apolonia5

Pola Dwurnik: Od ponad dwóch lat nie ulegam namiętności

Na ankietę NOM odpowiada warszawsko-berlińska malarka

Nie chcę się w nikim zakochiwać. Wolę pędzlem dotykać płótno

Kolejną ankietowaną przez NOM artystką jest warszawsko-berlińska malarka Pola Dwurnik. Ankieta NOM ma sondować wewnętrzny (zarówno mentalny, jak i fizjologiczny) wymiar pracy artystów, ma dostarczyć nam wiedzy o tym, co dzieje się w ich umysłach i ciałach, gdy tworzą.

1.

Szybko czy wolno?

Dzień dobry. Niech odpowiedź na to pytanie odegra rolę wstępu do naszej rozmowy. Moje odpowiedzi będą raczej długie i pojawią się w nich dygresje. Skonstruowałam je tak celowo. Jednosłowne czy jednozdaniowe niewiele o mnie powiedzą. Co z tego, że artystka Pola D. wybierze ascezę i gniew bądź hedonizm i smutek. Zresztą, w pierwszym pytaniu, Redakcja sugeruje ankietowanemu, że ma wybór sposobu formułowania odpowiedzi – szybki albo powolny. Wybieram ten drugi. Kto nie ma ochoty albo czasu czytać, niech w zamian obejrzy moje obrazy. One i tak najwięcej mu powiedzą.

Niespełnienie budzi we mnie ducha walki.

Pełnia czy doskonałość?

Postrzegam siebie jako niepodzielną całość i pełnię – nawet w chwilach rozdarcia czy rozstania. Z moich deficytów, nieugaszonych pragnień i wątpliwości bierze się moja niepohamowana potrzeba tworzenia, celebruję je więc jako pozytywne i sprawcze. Do doskonałości dążę, ale mam nadzieję nigdy jej nie osiągnąć. Bo co by było potem? Pustka i rozpacz. Niespełnienie budzi we mnie ducha walki.

Krajobraz: monochromatyczny czy wielobarwny?

Ja widuję krajobraz głównie z okien pociągów. Często wydaje się monochromatyczny, ale to złudzenie. Jest to krajobraz ruchomy. W tym miejscu odsyłam czytelników do mojego rysunkowego video „Lekarz”.

Introwersja czy ekstrawersja?

Ekstrawersja, ale najchętniej w starannie dobranym kostiumie, z dopracowaną choreografią, napisanymi słowami i w dobrze zaaranżowanej oprawie muzycznej. Wydaje mi się, że bez względu na to, jakim typem psychologicznym się jest, należy dbać o  przygotowanie do spotkania ze światem. Czyli: ćwiczyć ciało, umysł i duchowość. Kiedy ciało jest wysportowane i giętkie, umysł lotny i skupiony, a duch odżywiony i spokojny, można pozwolić sobie zarówno na ekstrawersję, jak i introwersję – i żadna niebezpieczna skrajność się nie przydarzy.

Trzeźwość czy pijaństwo?

Jako córka pijącego alkoholika nie mam cienia wątpliwości – trzeźwość. Pijaństwo to seria koszmarnych obrazów, które często wyświetlają się w mojej głowie i nigdy nie tracą na wyrazistości. Raczej wzmaga się ich intensywność. Pewnie dlatego, że alkohol wywołuje coraz straszniejsze efekty w umyśle i ciele mojego ojca. To równia pochyła. Tata potrafi w jedną godzinę z całkowicie trzeźwego, bystrego faceta przekształcić się w zidiociałego, agresywnego pijaka. Jest w tym mistrzem. To właśnie z głębokiej pogardy i niezgody na wszechobecne pijaństwo dwa lata temu opisałam w felietonie w dodatku do Gazety Wyborczej komiczność niedzielnego kaca. Przy okazji chciałam wyśmiać modę na Berlin i jego knajpiane śniadania na Kreuzbergu. Nie wiedziałam, że masowy czytelnik, szczególnie ten internetowy, nie rozumie satyry ani ironii. Okazało się, że nawet tzw. „inteligencja” czyta dziś zerojedynkowo. Tak więc w umysłach wielu ludzi stałam się piewczynią późnych, hipsterskich śniadań w towarzystwie skacowanych, przypadkowych kochanków. No i dobrze, czemu nie. Wolność interpretacji jest ważna, a nawet należy jej bronić. Wracając do pytania: w życiu – maksymalnie dwa kieliszki wina i myk, do domu. A w twórczości – po słynnym felietonie planuję teraz duży obraz o pijaństwie. Będzie śmieszny i bardzo straszny.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Litość czy trwoga?

