Piotr Petarda, Wesołych Świąt, 2016
Piotr Petarda, Wesołych Świąt, 2016

Zbłąkany wędrowiec

Puste nakrycie ma nam przypomnieć o bezwarunkowej miłości bliźniego, jak gdyby dobrzy ludzie, którymi niewątpliwie jesteśmy, potrzebowali tych przypomnień.

Uwielbiam Wigilię Bożego Narodzenia! Szczególnie rytuały związane z posiłkiem i czynności wokół-stołowe. Czy są jeszcze inne w przypadku Wigilii? Nerwowość, antycypacja i miłe słowa, po których zjada się przyprawiony solą spoconych dłoni opłatek oraz oczywiście: dodatkowe nakrycie dla zbłąkanego wędrowca. To ostatnie zawsze było dla mnie czymś tajemniczym i ekscytującym. Tradycja dodatkowego nakrycia jest gestem symbolizującym naszą niezgodę na budowanie murów oddzielających nas od innych. Źródłem kultywowania tej tradycji jest element biblijnej opowieści o narodzeniu Jezusa w stajni betlejemskiej: „(…) nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie.” (Łk 2:1-6)

Staropolska gościnność. Gość w dom… Oczywiście!

Przygotowanie dodatkowego nakrycia jest rytuałem, ale w odróżnieniu od typowego rytuału, ma on mocne zaczepienie o realność. Jego potencjalne konsekwencje są całkowicie rzeczywiste. Gdyby w każdej polskiej rodzinie pojawił się zbłąkany wędrowiec, wystarczyłoby schronienia i pożywienia dla kilku milionów osób! Talerz jest prawdziwy, sztućce błyszczą (jak to sztućce), a krzesło na pewno byłoby zdolne utrzymać wagę prawdziwego zbłąkanego wędrowca. Gdyby zbłąkany wędrowiec naprawdę przyszedł, rodzina musiałaby go usadowić i podać mu prawdziwe jedzenie ulegające najprawdziwszemu procesowi trawiennemu wymagającemu następnie użycia systemu kanalizacji miejskiej. Tu nie ma hokus pokus ani pustych ceremonialnych gestów. Tu jest konkret!

Każda moja wigilia zwykle wypełniona była wyobrażeniami na temat tego tajemniczego zbłąkanego wędrowca. Zawsze zastanawiałem się co by było, gdyby ktoś naprawdę zapukał. Być może nie tylko ja tworzyłem w swojej wyobraźni obraz tej osoby.

Z powodów wymagających oddzielnego eseju na temat kulturowych przyzwyczajeń umysłu, był to zwykle mężczyzna w średnim lub podeszłym wieku, w ciemnym długim płaszczu. Twarz mickiewiczowska lub sienkiewiczowska poorana zmarszczkami nabytymi na polnych drogach i w stodołach, które przez długie lata były mu noclegiem. Futrzana czapa zakrywająca posiwiałą czuprynę, sękaty kijaszek, głos chrapliwy aczkolwiek szlachetnie brzmiący, zapach siana, wiatru i lasu, buty zdarte na polnych drogach i leśnych bezdrożach. A po wigilii zbłąkany wędrowiec pobłogosławiłby nas szerokim gestem i zagrałby nam „Lulajże Jezuniu” na swej ręcznie zdobionej okarynie!

Często jednak w tych swoich wyobrażeniach nie mogłem uniknąć scenariuszy katastroficznych. Co by było, gdyby zbłąkanym wędrowcem okazała się ta niepoczytalna kobieta, która zawsze kręci się w okolicy kościoła? Gdyby zaczęła krzyczeć i rzucać przedmiotami i żywnością? Albo jeden z tych meneli z dworca PKS… Czuć od nich zepsutym moczem na kilometr. Nie wspomnę już choróbsk, pcheł, wesz, pluskiew i innego robactwa, które mogłyby być „przywleczone”.

– Cała wigilia zrujnowana!

Nie potrafiłem sobie wyobrazić moich rodziców przyjaznym gestem zapraszających tych wędrowców rzeczywistych do wieczerzy. Nie świadczy to źle o moich rodzicach, lecz raczej o ułomności mojej dziecięcej wyobraźni.

Nie wspomnę nawet o dylemacie pozbycia się zbłąkanego wędrowca gdy wyczerpie się już magiczny nastrój Wigilii. Jaki jest maksymalny czas pobytu zbłąkanego wędrowca? Czy lepiej wyprosić go dopiero po Trzech Króli, po św. Szczepanie, czy też zaraz po Wigilii? W zadymkę…

Puste nakrycie ma nam przypomnieć o bezwarunkowej miłości bliźniego, jak gdyby dobrzy ludzie, którymi niewątpliwie jesteśmy, potrzebowali tych przypomnień.

– Tak! Bezwarunkowa miłość bliźniego! Staropolska gościnność. Gość w dom… Oczywiście! Pewnie, że tak!

Wszyscy reagujemy pozytywnie na tą szlachetną ideę po czym natychmiast rozglądamy się za naszą niezawodną „Listą wymogów dla idealnego zbłąkanego wędrowca”.

– To przecież tylko tradycja! Taki jakby rytuał…– mówimy.

Nakrycie pozostaje jak dotąd puste, ale zbłąkany wędrowiec chyba już puka. Co robić?! Bledniemy, pocą się nam ręce, biegamy wokół stołu machając bezładnie. Niektórzy z nas już sięgają po kamienie i kije.

Bezwarunkowa miłość bliźniego – trudna sprawa!

Piotr Petarda

  Piotr Petarda

(wł. Piotr Parda) Artysta, ilustrator książek i poszukiwacz. Od 2001 r mieszka w Bostonie, a do kraju przyjeżdża dwa razy w roku. Podwójny magister sztuki (ASP w Poznaniu i SMFA -TUFTS w Bostonie). Przez około pół godziny został kelnerem i czekał na zamówienie stojąc wśród nagrobków zabytkowego cmentarza w Amherst, Massachusetts, innym razem prezentował przedświątecznym zakupowiczom centrum handlowego zawartość pustego portfela. W środku lata ulepił bałwana z trawy i gipsu w ogrodzie swojego domu na przedmieściach Poznania oraz namalował kilka obrazów za pomocą wiertarki i szczotki. Brał udział w trzech maratonach, a w jednym z biegów na 5 km zdobył pierwsze miejsce w grupie wiekowej 35-39 lat. W roku 2015 przeszedł do następnej grupy wiekowej.

(Piotr Parda) Artist, book illustrator, wanderer. Since 2001 lives in Boston and visits Poland twice a year. Double Master of Fine Arts (Academy of Fine Arts in Poznań and SMFA -TUFTS in Boston). For about half an hour he became a waiter and waited for an order among the graves of the old graveyard in Amherst, Massachusetts. Other time he presented the interior of his empty wallet to the Christmas shoppers at a shopping mall. In the garden of his suburban house in Poland, he built a snowman out of mowed grass and plaster in the middle of summer and painted a few paintings using a power drill with a brush attached to it. Piotr took part in three marathons and won one 5K race in his age group (35-39) . In 2015 he moved up to the next age group.


DATA PUBLIKACJI: 23 grudnia 2016
OSTATNIA AKTUALIZACJA: 6 stycznia 2017