foto Twitter/tvp info
foto Twitter/tvp info

Dziennik czasów zamachu (2)

To nie jest dziennik wydarzeń, kronika faktów; raczej zapis mniej lub bardziej subiektywnych reakcji na zajścia, które nazwać trzeba tak, jak na to zasługują – zamachem lipcowym

Rano budzę się i otwieram okno na świat, czyli skroluję fb. Reakcja na wybuch prezesa jest bardzo żywa, podkręca dynamikę wzrostu oporu – ale znowu, to tylko mój feed na fb, choć ożywiają się również zwykle apolityczni, co może być jakimś symptomem

 

C.d.

18.07.2017

Zgodnie z przewidywaniami w Sejmie pospieszne przepychanie ustawy – głuchy na wszelkie protesty, perswazje, argumenty, reżim idzie jak czołg. Nie ma na nich siły; mają wiatr w żaglach, czują się pewnie, triumfalnie, pełni pychy i entuzjazmu.

Jednak natura tej władzy i jej sukcesu jest dwuznaczna. Z jednej strony – monolit i precyzyjna synchronizacja ruchów i posunięć, wszystkie trybiki sprawnie obracają się w swoich miejscach. Chytrość, planowanie kroków, szybkie reagowanie, sprawna taktyka. Wszystko to składa się na z pozoru doskonałą organizację, kompetentne zarządzanie i to wyższego rzędu, bo zarządzanie kryzysami i poprzez kreowanie napięć – do tego trzeba zręczności, bezwzględnie cynicznego manipulanctwa i machiawelicznego (o)panowania. Z drugiej strony to zewsząd udzielające się wrażenie, że w procesie tym nikt nie jest podmiotem, że nie ma na scenie prawdziwych graczy i „książąt” – ta machina to jakiś tępy, dziwaczny potwór, lewiatan bez oczu a może wręcz głowy; kierujący się odruchami, instynktami, lecz pozbawiony samoświadomości, „oszołomiony”, oderwany od realiów.

może w ogóle w filozofii polityki przeceniana jest kategoria podmiotowości, tak indywidualnej, jak i zbiorowej czy instytucjonalnej

Nieprzytomność i jakby działanie w malignie, jakie cechują specyficzną naturę tej władzy, tego reżimu, polegają głównie na tym, że poza nielicznymi, acz też kontrowersyjnymi przypadkami wszyscy w tym obozie zdają się wierzący – wierzący w swoją narrację, w swoją podmiotowość i, co najważniejsze, w swoje dobre intencje. Oni działają w szczerze dobrej wierze – może pomijając mniej znane jednostki z drugiego, trzeciego i zwłaszcza lokalnego szczebla – obóz ten zdaje się być święcie przekonany o swej moralnej nieskazitelności i strategicznej nieomylności. A jeśli dodamy do tego systemu przekonań jeszcze „religię smoleńską” i parę pomniejszych jeszcze narracji, ujrzymy przed sobą pewną integralną całość „epistemiczną”, w ramach której wszyscy aktorzy żyją w swoistym świecie wyobrażeń, z punktu widzenia zdrowego rozsądku – całkowicie iluzorycznym i kontr-faktycznym. Są więc wielką i sprawnie działającą, efektywnie wdrażającą mikro- i makroprocedury machiną totalnego błędu poznawczego, totalnej aberracji światopoglądowej i dezorientacji intelektualnej. Trudno tu więc mówić o prawdziwie podmiotowym charakterze tego ruchu.

(Ale może w ogóle w filozofii polityki przeceniana jest kategoria podmiotowości, tak indywidualnej, jak i zbiorowej czy instytucjonalnej – gdy wszystko w niej jest raczej efektem ścierania się sił i energii  ze sfery nieświadomości zbiorowej, ze sfery rozmaitych społecznych popędów i kolektywnych oraz indywidualnych  neuroz…)

Tymczasem jednak wszelka opozycja wobec ślepego lewiatana jest bezradna i w ramach istniejących procedur nie może potwora zatrzymać. Jeśli nie zdarzy się coś nieprzewidzianego, to nie ma szans na powstrzymanie zamachu. Tym bardziej, że demonstracje, choć z dnia na dzień nabierają liczebności, a także po niedzielnym blamażu stają się bardziej sensowne w artykulacji swych żądań i postulatów, nie robią na reżimie żadnego wrażenia. Owszem, nie muszą – to wciąż, nawet jeśli coraz liczniejsza i bardziej zdeterminowana – klasa średnia, która zwołuje się teraz już co dzień na protesty, w Warszawie i w kolejnych wielkich miastach (a także coraz częściej średnich, choć jak na razie nie wiem, czy nie jest to raczej życzeniowe widzenie średnich miast z redakcji gazet wielkomiejskich – te protesty na prowincji zdają się raczej skromne, jak na razie). Lud się nie rusza. A tylko ludu by się przestraszyli. Gdyby chociaż taksówkarze zrobili jakiś strajk w obronie konstytucji. Ale to trudno sobie wyobrazić. Trudno sobie, niestety, wyobrazić jakiekolwiek ludowe protesty w obronie praw.

Manifestującą klasę średnią natomiast wystarczy odgrodzić barierkami – i ma się ją z głowy. To i tak nie są potencjalni wyborcy. Więc ze strony rządzących mamy tylko wzruszenie ramion i szpaler policjantów, nawet nie z tarczami, tylko uśmiechających się w koszulkach z krótkim rękawem.

19.07.2017

Stało się jednak coś „poza scenariuszem”. Coś, czego nawet „Wielki Strateg” nie przewidział.