Zamiast litości empatia. Błaganie o litość wyśmiewam w obrazie-autoportrecie „Litości!!”.

apolonia4

Obowiązek czy namiętność?

Rozpłakałam się przed Paolo Uccello

Od połowy 2014 roku trwam w postanowieniu o niepodejmowaniu kontaktów erotycznych i niewiązaniu się z nikim – nawet na chwilę, nawet na jedną noc. Nie wierzycie? Wiele osób mi nie wierzy. Ale dziś odpowiadam na pytania NOM całkowicie serio. Czyli od ponad dwóch lat nie ulegam namiętności, a ostro zakochałam się w tym czasie już co najmniej ze cztery razy. Możecie sobie wyobrazić, co się dzieje w mojej wyobraźni gdy szaleję na punkcie kogoś, ale twardo trzymam się z daleka. Eksplozja za eksplozją, euforia, film grozy, porno, jeden wielki haj. I chwilę potem – gdy zakochanie zostało niezrealizowane, a nawet niewypowiedziane i należy skierować myśli w inną stronę – nagły upadek. Ale nie taki, jaki towarzyszy realnemu rozstaniu czy rozczarowaniu. Ten upadek jest bezpieczny i bywa cudownie komiczny. Jedno z takich wyobrażonych rozczarowań opisałam w historii rysunkowej Piosenka dla Wojtka (Pokonam każdego chłopaka) (wyd. Muzeum Współczesne Wrocław, 2016). Opowiada o przypadkowym spotkaniu z Wojciechem Bąkowskim (artysta wizualny, performer, wokalista), który robi na narratorce (na mnie) paraliżujące wrażenie. Kiedy to się wydarzyło, nie tylko nie pozwoliłam sobie na zakochanie dłuższe niż kilka godzin, narzuciłam sobie wręcz dyscyplinę i obowiązek (drugie hasło z pytania), żeby rozpisać, a następnie wykonać 17 dużych narracyjnych rysunków o tym krótkim zauroczeniu. Zabrało mi to trzy miesiące, po których miałam po dziurki w nosie widoku Wojtka Bąkowskiego.apoloniawojtekb

 

apoloniawojtekb2

Stek czy brokuły?

Stek. Gdy jem stek, myślę o zjadających mnie kiedyś zwierzętach. Zgodnie z tradycją mojej rodziny, po śmierci powinnam zostać skremowana i wsypana do urny. Ale ja zdecydowanie wolę zostać pochowana i zjedzona przez robaczki, zaorana przez dżdżownice. Ależ to będzie uczta! Gdy jem stek, myślę o tych chwilach i odczuwam dziwną, zdwojoną rozkosz. Chcę też być pochowana pod drzewem, które również się mną pożywi. Może powinno to być drzewo owocowe – latem siadałyby na nim ptaki. One też miałyby pożytek z moich tkanek, skubałyby owoce tego drzewa. A gdyby była wielka wojna i okazało się, że nie mam grobu, też dobrze. Nie mam nic przeciwko temu, aby rozszarpały moje ciało wilki, szczury i kruki. Może zdziczałe psy? Może też i gołębie, hm, no trudno.

