Fot. Sebastian Freitag,
Rzeźbiarka ze swoimi pracami w Odlewni Artystycznej Schmäcke w Düsseldorfie, Niemcy
Fot. Sebastian Freitag, Rzeźbiarka ze swoimi pracami w Odlewni Artystycznej Schmäcke w Düsseldorfie, Niemcy

Agata Agatowska: Sztuka po Auschwitz jest koniecznością

Od połowy 2016 roku w różnych zakątkach Oświęcimia można spotkać rzeźby Agaty Agatowskiej w ramach jej jubileuszowej wystawy na 20-lecie pracy twórczej „Rzeźby z przyszłości”. O tym, jakie tęsknoty wyraża sztuka, o zmianach wizerunku miasta i przełomowej dla niego roli tej futurystycznej ekspozycji rozmawiałam pewnego mroźnego wieczoru z artystką, która dorastała w Oświęcimiu.

Karolina Feć: W katalogu wystawy czytamy: „Połączenie kilku miejsc i wypełnienie ich przestrzeni współczesnymi rzeźbami było próbą dialogu z przeszłością i innego niż historyczne spojrzenia na miasto dzisiaj – spojrzenia przez pryzmat sztuki i teraźniejszości, a nawet przyszłości.” Czy jest możliwa sztuka po Auschwitz?

Agata Agatowska: Jest możliwa, oczywiście. Sztuka jest możliwa w każdych warunkach i jest odpowiedzią na potrzeby ducha. Po Auschwitz jest nawet konieczna. Pytanie o sztukę po Auschwitz jest podobne do pytania o Boga w tym kontekście. Oba tematy dotykają transcendencji i odnoszą się do natury ludzkiej, która nie jest tylko biologiczna.

Pochodzę z Oświęcimia i tworzę sztukę, która nie wiąże się z historią II wojny światowej, jest od niej niezależna, mimo że dorastałam obok miejsc tragicznych wydarzeń i ciągle byłam z nimi konfrontowana. Tworzę sztukę współczesną i opowiadam o dzisiejszym świecie, który znam. Cóż mogłabym powiedzieć o doświadczeniach ludzi z Auschwitz? Pozostaje pamięć, a dla mnie – jako artystki – spoglądanie w przyszłość. Tym charakteryzuje się moja sztuka.

Wpisujesz się tym samym w ogólne tendencje w sztuce współczesnej?

Dziś obserwuje się tendencje oderwania od rzeczywistości. Zatraca się poczucie związku człowieka z otaczającym światem. Odzwierciedlenie tych zjawisk odnajdujemy w sztuce, modzie, designie, architekturze, które stają się coraz bardziej fantazyjne. Powstają coraz bardziej futurystyczne formy. Człowiek przekracza swoje naturalne granice, udowadnia sobie znowu, że wszystko jest możliwe.

W swojej twórczości często odwołujesz się do mody. W jaki sposób moda miałaby służyć przekraczaniu granic w sztuce?

Na modę patrzę przez pryzmat sztuki. Lubię takich designerów ubioru, jak Aleksander McQueen czy Karl Lagerfeld oraz Nicolas Ghesquière. To są artyści w swej dziedzinie, którzy już dawno przekroczyli granice praktycyzmu. Wiele ich pomysłów ma charakter rzeźbiarski i widać, że oni inspirują się sztuką, przemieniając pokazy mody w teatralne spektakle.

Odnoszenie się do mody i popkultury pozwala mi rozwijać własny styl w obrębie nowej figuracji i posługiwać się językiem form zrozumiałym dla wszystkich. Elementy kostiumów poddane redukcji, oczyszczone z detalu i koloru, wprowadzone do rzeźby uwspółcześniają ją i wzbogacają.

