Anne Imhof. Angst II
14. – 25 września 2016,
Hamburger Bahnhof, Berlin
Anne Imhof. Angst II 14. – 25 września 2016, Hamburger Bahnhof, Berlin

Z ręką na pulsie: Uchwycić nieuchwytne

Anne IMHOF, Wenecki Lew i publicznie praktykowana intymność

Anne Imhof przywołuje miejsca i stany, które znamy z codziennych sytuacji, określające nasz dzisiejszy styl życia. Publiczne przestrzenie, w których dzięki technice toczą się sytuacje intymne, wcześniej zarezerwowane wyłącznie dla przestrzeni prywatnej. Imhof jest pierwszą artystką, która z ręką na pulsie tak dobitnie chwyta i pokazuje sprzeczność życia w XXI wieku: publicznie praktykowaną intymność

Vive arte viva, temat przewodni weneckiego biennale, to zawołanie skierowane bezpośrednio do artysty. Oczekiwać więc można bardzo indywidualnego i odrębnego przekazu dotyczącego najważniejszych dziś pytań, które nurtują nas wszystkich. Zagadnienia społeczne, choć nie ewokowane wprost, są jednak w obliczu dzisiejszych kryzysów i konfliktów, oczywistym i nieodzownym kluczem interpretacyjnym. Biennale pokazuje, mówiąc nieco pompatycznie, to, co ma nas czynić ludźmi, ze wszystkimi wyborami, indywidualnymi decyzjami, ale też współodpowiedzialnością za otaczającą nas rzeczywistość. Taka jest też wizja Niemki Anne Imhof (1978). Imhof, której od pewnego czasu dokładnie się przyglądałam i która teraz reprezentuje Niemcy na weneckim biennale, otrzymując tam Złotego Lwa, jest być może odpowiedzią na pytanie, w którą stronę zmierza obecnie sztuka.

Kariera Anne Imhof niebywale przyspieszyła w ostatnich dwóch latach. Mówi się, że jej sukces to nie przypadek. Czy jest tylko wynikiem zapotrzebowania na nową gwiazdę artystycznego firmamentu, czy może jest w tym coś więcej? Mimo wzlotów i upadków artystka trzyma się konsekwentnie swojej wizji Gesamtkunstwerk, dzieła totalnego, obejmującego wielorakie formy wyrazu, włączając w to próbę uchwycenia czasu i przestrzeni. To prawdziwy artystyczny synkretyzm. Przyjrzyjmy się więc jej bliżej.

Anne Imhof | niemiecki pawilon | weneckie biennale 2017 | „awers", źródło: https://3.bp.blogspot.com/-cU_x5COI4oo/WRoNIHtFZVI/AAAAAAAABwA/DV3PNXKGAnIKas2nLyy6DeTh5weKkNQ4wCPcB/s1600/pavillon-114_v-variantBig16x9_w-576_zc-915c23fa.jpg
Anne Imhof | niemiecki pawilon | weneckie biennale 2017 | „awers”, źródło: https://3.bp.blogspot.com/

Artystka prezentuje w Wenecji pięciogodzinny performance/operę „Faust”. Temat niemieckiego pawilonu realizowanego przez artystkę oscyluje wokoło takich zjawisk jak przemoc, kontrola, tożsamość, utrata i granica prywatności. Pod szklaną podłogą siedzą uczestnicy performansu, zamknięci, izolowani, obserwowani, uwięzieni.  Wokół pawilonu biegają dobermany. Konotacje nazistowskie mogą nasuwać się same. Czy chodzi o opresję, dominację, nadzór? A może performerzy wyobcowali się na własne życzenie, śpiewając dla samych siebie, a nie dla publiki chodzącej nad nimi? Może to izolacja i wystawienie się na publiczny widok jest demonstracyjną próbą przekazania nam czegoś? Jaki to może być przekaz? Po co się tam zebrali?

Wielowątkowa i korzystająca z licznych mediów twórczość Imhof to kolejne wznowienie dezorientacji á la postmoderna. Coś, co zapowiada ponowne zamieszanie w artystycznym tyglu. Jednak jest inaczej.

Anne Imhof | niemiecki pawilon | weneckie biennale 2017 | „rewers", źródło: https://1.bp.blogspot.com/-5JmzwCkBNxE/WRoNn0wfN2I/AAAAAAAABwA/GQ6KlWOtSeQLtJp1uDin5XV5XRdIkkfmACPcB/s1600/1904676_m3w605h320q75v24293_feu_biennale_4c_1.jpg
Anne Imhof | niemiecki pawilon | weneckie biennale 2017 | „rewers”, źródło: https://1.bp.blogspot.com/

Wszystko się przenika. Ta sztuka jest szklanym akwarium włożonym do morza: wszystko wpływa i wypływa.

