującego biznesu. To też symbol bankrutującej idei (…) konstytuowania się polskiej bieda-klasy średniej, ujebanej w kredyty, z przeciętnymi samochodami, przeciętnymi żonami, nudnymi mężami, pracą u kogoś na etacie”. Z dziećmi o imionach Alan i Brajan.

Matka mojej pierwszej dziewczyny pracowała w pobliżu Almy na Ostrobramskiej. Od czasu do czasu przywoziła z niej różne specjały – włoskie wędliny, oliwki, sery. Pamiętam atmosferę wyjątkowości, w jakiej odbywała się ich konsumpcja; każdy kęs był czymś na granicy akcesu do kosmopolitycznego świata oraz zwykłej sybaryckiej rozkoszy podniebienia. Dziś Alma bankrutuje – ser Grana Padano, skądinąd wspaniały, przestał rekompensować braki statusowe. Stał się irytujący, jak każdy artefakt magiczny, który nie spełnia swojej funkcji zaklinania rzeczywistości.

Kasjerka w delikatesach na Saskiej Kępie, zapytana o okoliczności upadku, irytuje się. „W tej sprawie proszę dzwonić do Krakowa. Karta czy gotówka?”

Dzwonię do Krakowa. Nikt nie odbiera telefonu. Być może na zawsze już schowali go w kredensie.

A jednak jest w tym wszystkim pewien smutek. Oczami wyobraźni widzę oficjalny pogrzeb sklepu Alma. Nad dołem w ziemi stoi Jerzy Mazgaj, właściciel sieci, cały na czarno, pali cygaro, łzy lecą mu jak grochy. W kondukcie pogrzebowym idą robotnicy pracujący przy rozbiórce. Wśród rozkopów i pachołków, w uroczystej ciszy staje poeta-rapsod Marcin Świetlicki i mówi-śpiewa:

Już nigdy nie będzie takiej szynki parmeńskiej.

Takiego Parmigiano.

DATA PUBLIKACJI: 6 grudnia 2016
OSTATNIA AKTUALIZACJA: 23 stycznia 2017