Wielu znawców sztuki twierdziło, że sztuka figuratywna wyczerpała się, że została wyeksploatowana przez XIX wiek i wcześniejsze epoki. Ja uważam zupełnie inaczej. Jest wielu ciekawych artystów, którzy zajmują się rzeźbą przedstawiającą, np. Katsura Funakoshi czy malarz Yoshitomo Nara, realizujący również rzeźby oraz mało znany w Polsce Wilhelm Lehmbruck, rzeźbiarz niemiecki, który tworzył w pierwszej połowie XX wieku.

A co z materią? Tworzysz – jako pierwsza artystka – z mastiku. Czym on jest?

Mastik to rodzaj tworzywa sztucznego, żywicy. W swoim wyglądzie i charakterze przypomina kamień. Jest ciepły w dotyku. Ma niejednolity kolor i powierzchnię. Mastik ma w sobie tę żywość, w której widać proces twórczy oraz ślad ręki artysty. To materiał stosowany w przemyśle, ale przeze mnie po raz pierwszy został wykorzystany na potrzeby sztuki. Używam również innych materiałów – odlewam w betonie, brązie i aluminium.

Gdyby więc wprowadzić do słownika określenie „mastikowy świat” per analogiam do świata plastikowego, to oznaczałby on większą dozę indywidualizmu, tak? Byłoby w nim widoczne piętno każdego twórcy? W przeciwieństwie do plastiku, który wskazuje właśnie na maszynę, fabryczne wyrabianie jednego i tego samego.

Zgadza się. A w obrębie sztuki oznaczałby tylko mój odrealniony świat, ponieważ tylko ja stosuję ten materiał. Przynajmniej do dziś.

A propos odrealnienia, twoja rzeźba „Przeprowadzka na Marsa” wystawiona w oświęcimskiej wieży zamkowej, skojarzyła mi się z powiedzeniem o kimś, że jest kosmitą… chociaż na Marsie można by przez jakiś czas żyć, jak przekonywał Ridley Scott. Co chce nam powiedzieć ta rakieta?

Tematem rzeźby jest, jak w tytule, przeprowadzka na Marsa. Człowiek tak dalece rozwinął nowe technologie, że lot na Marsa jest właściwie w zasięgu ręki. Ale mentalnie nie zmienił się od pradziejów. Ma te same pragnienia, tęsknoty. Cóż zabrałby człowiek w taką podróż? „Przeprowadzka…” z wieży przedstawia  człowieka zintegrowanego z rakietą, przez powierzchnię której przebijają telewizory – symbolizujące nasze przyzwyczajenia.

Cykl "Catwalk to a Dream" (2010-2011); "Przeprowadzka na Marsa", 44x190 cm, mastik, 2008; "Kąpiel w pianie", 53x97 cm, colatec, 2013; Oświęcimskie Centrum Kultury, Oświęcim
Cykl Catwalk to a Dream, 2010-2011; Przeprowadzka na Marsa, 44×190 cm, mastik, 2008; Kąpiel w pianie, 53×97 cm, colatec, 2013; Oświęcimskie Centrum Kultury

Twoje rzeźby są bardziej afirmatywne czy krytyczne w stosunku do tego, co jest?

W całej mojej twórczości staram się afirmować, a nie krytykować. Krytyka jest dużo prostsza niż afirmacja. Wszystkie moje prace z jednej strony są poważne, statyczne, hieratyczne, ale z drugiej pojawiają się elementy burzące tę powagę, np. uszy Myszki Miki lub inne elementy pop kultury, jak portret Dawida Bowie czy klapnięte ucho Misia Uszatka. Powaga rzeźby zderzana jest z dowcipem. Sztuka nie musi być poważna w wyrazie. Poważnie należy traktować ją na etapie budowania formy, języka sztuki, którym artysta porozumiewa się z odbiorcą. Dbam, aby ten język był zrozumiały i budził pozytywne skojarzenia.

