WWW

Oświęcim mon amour

wstęp do numeru 04/2017

Życie w Oświęcimiu, życie w cieniu obozu, które stanowi temat tego numeru, równoległego do numeru 3. „Przemoc i luz”, to problem nie tylko dla obywateli Oświęcimia. Z Oświęcimia jesteśmy wszyscy – wszyscy po części jesteśmy oświęcimianami. Pytanie o to, jak żyje się, jak można żyć w Oświęcimiu, nie jest aż tak znowu różne od pytania o to, jak żyje się, jak można żyć, w pobliżu Oświęcimia?

Kiedy przeczytaliśmy nadesłany na naszą skrzynkę redakcyjną tekst Karoliny Feć pt. „Auschwitz, postmodernizm i czarny humor” – który stanowi flagowy esej bieżącego numeru w trzech częściach – doszliśmy natychmiast do wniosku, że porusza on temat tak ciekawy i doniosły, a zarazem jest tak świeży i interesujący, że warto zaprosić autorkę do współpracy przy całym cyklu tematycznym, któremu nadaliśmy tytuł: Oświęcim mon amour.

Skąd wzięła się nasza jednogłośna i entuzjastyczna decyzja? Nie tylko z uznania dla wysokiej jakości tekstu Karoliny. Otóż chyba wszyscy uznaliśmy natychmiast, mniej lub bardziej świadomie, że życie w Oświęcimiu, życie w cieniu obozu, które stanowi temat tekstu, to problem nie tylko dla obywateli Oświęcimia. Z Oświęcimia jesteśmy wszyscy – wszyscy po części jesteśmy oświęcimianami. Pytanie o to, jak żyje się, jak można żyć w Oświęcimiu, nie jest aż tak znowu różne od pytania o to, jak żyje się, jak można żyć, w pobliżu Oświęcimia.

Oświęcim nie jest na mapie Polski takim samym miastem jak każde inne

O bolesnej wadze tego problemu, o jego obecności i podskórnym rozjątrzeniu, jakie wciąż z niego wynika, świadczy najlepiej ostrość granicząca z paniką i histerią, będąca odpowiedzią na wszelkie mniej lub bardziej niezręczne, mniej lub bardziej ignoranckie, rzadko kiedy jednak ewidentnie złośliwe, skojarzenia Polski z obozami. Węszy się czasem przy okazji zmowę i celowe  koordynowane projekty „zniesławiania narodu polskiego”. To, że wprowadzono kary za powielanie tych skojarzeń, najlepiej świadczy o tym, że ta nerwowość jest szczera i ma swoje nieświadome zaplecze Realnego, swoje trupy w szafie.

Kiedy niedawno pojawiły się sugestie, że Polska powinna otworzyć granice dla uchodźców wojennych (ta potrzeba, jak wiemy, nie została przez polski rząd zaspokojona), przez fora internetowe przelała się fala nienawiści – zwracały w niej uwagę całkiem niedorzeczne, zdawałoby się na pierwszy rzut oka, „ironiczne” i „żartobliwe” nawiązania do wojennej zagłady Żydów; szczególnie jedno, grożące nie czym innym, jak wykorzystaniem byłych nazistowskich obozów śmierci do eksterminacji niechcianych imigrantów. Wówczas naraz okazało się, że jednak są w Polsce tacy, którzy byłe nazistowskie obozy uważają za swoje i są gotowi grozić ich użyciem przeciwko innym. Dlatego przymykanie oczu na faszyzm w Polsce jest absurdem – ważne jednak również, by nie wpadać w panikę, nie nadużywać pojęć, nie bać się – nie po to nazywamy faszystów po imieniu, żeby zrobić ich bardziej przerażającymi. Także dlatego powstaje ten numer.

Nie chodzi nam też wyłącznie o jakieś (auto)demaskacje – zresztą niebędące już dla nikogo wrażliwego odkryciem. To, że Oświęcim nie jest na mapie Polski takim samym miastem jak każde inne tej wielkości, jest dla każdego oczywiste; tak samo jak to, że obozy były zasadniczo i najściślej mówiąc nazistowskie. Jednak znalazły się na terenie Polski, a ich pozostałości, zarówno materialne, jak i społeczne, kulturowe, symboliczne, znajdują się w Polsce i są częścią polskiego dziedzictwa i polskiej świadomości zbiorowej. Istnieje problem ich obecności, trwania, oddziaływania w tej świadomości.