Pola Dwurnik – artystka wizualna ur. w 1979 roku w Warszawie. Uprawia malarstwo olejne, różne formy rysunku, kolaż z fragmentów znaczków pocztowych i Mail Art. Prowadzi także działalność wydawniczą (self-publishing), redaktorską oraz pisze piosenki. Po obronieniu pracy magisterskiej na wydziale historii sztuki UW, w 2004 roku, na dwa lata wyjechała do Bazylei. Przez kolejne dwa lata mieszkała w Warszawie, by w 2008 roku znów wyemigrować – tym razem do Berlina. Od kilku lat ma także drugą pracownię w warszawskim Śródmieściu. Zaprasza do niej znajomych na rozmowy o malarstwie, Basler Leckerli i australijską herbatę. Jest autorką czterech książek z rysunkami oraz wydanego w 2013 roku autorskiego artbooka Girl on Canvas. Dziewczyna na płótnie, do którego współtworzenia zaprosiła m.in. Olgę Tokarczuk, Marię Poprzęcką, Piotra Lachmanna, Agatę Araszkiewicz, Andrzeja Depkę, Romana Dziadkiewicza i wielu innych. W 2014, rok po rozstaniu z ostatnim chłopakiem, zrezygnowała ze związków erotycznych. W 2015 roku zrezygnowała z czytania o sobie w internecie i prasie drukowanej. W 2016 z prowadzenia samochodu. Kolejną aktywnością, z której zamierza zrezygnować będzie prawdopodobnie spożywanie alkoholu. Ale jeszcze nie teraz.

Prace Poli Dwurnik znajdują się m.in. w kolekcjach Muzeum Narodowego w Gdańsku, Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK w Krakowie, Muzeum Współczesnego Wrocław oraz w kolekcjach prywatnych na całym świecie. Artystka współpracuje ze szwajcarską Galerie Idea-Fixa w Bazylei, mieszka zaś nadal w Warszawie i Berlinie.

Oficjalne strony:

http://www.poladwurnik.com

https://www.facebook.com/apoloniadwurnik

https://www.instagram.com/poladwurnik

2.

Co właściwie robisz w swojej pracy?

Jak pewnie słyszeliście, mawiam: I am married to Painting (trawestacja słów królowej Anglii Elżbiety I – I am married to England) czyli poświęciłam moje życie malarstwu / sztuce (to też jest przyczyna, dla której nie mam innego, „człowieczego” małżonka, nie sądzę, bym dała radę mieć dwóch mężów?…) Tematyka obrazów przychodzi do mnie sama – po prostu się pojawiają. Siadam wtedy i je rozpracowuję; analizuję, czytam, zastanawiam się czy warto dany obraz namalować. Następnie szkicuję, rozgryzam temat od strony formy. Większość moich obrazów jest w rozmiarze 150 x 210 cm – dość duże. Zdarza się, że pracuję nad jednym płótnem nawet kilka miesięcy (wolno, wolno). Mam też kilka cyklów mniejszych obrazów i bardzo dużo serii rysunków. Dla osiągnięcia perfekcyjnej kreski jestem w stanie rysować jeden motyw do skutku, nawet przez miesiąc. Ostatnio piszę też piosenki. Na przykład  napisałam zabawną hip-hopową wersję deklaracji poślubienia malarstwa – Ama Painter.

Co cię mobilizuje, a co rozprasza?

Mobilizuje mnie perspektywa śmierci, to, że mam tak mało czasu. Rozpraszają mnie ludzie, w tym nawet najbliżsi przyjaciele i rodzina. Często mam wyłączony telefon i nie można się do mnie dodzwonić. Dwie osoby śmiertelnie się już za to na mnie obraziły.

apoloniaselfportrait

Czy odróżniasz dobrą sztukę od złej?

Tak, oczywiście.

Kto jest najlepszym artystą?

Sztuka to nie sport i nie ma jednego, najlepszego zawodnika. Znam wielu bardzo dobrych artystów i wielu przeciętnych. Najlepiej znam się na malarstwie i mogłaby pobawić się w ranking malarzy, ale nie widzę w tym sensu. Poza tym, oczywiście, wspaniali byli włoscy twórcy renesansu.

Jaką sztuką się interesujesz?