Jesteś też aktorką…

Tak, ćwiczyłam pantomimę we Wrocławiu równolegle do moich studiów rzeźbiarskich, a później  występowałam w teatrze lalkowym Velvets w Niemczech, jako aktorka pantomimy. Graliśmy takie sztuki, jak: Czarodziejski Flet Mozarta czy Opowieści Hoffmanna Offenbacha albo sztuki dla dzieci: Pinokio Collodiego, Mały Książę de SaintExupery`ego i in.

Ten specyficzny czarny teatr został założony w latach 60-tych przez Danę Bufkovą i Bedo Hanysa w Pradze. Po wyemigrowaniu w tamtych latach z Czechosłowacji, osiedlili się w Wiesbaden.  Velvets Theater to jedyny czarny teatr w Niemczech. Doświadczenia jakie w nim zebrałam, wpłynęły w pewien sposób na charakter moich rzeźb.

Różowa Kokarda, 57 x 106 cm, beton, 2015, Miejska Biblioteka publiczna GALERIA KSIĄŻKI, Oświęcim
Różowa Kokarda, 57×106 cm, beton, 2015, Miejska Biblioteka publiczna GALERIA KSIĄŻKI, Oświęcim

Tak sobie rozmawiamy o teatrze, rzeźbie, itp., a czy twoja działalność w jakiś sposób się łączy z Oświęcimiem? Do jakiego stopnia pochodzenie z tego miasta cię ukształtowało?

Jako dziecko chciałam zostać baletnicą, ale nie było żadnych szkól baletowych w mieście. Mając 10 lat zdobyłam drugą nagrodę w konkursie plastycznym w OCK (wtedy ZDK). Może to był początek mojej drogi artystycznej, chociaż wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam. Zamiast baletnicą zostałam rzeźbiarką.

Zaraz po liceum wyjechałam z Oświęcimia na studia w Instytucie Sztuki w Cieszynie, potem do Wrocławia na ASP, a następnie na studia w Kunstakademie Düsseldorf, w Niemczech. I to był najbardziej intensywny czas, który ukształtował moje widzenie sztuki poprzez rozmowy z ludźmi, spotkania z artystami z całego świata,  wystawy. Miałam możliwość spojrzeć na sztukę z perspektywy tak Polski, jak i Niemiec.

W Oświęcimiu spędziłam dzieciństwo i wczesną młodość. Powracam z sentymentem zwłaszcza, że mieszka tu moja rodzina oraz wielu wspaniałych  ludzi, z którymi mam ciągle kontakt.

Wyjechałaś stąd na studia w latach dziewięćdziesiątych, kiedy bardzo gorącym tematem były spory o krzyż, o Karmelitanki…

Dokładnie, i wtedy niewiele dało się tutaj zrobić.  Pamiętam czasy, kiedy funkcjonowała dyskoteka nieopodal Międzynarodowego Domu Spotkań Młodzieży. Została po krótkim czasie zamknięta. Powstała w miejscu byłej garbarni, gdzie podczas wojny pracowali więźniowie obozu koncentracyjnego Auschwitz. Zakłócała spokój kontemplacyjny wokół MDSM i wzbudzała kontrowersje ze względu na historię wojenną. Z drugiej strony mieszkańcy chcieli mieć jakąś przestrzeń do spotkań i zabaw. I tego typu zderzenia historii ze zwykłymi potrzebami ludzi były w Oświęcimiu częste. Historii nie da się zmienić, ale też nie wolno zapomnieć i – jakby niektórzy chcieli –  zaczynać od nowa, jakby nic się nie stało.

Dziś  Oświęcim – Miasto Pokoju za swoją misję obrało rozpowszechnianie wiedzy o historii oraz szerzenie idei pokojowych. Powstał Life Festival, który ściąga wielkie gwiazdy muzyki. Kiedyś byłoby nie do pomyślenia, żeby do Oświęcimia przyjechał Sting czy Elton John. A dzieje się to właśnie w kontekście idei pokojowej. Urząd Miasta prezentuje nową politykę: chce uczynić miasto nowoczesnym i prężnie działającym, by służyło też mieszkańcom, a nie tylko upamiętnianiu historii, co jest swoją drogą koniecznością.  Trzeba tworzyć dalszą historię, już pozytywną. Także poprzez sztukę współczesną.

