Podwieczorek z Leninem

A to pastisz czy parodia? A może jedno i drugie? Lenin wraca do łask.

Pomnik Włodzimierza Ilicza Lenina w Nowej Hucie przez dwie dekady był symbolem sowieckiej opresji, wiernopoddańczą manifestacją obozu komunistycznej władzy, a przy okazji zupełnie dobrą rzeźbą pomnikową. Być może jedną z najlepszych w PRL-u. To częsty paradoks, iż znakomici artyści ulegają władzy, bo dzięki temu uzyskują wielkie możliwości samorealizacji. Bohaterowie dzisiejszych  pomników są być może lepiej dobierani i bardziej słuszni do upamiętnienia, ale czy na pewno rzeźby, które ich reprezentują są warte zapamiętania? I choć chętnie wgłębilibyśmy się w te rozważania, to nie o traktat estetyczny tu chodzi. Punktem wyjścia dla naszego filmu był prowokacyjny performance Małgorzaty i Bartosza Szydłowskich z Teatru Łaźnia Nowa. Postanowili oni przywrócić mieszkańcom Nowej Huty pamięć o komunistycznym patronie wielkiego kombinatu metalurgicznego, za sprawą którego powstało miasto. Duża część najmłodszych mieszkańców w ogóle nie wie o istnieniu monumentu, a ci starsi z reguły chcieli wyprzeć z pamięci ten żenujący ich fakt.

Jeśli jednak śmietnik historii potraktujemy z ironią i dystansem godnym Monthy Pythona to możemy wnieść do tej historii nową jakość. Z takim nastawieniem podeszli do sprawy Szydłowscy, strawestowali pomnik, który w ich wersji zamienił się w niewielką figurkę w kolorze fluorescencyjnej zieleni, umieszczoną na cokole fontanny. Co więcej wódz bolszewickiej rewolucji trzymał w ręku swoje przyrodzenie, aby za wzorem Manneken Pisa dolać trochę cieczy do radośnie i kolorowo podświetlonej misy tej uroczej sadzawki. Według nas, pomysł był świetny, bo opowiadanie o monumencie z nabożną powagą mało kogo by interesowało. Być może historyków lub emerytowanych członków partii komunistycznej, kto wie? W tym kontekście bardzo znamienne było zachowanie przedstawicieli obecnej partii rządzącej wobec miniatury monumentu.

Jednak to, co stało się po akcji, przekroczyło najśmielsze oczekiwania jej autorów. Opiniotwórcze media całego świata umieściły w swoich serwisach informację o happeningu. My postanowiliśmy rozwinąć wątek i przypomnieć poprzez Fontannę Przyszłości (bo tak nazwano instalację) pokrętne dzieje Nowej Huty, która żyła jakby w cieniu tego potworka. Z drugiej strony istnienie pomnika było elementem tożsamości miasta, które żyło w pewnej dychotomii, żeby nie powiedzieć schizofrenii. Z jednej strony władze organizowały pod pomnikiem bombastyczne imprezy propagandowe, których nie powstydziłby się Adolf Hitler i Józef Stalin, a z drugiej pomnik oblewano farbą i próbowano zniszczyć we wszelki inny, możliwy sposób. Na nic zdały się całodobowe patrole jawnej i tajnej milicji, apele władz i szykany wobec mieszkańców. Nasz film niesie uniwersalne i zawsze ważne przesłanie, że nawet najgorszą władzę można, przynajmniej do pewnego stopnia, rozbroić śmiechem. Ważniejsze od samej statuy jest to, co myślą o niej ludzie. Film jest swoistym kolażem, miesza konwencję dokumentu, z hagiograficzną fabułą, animację z performance. Jest z założenia eklektyczny jak stylizowane na historyczne centrum Nowej Huty, gdzie stał pomnik. Jeżeli wywołamy uśmiech na twarzy widza to już będzie sukces, jeśli za uśmiechem pójdzie refleksja nad najnowszą historią Polski to jeszcze lepiej. Obyśmy nie musieli jej powtarzać.

DATA PUBLIKACJI: 1 kwietnia 2017
OSTATNIA AKTUALIZACJA: 5 kwietnia 2017