Interesują mnie najróżniejsze formy wypowiedzi artystycznej, nawet sztuka internetu (tzw. net art). Generalnie jednak najbardziej ciągnie mnie do malarstwa. Trochę się wstydzę, ale się przyznam, że piękny obraz potrafi mnie wzruszyć do łez. Rozpłakałam się przed Paolo Uccello, Janem vad Eyckiem, Vermeerem, Rembrandtem, Goyą, Andrzejem Wróblewskim i Marlene Dumas. A teraz coś, co zabrzmi pretensjonalnie: wzruszyłam się też na widok Mony Lizy Leonarda da Vinci oraz gdy zobaczyłam na własne oczy Matkę Boską Częstochowską. To są naprawdę świetne obrazy, to nie legendy!

Czego w sztuce nie lubisz?

Nie szanuję brawury i bylejakości. Nie znoszę wręcz, gdy byle jak wykonany byle przedmiot jest opatrywany odpowiednim komentarzem i podnoszony do rangi dzieła. To jest takie żenujące… Moje wątpliwości budzi także wyświęcanie na gwiazdy bardzo młodych artystów. Co prawda zauważyłam, że są trafnie wybierani; są nie tylko utalentowani i pracowici, mają także odpowiednio silne osobowości i są na ogół przedwcześnie dojrzali. Art World wie, kogo wybiera, nie ma przypadków. A jednak zastanawiam się, czy gdy na świecie coś się zawali i któremuś z tych artystów poważnie zwolni kariera, albo nagle spadną ceny jego prac – czy taki artysta się nie załamie? Ja musiałam latami udowadniać środowisku, że zajmuję się sztuką na poważnie, że to nie kaprys i nie zabawa tzw. „córki”. W tym czasie musiałam sto razy zadać sobie pytanie, po co robię to, co robię, skoro przychodzi w jakiejś sprawie znany krytyk sztuki i z perfekcyjną swobodą ignoruje wielki obraz stojący na sztaludze na środku pokoju. A jest to obraz już skończony i bardzo dobry. W tych momentach znajdywałam tysiące powodów, dla których chciałam malować kolejny obraz. Ale taki młody człowiek, który już w trakcie studiów albo zaraz po trafia na serię prestiżowych wystaw i na międzynarodowe targi sztuki, nie wie jak to jest być kompletnie ignorowanym. Albo wyśmiewanym. Czy w obliczu kryzysu taki człowiek poradzi sobie z brakiem zainteresowania?

3.

Jakie znaczenie ma w twojej pracy twórczej twoja biografia, osobista historia?

Sądzę, że niebagatelne. Po pierwsze „urodziłam się” w pracowni płodnego, sprawnego malarza i znam język malarstwa od dziecka. Dzięki temu czasami posługuję się nim nieco inaczej niż inni malarze, którzy zdając na ASP decydowali się na naukę pewnego zawodu. W mojej pracowni zdarza się, że maluję albo rysuję, jakbym z kimś rozmawiała. Właściwie rzadko maluję z myślą o konkretnej wystawie, a to podobno rzadkie. Poza tym oczywiście często używam zdarzeń z mojego życia, np. w 2010 i 2011 roku namalowałam serię Ogród Apolonii, w której przedstawiłam moich ośmiu byłych partnerów jako osiem zwierząt, z którymi się kolejno sportretowałam.

apolonia3

Jaką rolę odgrywa w twojej pracy dieta?

Taką jak w życiu sportowca.

Jaką rolę odgrywa w twojej pracy płeć?

Ogromną. Na większości moich obrazów głównym bohaterem jest kobieta (właściwie nie ma znaczenia, czy ma rysy moje czy kogoś innego), a przecież te obrazy mówią o człowieku w ogóle. Jest zatem bardzo ważne, że ich głównym bohaterem jest postać kobieca, a nie męska. Na zachodzie wielokrotnie spotkałam się z określaniem mojej sztuki mianem politycznej i feministycznej. Tylko w Polsce jak na razie nie bardzo wiadomo, jak mówić / pisać o mojej pracy. Część polskiego środowiska artystycznego ma problem z malarstwem. Mówię o tych osobach, które cenią tylko awangardę, narrację kojarzą głównie z kiczem, a obraz na płótnie z komercją i bezwartościową dekoracją. Może się ktoś obrazi, ale moim zdaniem to zwykłe umysłowe lenistwo, kompleksy wobec zachodu i wynikające z nich lęki. Oczywiście, nie mówię o wszystkich aktorach tej sceny, mam wielkie szczęście  współpracować w Polsce ze wspaniałymi kuratorami i teoretykami sztuki. Chodzi mi o ogólną tendencję w myśleniu, która się często pojawia i mnie boli. Jest też smutna geneza owej wrogości wobec malarstwa – bieda. Faktycznie, przy braku środków na podstawowe składowe godnej egzystencji, trudno jest kochać wielkie płótna hojnie pokryte drogimi farbami. A jednak, twierdzenie, że malarstwo nie niesie już ważnych treści, mnie osobiście obraża.