Obecnie w sferze kultury działa tu już wiele instytucji: Muzeum Zamek i Centrum Żydowskie, Oświęcimskie Centrum Kultury, Biblioteka GALERIA KSIĄŻKI oraz Międzynarodowy Dom Spotkań Młodzieży.

Tak. Każda z tych instytucji działa na rzecz kultury i każda ma swoją specyfikę. Edukuje w zakresie, do którego została powołana. To jest bardzo cenne. Może kiedyś powstanie jeszcze Muzeum Sztuki Współczesnej. Wtedy byłaby pełnia.

Agatowska użycza swojej twórczości jako przewodnika po mieście” – czytamy w katalogu twojej wystawy – i rzeczywiście jej specyfika polega na rozproszeniu. Rzeźby można spotkać w Bibliotece, OCKu, na Rynku, w MDSMie, Muzeum Zamek i nawet tutaj, w Cafe Bergson. To nie jest tak, że człowiek idzie obejrzeć wystawę, ale ona wręcz sama do niego przychodzi, gdziekolwiek się ruszy. Skąd ten pomysł?

Pomysł zrodził się rok temu w związku z moim jubileuszem 20-lecia pracy twórczej. Miała być jedna wystawa, ale w rozmowach z Urzędem Miasta powstał koncept pokazania rzeźb w kilku miejscach, z rozmachem. Dyrektorzy wszystkich wymienionych wyżej instytucji przyjęli pomysł z entuzjazmem.

Najpierw MDSM zgodził się wystawić projekt „Infinity – Shadow of the Hand. Nieskończoność  – cień ręki” – rzeźby cieniowe, które realizuję na podstawie odlewu własnej ręki.  Projekt stanowi przejście od realizmu do abstrakcji. Aluminiowa ręka rzuca cień. Ten po odlaniu stanowi następną rzeźbę, która da początek kolejnej. I tak w nieskończoność. Projekt rozciągnięty jest w czasie, otwarty, zakłada powstanie coraz bardziej abstrakcyjnych form, które przy każdej następnej realizacji stają się coraz większe. Kiedyś, gdy ich rozmiary przekroczą możliwości przestrzeni galeryjnych, chciałabym zrealizować prace w otwartej przestrzeni, tworzyć wielkie rzeźby plenerowe.

W ramach wystawy udało się zaprezentować rzeźbę na Rynku, co jest wydarzeniem przełomowym, bo wcześniej stała tu tylko rzeźba św. Jana Nepomucena, która zaginęła w zawierusze wojennej. Rzeźby połączyły zatem różne miejsca Oświęcimia i miały być zachętą, aby zwiedzić miasto i zobaczyć jego zupełnie inne oblicze.

Nieskończoność – cień ręki, cz. II, Galeria Miasta Trzyniec, Czechy, 2015
Nieskończoność – cień ręki, cz. II, Galeria Miasta Trzyniec, Czechy, 2015

Obecnie mieszkasz i tworzysz w Niemczech. Jaka jest reakcja Niemców na to, że urodziłaś się w Oświęcimiu?

Mało kto zna nazwę Oświęcim. Wszyscy znają Auschwitz. A Auschwitz to obóz i dla Niemców wstydliwa historia. Dziś słusznie istnieje rozdzielność nazewnictwa Oświęcim – dla miasta z osiemsetletnią tradycją i Auschwitz – dla miejsca zagłady. Jednak oprócz kwestii samej nazwy, zaskakujące jest, że niektórzy nie zdają sobie sprawy z istnienia miasta liczącego 40 tysięcy mieszkańców. Znają tylko fragment historii związany z II wojną światową i Auschwitz.