Dzisiaj wiele odmiennych od siebie zjawisk dzieje się równolegle. I tak malarstwo wydaje się teraz prostować, upraszczać, oczyszczać. A tu pojawia się coś bardzo kompleksowego, co antycypuje już obszary, które zapewne będą typowe dla sztuki nieco później, mieszanie zjawisk, gatunków. Złożoności tego nie sposób prosto opisać, bo skomplikowane i zarazem ulotne treści niesie przede wszystkim performance (Imhof w nich nie występuje, ale tworzy choreografię i czuwa nad wszystkim). Performance łączony jest u niej z malarstwem, rzeźbą, muzyką, instalacją i śpiewem. Imhof zatrudnia przyjaciół, tancerzy, innych artystów. Jak w pracy „Angst”, gdzie aktorzy mieszali się w tłumie z widzami, nad głowami w rozpylanej mgle latały drony, a żywe jastrzębie spoglądały złowieszczo. Tancerze balansowali pod sufitem, przechadzając się po linach. Mieszanina środków wyrazu i zjawisk, nowe media, ale też bałagan, chaos, poczucie strachu i zagrożenia. Duch czasu? Do tego śpiew na żywo i muzyka klasyczna rycząca z głośników. Wszystko staje się naraz noble. Obserwatorzy tych przedstawień próbują nagrywać je telefonami, ale to po prostu nie może się udać. Bo niby jak to uchwycić? Czy wiedzą, że w rzeczywistości patrzą na samych siebie, oferujących swoją prywatność innym, jak na dłoni? Sami przecież często siedzą z telefonem w tłumie, rozmawiając z kimś innym, kto w tym czasie także siedzi w tłumie innych ludzi, a jednak jest sam. Na wszystko mają baczne oko kamery i drony, które też już nie są tylko zabawkami, jak niewinne niegdyś latawce.

Wszystko się przenika. Ta sztuka jest szklanym akwarium włożonym do morza: wszystko wpływa i wypływa.
Mięsem tej sztuki jest malarstwo (od którego artystka wyszła), instalacje i performance z elementami tańca i śpiewu, z wyraźnym naciskiem na osobowość każdego z występujących tancerzy. Tak powstają „opery” Anne Imhof, niemające z klasycznymi wiele wspólnego, wyłamujące się z reguł formatu. Już sama przestrzeń akcji jest w dosłownym sensie otwarta: widzowie/uczestnicy mogą cały czas wchodzić i wychodzić. Pije się tam wino, pali papierosy, rozmawia (słowem raj – pamiętacie czasy sprzed tych zakazów?). Uczestnicy perfmormansu (tancerze, inni artyści jak np. Eliza Douglas; zazwyczaj przyjaciele Imhof) swym zachowaniem i postawą roztaczają aurę smutku i izolacji. Voyeuryzm na miarę naszych czasów, czyli spacerujące w tłumie pochylone zombie z telefonem w dłoni, cudem nietracące życia na każdym skrzyżowaniu i przejściu. Przechadzają się, tańczą, grupują, by za chwilę się rozejść. Wewnętrzna pustka podkreślana jest dodatkowo ograniczoną do minimum liczbą rekwizytów. Aktorzy, tak samo jak widzowie, snują się pozornie bez celu, by za chwilę, jak w konspiracji na tajemny znak, zmienić konstelację, kierunek, i tym samym sens. Powstaje pytanie: po co się zbierają, co chcą tym osiągnąć? Może nie są tylko ofiarami zamkniętymi jak motyle pod szkłem? Siedzą tam, śpiewają, tańczą – co więc chcą nam powiedzieć?

Ma to coś z rytmu walk bokserskich: przetasowanie, przesilenie, poszerzenie pola działania i pola walki. Subtelnie, ale zauważalnie. Publiczność podświadomie wyczuwa te reguły, choć nie potrafiłaby ich sprecyzować.

W swojej najnowszej publikacji „Notes Toward a Performative Theory of Assembly” (Harvard University Press), Judith Butler zajmuje się właśnie dynamiką zbiorowisk. Te zgrupowania Imhof od razu skojarzyły mi się z takimi ruchami-wydarzeniami jak Occupy Wall Street, Gezi-Park, Tahrir, Hongkong, Pegida, czy bliższy nam Majdan. Są one jedną ze współczesnych form społecznej, obywatelskiej aktywności. Dynamikę i taktykę tych społecznych zbiorowisk i znaczenie fizycznej obecności w przestrzeni publicznej kolektywu znamy nie od dziś. Bazują one na etyce bezprzemocowego oporu na zasadzie solidarności i jedności działań, czasami też przez okupację rozumianą jako „zasiedzenie”. Działanie takie jest wyraźną antytezą do ruchów populistycznych, zazwyczaj przesiąkniętych agresją i skierowanym przeciwko różnorako sprecyzowanym wrogom i „tym obcym”, z silnym naciskiem na fizyczne działanie, akcję. Jak pisze Jacek Kołtan z Europejskiego Centrum Solidarności na przykładzie ruchu ACTA: działania te cechuje przede wszystkim ich krótkotrwałość, anonimowość i brak liderów (w przeciwieństwie do akcji protestacyjnych „starego” typu w rodzaju Solidarności z nieodzowną rolą przywódcy/przywódców. Odmienne są też dzisiaj i same oczekiwania, inna dynamika działań. Oczekiwany efekt ma nastąpić „teraz”, na oczach kamer telefonów, aby móc to na żywo przesłać dalej. Tak samo jest dziś z podpisywanymi przez nas internetowymi petycjami: żądamy natychmiastowych efektów, nie chcemy powtórnie czekać na rezultaty, aż „mury runą”.