W okolicznościach nocnego, miejskiego zgiełku nazwanie siebie „artystą” to potworny obciach

Czy pojęcie artysty ma dla ciebie jakiś głębszy sens czy też nie przywiązujesz do niego większego znaczenia?

Opowiem anegdotę. Kilka lat temu, w czasach, w których jeszcze ulegałam namiętnościom i spotykałam się z chłopakami, poznałam na jakiejś imprezie sympatycznego, przystojnego prawnika. Bardzo sobie wpadliśmy w oko, ale warunki do rozmowy czy jakiejkolwiek sensownej interreakcji były kiepskie, więc szybko znaleźliśmy się w taksówce. Chłopak zapytał, czym się zajmuję. To chyba nie jest właściwe pytanie na tak błyskawicznej randce, ale jakoś niefortunnie przyszło mu do głowy. Odpowiedziałam bez zastanowienia, i zgodnie z prawdą, że jestem artystką. Mina mu zrzedła i natychmiast zaczął się ode mnie odsuwać. Na szczęście szybko (bo nie zawsze jestem powolna) się zorientowałam i roześmiałam: „Eee, no żartuję. Pracuję w barze na Pradze. Robię najlepszą Margheritę w mieście”. Od razu się przysunął. I bardzo dobrze – na nasze szczęście żyjemy w czasach, w których słowa „artysta” nie pisze się wielką literą. W okolicznościach nocnego, miejskiego zgiełku nazwanie siebie „artystą” to potworny obciach. Bo to jest zwykły zawód. Tylko, że całkiem niedawno atrybuował wysoki status społeczny, i my, artyści, ciągle borykamy się ze schedą po owym czasie.

Co mogłoby sprawić, że porzuciłabyś sztukę?

Tylko nadejście śmierci będzie w stanie mnie od niej oderwać. Sztuka wymaga nieustannej koncentracji, dyscypliny umysłu, ciągłego namysłu. Widziałam agonię mojego dziadka Kazimierza. Gdy żył, był bardzo skoncentrowany, precyzyjnie dobierał słowa, gesty. Owa koncentracja była elementem jego pracy – był adwokatem. Zachował ją całe życie, dopiero gdy umierał w wieku 96 lat, na około tydzień utracił porządek myśli. Rozproszył się. Jeśli śmierć mnie zaskoczy, poprzedzi ją rozproszenie mojej uwagi i to będzie moment, w którym porzucę sztukę. Ale planuję śmierć prześcignąć i w pełnej świadomości rozstać się ze sztuką i życiem.

Czy praca bardziej cię uszczęśliwia czy dręczy?

Dręczy i przeraża mnie świat dookoła, praca jest jedynym znanym mi sposobem radzenia sobie z torturami życia. To nic, że praca dostarcza mi wielu bolączek. Są nieporównywalnie lżejsze od przerażenia, jakie odczuwam przyglądając się światu, zwłaszcza obecnie.

apolonia2

4.

Jakim zwierzęciem chciałbyś/chciałabyś być?

Jestem koniem. Staram się być papugą, i papugą chciałabym być. O papugach mogłabym Wam napisać stustronicowy esej, więc nie będę tematu rozwijać.

apolonia1

 

Czego spodziewasz się po dalszej przyszłości?