Do wystawy „Rzeźby z przyszłości” powstał katalog w trzech językach. Myślę, że jest to bardzo dobry materiał, pokazujący poprzez moją sztukę Oświęcim – miasto, z zupełnie innej perspektywy.

A jakie wrażenia wywiera na tobie Muzeum Auschwitz?

Muszę powiedzieć, że te same miejsca dziś wyglądają zupełnie inaczej niż np. 20 lat temu. One już nie działają tak, jak wtedy. Dawniej miałam wrażenie, że ta historia jest jeszcze bardzo świeża, jakby zatrzymał się czas. Dziś część obiektów to efekt prac konserwatorskich. Obóz staje się miejscem turystycznym.

Widziałaś kiedyś turystę w Oświęcimiu?

Ostatnio w Cafe Bergson przy mojej rzeźbie „Ice Cream”. Ale rzeczywiście, turyści zwiedzający obóz rzadko są kierowani do miasta. Wyjeżdżają od razu do Krakowa, gdzie spędzają czas z przyjemnością, podczas gdy Muzeum Auschwitz to wstrząsające przeżycie. Omijanie miasta skutkuje wybrakowaną wizją tego miejsca. Role magnesu ściągającego zwiedzających do centrum powinna pełnić sztuka, jej stała  ekspozycja w przestrzeni plenerowej lub muzeum, które może  kiedyś powstanie. Wtedy goście, zamiast od razu opuszczać Oświęcim, mogliby po zwiedzaniu Auschwitz doznać swoistego katharsis w kontakcie ze sztuką, skierować myśli ku przyszłości tu na miejscu, a nie dopiero w Krakowie.

Twoje rzeźby wizualnie nie pasują do oświęcimskiego krajobrazu, może poza biblioteką, która też jest nowoczesna. W wielkim mieście, dzielnicy biznesowej, nawet galerii handlowej, wyglądałyby „na miejscu”, ale w Oświęcimiu, miasteczku raczej dwupiętrowym, nie licząc bloków z wielkiej płyty, te rzeźby wprowadzają jakieś zamieszanie, poczucie estetycznej niespójności, a skoro niespójności to i niepokoju. Tak działa na przykład czerwona postać na Rynku. Czy to jest zamierzony efekt?

Tak. „Rzeźby z przyszłości” działają kontrastem. Dla człowieka, który wchodzi na Rynek czerwona rzeźba to punkt zaczepny, przyciągający wzrok, kontrastujący ze starymi kamienicami. Długo  zastanawiałam się, jaką rzeźbę zaprezentować na Rynku. To przemyślana, ale trudna decyzja, bo wiedziałam, że czerwony kolor będzie dla niektórych prowokujący. Stwierdziłam, że zaryzykuję, zrobię właśnie czerwoną. Kolor wydobywa tę niedużą rzeźbę z przestrzeni Rynku. Należycie pracę eksponuje, jako główny punkt wystawy. Czerwień kojarzy się z życiem i kontrastuje z tragiczną historią miasta. Poza tym nie jest to rzeźba pomnikowa. Jest to postać przyglądająca się z boku życiu mieszkańców. To element współczesny. Ma wprowadzać pozytywne uczucia.

Myślisz, że to zostało zrealizowane?

Tak. Na pewno. Widziałam dzieciaki fotografujące się całą klasą z rzeźbą na Rynku. Pojawiają się też często zdjęcia  z rzeźbą na facebooku. Chodziło właśnie o to, żeby zwrócić uwagę na sztukę, tak więc żywy kolor spełnił swoją funkcję.

bez tytułu, 59x101 cm, brąz, 2016, Rynek, Oświęcim
bez tytułu, 59×101 cm, brąz, 2016, Rynek, Oświęcim

Rewelacyjne jest to zdjęcie w katalogu z kobietą w czerwonym swetrze nieopodal.