Akty performatywne, akty stawania się, mianowania czegoś/kogoś czymś/kimś są u Imhof rozbrajane na rzecz płynącego performansu zdarzeń demontujących system. Już dla przykładu samo balansowanie płciowością występujących androgynicznych artystów/aktorów każe zmienić wiele z torów utartego myślenia. Lecz i sam akt przejęcia przestrzeni przez grupę jest jednoznacznym wyrazem żądania, aby zostać zauważonym i respektowanym. Jak mówi Anne Imhof: „Gdybym jutro planowała powstanie, to tylko z tymi samymi ludźmi, z którymi razem pracuję. Przyjaźń jest centralnym aspektem mojego sposobu działania”. Artystka obserwuje małe gesty i zmiany układów i przenosi je do swojej pracy. Pokazuje post-genderowe społeczeństwo (Zachodu), ostro mieszając w garnku decorum poprzez różnordne dezorientacje i środki wyrazu, a i przez to, dokonując twórczego poszerzenia przestrzeni.

Imhof nie oczekuje od widza, że zobaczy to wszystko. Według niej wystarczy jej nasze jedno jedyne spojrzenie

Artystka nie chce mówić wprost, o czym jest jej sztuka. Zastanówmy się, co mówi nam dziś o nas samych? Może o samotności mimo życia w tłumie, mimo ajfona w dłoni. Może o społecznych lękach, aktach terroryzmu, które są dzisiaj bardziej niż możliwe. Sugeruje już to nomen omen tytuł jej dotychczas największej pracy – „Angst” (tłum. strach). Kolubryniasta 15-godzinna opera, pokazywana z rozmachem w trzech krajach w odcinkach trzy razy po pięć godzin. Jednak Imhof nie oczekuje od widza, że zobaczy to wszystko. Według niej wystarczy jej nasze jedno jedyne spojrzenie. Może to jest klucz do przetrwania chaosu. Umysł ludzki i tak nie jest w stanie chłonąć wszystkiego. Co się z tego wyłoni, zobaczymy. To prace „totalne”, o otwartej formule, z niewidocznym na pierwszy rzut oka kręgosłupem, z silnym akcentem społecznym, pokazujące chaos, rozedrganie, wszechobecny a determinowany przez mnogość bodźców wymóg podzielności uwagi. A może tak jest ok i tacy właśnie jesteśmy? Jak u Anne Imhof siedzimy pod szklaną podłogą z telefonami w dłoniach, nieobecni, i zajmujemy się rzekomo prywatnymi arcyważnymi sprawami, wiedząc, że wszyscy mogą nas obserwować, lecz wcale nie muszą, patrzą przecież we własne telefony. Zwykliśmy też mówić, że wszystko dziś przyspiesza i goni, ale to często wymówka dla bylejakości. Niektóre magazyny internetowe obok tytułu artykułu i jego autora podają przybliżony czas potrzebny do przeczytania treści. Taka pozorna kontrola w zalewie kompulsywnych skoków po fejsach i instagramach, w morzu traconego czasu. To nasza codzienność. Jak więc z tego wybrnąć? Zwyczajnie spotkajmy się, odłóżmy telefony i po prostu porozmawiajmy. To może być początek czegoś dobrego offline.


 

Do pooglądania:
Anne Imhof | Faust | German Pavilion, Venice Art Biennale | 2017

 

Do poczytania:
Judith Butler, Notes Toward a Performative Theory of Assembly, Harvard Univerity Press, 2015

Jacek Kołtan, Wiedz, że coś się dzieje. Walka o autonomię a nowe ruchy społeczne, w: Obywatele ACTA. Redakcja Łukasz Jurczyszyn, Jacek Kołtan, Paweł Kuczyński, Mikołaj Rakusa-Suszczewski, Europejskie Centrum Solidarności, Gdańsk 2014.
http://www.ecs.gda.pl/library/File/nauka/do_pobrania/Obywatele_ACTA_Raport.ECS.pdf

DATA PUBLIKACJI: 30 maja 2017
OSTATNIA AKTUALIZACJA: 29 grudnia 2017