Mam nadzieję na codzienne radości związane z czasem w pracowni i z gronem znajomych, ale w dalszej przyszłości spodziewam się śmierci. Jeśli dożyję starości, chciałabym zaplanować moją śmierć i ją „wykonać”. Nie wiem jednak, czy będę wystarczająco odważna i silna. Spodziewam się też wielu wojen, cierpień, nieporozumień i katastrof. Spodziewam się końca Unii Europejskiej i fatalnych skutków zmian klimatycznych. W Polsce spodziewam się kryzysu gospodarczego. Szczerze mówiąc, właściwie nie spodziewam się niczego dobrego. Dzięki temu jestem wolna od oczekiwań. I tym samym, szczęśliwa.

Za co kochasz siebie najbardziej?

15 lat temu studiowałam historię sztuki, prowadziłam magazyn artystyczny i małą galerię, w której debiutowało wielu znanych obecnie artystów. Byłam na prostej i gładkiej drodze zawodowej teoretyka sztuki, krytyka, kuratora. Źle się z tym czułam i któregoś dnia, ku zgrozie rodziców i innych studentów, a także niektórych profesorów, postanowiłam zostać artystką. Z jasnej szosy skręciłam w dziką puszczę. To była najtrudniejsza i najlepsza decyzja w moim życiu. Najbardziej kocham się za odwagę, jaką się wtedy wykazałam.

w życiu wybieram ascezę

Z czego nigdy nie należy się śmiać?

Myślę, że z nieszczęścia; czy to będzie czyjaś choroba czy jakieś niefortunne zdarzenie czy słabość, które dla tej osoby są powodem do płaczu. Ja lubię śmiać się sama z siebie albo używać siebie do tworzenia zabawnych historyjek opowiadających o świecie sztuki, albo kondycji ludzkiej w ogóle. Niestety, jak pisałam wyżej, subtelna natura ironii i niuanse dowcipu źle się czują w zerojedynkowym środowisku internetów i bywają zupełnie nieczytelne.

apoloniapotencjal

Co jest najbardziej ludzkie?

No, sztuka. I okrucieństwo. Choć podobno żadne okrucieństwo nie bierze się samo z siebie, na ogół jednak jest wynikiem jakiejś traumy z dzieciństwa. I taka trauma może dotyczyć też zwierząt, choć nie używa się tego ładnego słowa.

5.

Asceza czy hedonizm?

Jak sugerowałam wyżej – jako twórcę ciekawi mnie zgłębianie hedonizmu, ale w życiu wybieram ascezę. Szczególnie stronię od seksu, bo poprzez seks mogę się straszliwie zakochać. A ja już nie chcę się w nikim zakochiwać. Wolę pędzlem dotykać płótno.

Gniew czy smutek?

Jeśli, dobry czytelniku, dobrnąłeś aż tu, wiesz, że w moich odpowiedziach jest dużo smutku i prawie w ogóle nie ma w nich gniewu.

Glenn Gould czy Keith Jarrett?

Płyt z nagraniami Goulda słucham czasem w berlińskiej pracowni. Kocham Bacha, więc interpretacja Kanadyjczyka sprawia mi sporo przyjemności, ale też w jakiś niewyjaśniony sposób potęguje moją melancholię. Brzmienie fortepianu Goulda jest takie chłodne! Nieraz po wysłuchaniu jego nagrań włączam Mazurki Chopina w wykonaniu “zakazanego” Ivo Pogorelicha, żeby się pozbierać, odzyskać nieco dezynwoltury (uwielbiam to słowo). Keith Jarrett jest w porządku, jego jedynego słuchałam na żywo, ale ani mnie nie smuci, ani nie cieszy. Ja najbardziej kocham Prince’a, to jest dopiero orgia dźwięków. Biały fortepian i mikrofon, to była jego ostatnia trasa koncertowa, jeszcze w tym roku (2016). W Prince’ie jest seks, którego nie znajduję ani u Goulda, ani Jarretta. A seks, sami wiecie…

Dziękujemy za odpowiedzi!

Bardzo Wam dziękuję za zaproszenie do ankiety i pozdrawiam czytelników. Pola.

DATA PUBLIKACJI: 13 grudnia 2016
OSTATNIA AKTUALIZACJA: 11 stycznia 2017