Mam kilka takich zdjęć. Pewien fotograf z Oświęcimia podesłał mi świetne zdjęcie, gdzie obok tej rzeźby przechadza się pani dokładnie ubrana tak, jak eksponowana praca: czerwona bluzka – jak tors i szara spódnica – jak postument.  Masz już zdjęcie z rzeźbą?

Nie… ale skoro mówisz, że do końca roku będzie stać, to zdążę zrobić.

Ekspozycja na Rynku już teraz została przedłużona. Może zostanie na stałe.

A czułaś się zagrożona dewastacją?

Płyta Rynku jest monitorowana, więc nie tak łatwo bezkarnie zniszczyć coś, co się tam znajduje. Póki co, żadne ataki nie miały miejsca.  Bardzo dobrze świadczy to o mieszkańcach, jest bardzo pozytywne i zachęca, by powtarzać takie działania.

Jeszcze dziesięć lat temu byłyby zniszczone…

Dziesięć lat temu nie było takiej możliwości, żeby coś w przestrzeni miejskiej postawić. A już na pewno nie na Rynku. Wprowadzenie rzeźby współczesnej w  kontekst Oświęcimia mogło bowiem różnie się skończyć…

Co się stało, że ta sytuacja się zmieniła?

Po prostu miasto się zmienia. Myślenie o mieście. Przeprowadzone zostały konieczne remonty. Sklep „Tęcza”, który zajmował niemal całą przestrzeń na Rynku, przecząc jego funkcji,  po latach starań został zburzony. Uporządkowano miasto. I pojawił się właśnie odpowiedni moment na myślenie o sztuce.

Co uważasz za najlepsze i najgorsze w mieście?

Cieszę, że są takie miejsca, jak nowoczesna Biblioteka wraz z Aleją Pisarzy, na której pojawiają się tablice znanych autorów. Ostatnio mojego ulubionego Wiesława Myśliwskiego. Podoba mi się silny nacisk na kulturę: jest Life Festival, jest też Biennale Plakatu Politycznego prowadzone przez Pawła Warchoła i MDSM. Podoba mi się to, że do Oświęcimia zaczynają napływać ciekawe postaci ze świata sztuki i  kultury.

Najgorszy podobno jest smog.

Można powiedzieć, że twoja relacja do miasta to było najpierw odpychanie, a teraz przyciąganie?

Dokładnie tak jest. Musiałam najpierw wyjechać, żeby chcieć tu wracać. Ale dziś to jednak zupełnie inne miasto.

Bez punktu odniesienia trudno byłoby coś ulepszyć.

Trzeba wyjechać, żeby umieć lepiej ocenić, czym możemy się pochwalić. W Polsce wielu osobom wydaje się, że wszędzie jest lepiej niż w kraju. Musimy nauczyć się chwalić własnymi osiągnięciami, artystami.

Piesek chłepczący kałużę, którą staje się dziewczynka topniejąca pragnieniem zjedzenia loda, 97x85 cm, aluminium, 2013; Cafe Bergson, Oświęcim
Piesek chłepczący kałużę, którą staje się dziewczynka topniejąca pragnieniem zjedzenia loda, 97×85 cm, aluminium, 2013; Cafe Bergson, Oświęcim

A wracając do kwestii obozu, masz wrażenie, że jest raczej obecny czy nieobecny w życiu mieszkańców?

Jest obecny, ale egzystuje z boku życia codziennego. Czyli dokładnie tak, jak został usytuowany: na obrzeżach miasta.

Gdyby nigdy nie było obozu w Oświęcimiu, to…”

To Oświęcim byłby jednym z wielu małych miast w Polsce. Z jednej strony mamy tę straszną historię, a z drugiej jest to jednak jakiś potencjał na przyszłość. To mimo wszystko obecnie jedno z najważniejszych miast na świecie.

Urząd Miasta przeprowadza takie podsumowania roczne, gdzie pojawiają się rubryki „zagrożenia dla miasta” i „szanse dla miasta” – obóz sytuuje się po obu stronach.