Oświęcim – właśnie, najpierw pod nazwą „Oświęcim”, a dopiero później, dla oddzielenia od tego, co polskie, oraz od samego funkcjonującego wciąż miasteczka, przemianowany na Auschwitz – był w kulturze i wychowaniu silnie obecny w czasach naszej młodości – w PRL. Był jednak w ówczesnym dyskursie oficjalnym przede wszystkim miejscem polskiej zagłady, w którym  kładzie się większy nacisk na polskie ofiary, a także – ogólnie humanitarną zgrozę, z pewnym odesłaniem do tła Żydów i Holocaustu. Każdy z nas pamięta, że choć wiadomo było, iż to Żydzi ginęli w Oświęcimiu (ściśle, w Oświęcimiu-Brzezince), jednocześnie to Polska i Polacy byli przedstawiani jako główna ofiara.

w Oświęcimiu oraz w jego pobliżu znane pytanie „jak można żyć po Auschwitz?” wydaje się czymś, na co odpowiedź pada ze szczególnej, nader pouczającej perspektywy

To, że w Oświęcimiu ginęli głównie Żydzi, było jednak wiadomo. Chyba głównie z „dowcipów”. Każdy z nas lub prawie każdy z nas pamięta, że było ich wiele i to w nich główną rolę – ofiary – odgrywali Żydzi. Nigdy nie występowali w nich Polacy, chyba że drugoplanowo, jako ci, którzy jakoś tam dają radę przetrwać. Czy w tych żartach nie kryła się, paradoksalnie, prawda, czy nie artykułowały jej one mimowolnie poza oficjalnym dyskursem? Były to oczywiście „żarty”, których nie należałoby cytować. Zresztą – prawie wszystkie, a już na pewno te najokrutniejsze – po prostu się zapomina. Wyparliśmy je i nie chcemy do nich wracać, wstyd nawet pamiętać o nich, ale taka jest prawda – częścią edukacji holocaustowej w polskiej szkole w PRL (jak jest teraz?) były powtarzane przez dzieci makabryczne żarty. Żarty te powtarzały nawet dziewięcio-, dziesięcioletnie dzieci. Wspomina o tym w swoim tekście Karolina Feć.

Może nie należy tego osądzać, zdumiewać się, szokować, ale spojrzeć na to jak na coś ludzkiego: jakże inaczej można reagować, gdy mieszka się na cmentarzu, jak nie cmentarnym humorem? Czyż ci, których los rzucił w tak ponure miejsce, nie mają ostatecznie prawa do czarnego humoru; czyż nie jest to najnormalniejsza rzecz na świecie, że żartują; także – niesmacznie? Z drugiej strony, dlaczego wiele z tych dowcipów – nawet jeśli nie wszystkie – wyrażały pogardę dla żydowskich ofiar, podziw dla oprawców?

W Oświęcimiu oraz w jego pobliżu znane pytanie „jak można żyć po Auschwitz?” wydaje się czymś, na co odpowiedź pada ze szczególnej, nader pouczającej perspektywy. Jak odpowiadają na nie oświęcimianie, tamtejsi artyści, intelektualiści? Jak to jest być najbliżej, co mają do powiedzenia innym Polakom, czy w ogóle starają się coś mieć im do powiedzenia? Czy powinni się starać?

O tych właśnie oraz pokrewnych sprawach traktować będzie cykl tematyczny czwartego numeru NOM: „Oświęcim mon amour” (będzie on równoległy do tematu numeru 3 „Przemoc i luz”). „Mon amour” bo podobnie jak w „Hiroshima mon amour” chcemy oddać głos prywatnym historiom, często skrępowanym przez dominującą i przemożną narrację wojenną. Mon amour, bo nie mogąc w żadnej mierze zapomnieć i odwrócić się od dziedzictwa obozów w okupowanej Polsce, musimy jakoś tę naszą ogólną polską kondycję oświęcimian zaakceptować, okazać jej zrozumienie i czułość – hołubić ją i pielęgnować, zamiast udawać, że „to nie my!”

plakatauschwit-mon-amour-prosty

DATA PUBLIKACJI: 17 stycznia 2017
OSTATNIA AKTUALIZACJA: 13 listopada 2017