Zgadza się. Miasto pozostaje w cieniu tej historii, ale jeśli będzie prowadzić politykę edukacyjną, pokojową i kulturalną to ma szansę z tego cienia wyjść i profitować z uwagi na masę turystów, jaka przyjeżdża zwiedzać obóz. Miasto musi się nowocześnie rozwijać, żeby mieć co zaoferować odwiedzającym.

Albo nowocześnie albo wcale?

Stare kamienice, bunkry, podziemne przejścia, to atrakcje historyczne. Ale trzeba tworzyć nową historię już dziś. Właśnie w sztuce współczesnej widzę szansę dla Oświęcimia. Sztuka może tutaj bardzo wiele.

Gdybyś miała wyrzeźbić czy narysować, po prostu ująć Oświęcim w jednej pracy, co ona by przedstawiała?

Niech rzeźba na Rynku będzie odpowiedzią. Postać, która stoi z boku i się przygląda.

16195043_1780973985499998_1666088404913381941_n

Agata Agatowska – urodziła się w 1976 roku w Oświęcimiu. Studiowała rzeźbę w Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu w pracowni prof. Alojzego Gryta (dyplom w 2001 roku) oraz na Akademii Sztuk Pięknych w Düsseldorfie: scenografię w klasie prof. Karla Kneidla i rzeźbę w klasie prof. Thomasa Grünfelda (dyplom w 2012 roku). W 2012 roku uzyskała tytuł doktora na Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Artystka brała udział w ponad 60 wystawach w Polsce, Niemczech, USA, Chinach, Wielkiej Brytanii. Otrzymała dwie ważne nagrody w 2008 roku: nagrodę Darmstädter Sezession w Darmstadt w Niemczech oraz Grand Prix na 5. Biennale Sztuki Młodych „Rybie Oko” w Słupsku. W latach 2001-2012 była wielokrotną stypendystką Miasta Oświęcim, a w 2013 roku otrzymała wyróżnienie Miasta Oświęcim w dziedzinie kultury. W latach 2002-2006 współpracowała z Velvets Black&Light Theater w Wiesbaden (Niemcy) jako aktorka pantomimy.
www.agataagatowska.eu

Spełnia rolę świadka?

Świadka historii współczesnej. Ważne jest również, że to rzeźba figuratywna, odnosząca się do człowieka, bo to ludzkie tragedie się tu rozgrywały i ludzkie życie nadal się toczy. Warto wspomnieć, że cała wystawa powstała w ramach obchodów Roku Praw Człowieka i Tolerancji w Oświęcimiu.

Można powiedzieć, że tworzysz sztukę z Auschwitz w tle, jednak nie poprzez temat, a jej fizyczne usytuowanie. Innym sposobem działania jest sztuka krytyczna, która bezpośrednio odwołuje się do Auschwitz. Co o niej sądzisz?

Sądzę, że na to pytanie powinni odpowiedzieć byli więźniowie i ich rodziny, bo to ich najbardziej ta krytyczna sztuka dotyka. I chyba już nie raz odpowiadali… A ja się z tą odpowiedzią zgadzam.

Tu na miejscu wydaje się pytanie o wolność w sztuce. Uważam, że wolność w sztuce istnieje do momentu, gdy nie odbywa się  kosztem innych. Tak samo zresztą, jak w życiu. Artyści krytyczni te granice bez skrupułów przekraczają.

Miś Uszatek, 47x95 cm, beton, 2007; Dawid Bowie Fanka, 45x98 cm, beton, 2007, Miejska Biblioteka publiczna GALERIA KSIĄŻKI, Oświęcim
Miś Uszatek, 47×95 cm, beton, 2007; Dawid Bowie Fanka, 45×98 cm, beton, 2007, Miejska Biblioteka Publiczna GALERIA KSIĄŻKI, Oświęcim
DATA PUBLIKACJI: 26 stycznia 2017
OSTATNIA AKTUALIZACJA: 10 lutego 2017