Czego nie mógł przewidzieć nawet „Wielki  Strateg”?

Nie mógł przewidzieć własnej chwili słabości. Własnego „pęknięcia”, awaryjności własnej konstrukcji psychicznej.

Nocny wybuch pana „zdradzieckie mordy” prezesa – obnażający i żenujący – konsternuje tak bardzo, że, jak się zdaje, może wyhamować dynamikę czołgu.

Taka jest przynajmniej pierwsza myśl, pierwsze wrażenie. Ale po pierwszej chwili szoku i zarazem satysfakcji z potknięcia wroga przychodzi bardziej stonowana refleksja –

Pamiętajmy wciąż o ograniczonym wpływie tego, co jawne, co uświadomione i wiadome – owszem, pan „Zdradzieckie Mordy” obnażył się, wyszły na jaw prawdziwe intencje, uczucia i przesłanki jego działań. Przecież nikt nie dowiedział się jednak niczego nowego; wszyscy wiedzą o niezrównoważeniu psychicznym prezesa,  jego kompleksie i wszystkim, co się na niego składa. To nie są rzeczy nowe, nagle objawione.

Czy jednak rolę odgrywa tu również jakieś historyczno-kulturowe fatum, jakiś „duch narodu”?

Zresztą czy jawny obłęd, manifestowana agresja, mowa nienawiści są przeszkodą w polityce populistycznej? Czy nie było dyktatorów, którzy mimo oczywistego niezrównoważenia psychicznego utrzymywali poparcie mas? Może wręcz niezbędne im są takie wybuchy? Może ludzie tego właśnie w swej masie chcą, potrzebują?

Może jest tak, że wielu, choć się do tego nie przyznają nawet przed samymi sobą (znowu mowa o nieświadomości, o tym, o czym się nie wie i nie chce się wiedzieć, choć się to „czuje” instynktownie i na poziomie nieujawnianych pobudek), odczuwa identyfikację z tymi emocjami. Toteż ta wytrzeszczona twarz rzucająca obelgami nie razi ich najgłębszych uczuć, a jedynie te powierzchowne uczucia związane z „byciem grzecznym”. Jednak to nie do poczucia grzeczności apeluje ten komunikat, który kieruje się do znacznie mniej grzecznych przeżyć i uczuć zbiorowych. I artykułuje, wyprowadza na wierzch te nieme i nikczemne emocje oraz związane z nimi pragnienia, które jednak nie są tylko jej własne. Morda podłączona jest do większego agregatu, napędza ją nie tylko własna „prywatna” złość, ale i „złość publiczna”, wielki kolektywny aparat – czy może raczej agregat – frustracji i przemocy.

Jak więc zareagują na ten wybuch – czy to nie spłynie po nich jak po kaczkach – lub wręcz zelektryzuje jeszcze bardziej, porwie? Mnie i takim jak ja może się to wydawać szokujące i jakoś „odmieniające bieg zdarzeń”, ale czy ten sentyment podziela szersza niż „opinia publiczna” nieświadomość zbiorowa? A może właśnie ta figura wściekłego, agresywnego autokraty jest dla nich figurą ojcowską – może właśnie tego chcą, ojca z pasem w ręku, niecackającego się i przemocowego? Czy to nie jest dobrze zakorzeniony w tym katolicko-ludowo-folwarcznym kraju archetyp ojca?

20.07.2017

Rano budzę się i otwieram okno na świat, czyli skroluję fb. Reakcja na wybuch prezesa jest bardzo żywa, podkręca dynamikę wzrostu oporu – ale znowu, to tylko mój feed na fb, choć ożywiają się również zwykle apolityczni, co może być jakimś symptomem.

Jedno jest jasne – opór nie wygaśnie już teraz łatwo, wciąż narasta. Rzecz nie rozejdzie się po kościach i prezes chyba rzeczywiście narobił sobie ogromnych szkód. Przyznać trzeba, że nikt takich szkód nie potrafił mu wyrządzić – tylko on sam.

Literatura publicystyczna stworzyła już wiele narracji-portretów tego człowieka, na wiele już sposobów opowiedziano, na czym polega jego „kompleks” – nie mówię tu nawet o kompleksie w sensie psychoanalitycznym, ile bardziej ogólnie o pewnym złożonym, awaryjnym konstrukcie /destrukcie/ psychicznym. Jedne koncentrują się na rysach psychopatycznych, inne na rysach neurotycznych. Ciekawe jest też pytanie z wyższego poziomu – jak się ma kwestia indywidualnego charakteru do ruchów politycznych i społecznych; czy jest tak, że mamy niesamowitego pecha, bo te same energie masowego buntu mogłyby odnaleźć swoją formę i ekspresję w postaci jakiegoś bardziej zrównoważonego i racjonalnego osobnika? Tyle tylko, że akurat napatoczył im się właśnie ten – wraz ze świtą swoich równie obłąkanych lub po prostu nie dość bystrych współpracowników? Czy jednak rolę odgrywa tu również jakieś historyczno-kulturowe fatum, jakiś „duch narodu”, który właśnie swoją dziejową kondycję wypowiada w taki, a nie inny sposób? Czy komponent osobistego szaleństwa, jaki wnosi wódz, jest czymś akcydentalnym i incydentalnym, czy jednak esencjonalnym?

Bo może ten karykaturalny, pokrzywiony przywódca (ale jaki wódz nie jest tak czy inaczej karykaturalny, defektowy?) w całej swojej połamanej, patologicznej charakterystyce nie jest bynajmniej czymś przypadkowym, ale symptomem stanu ducha Polski – mówiąc nieco prostodusznie: Polakiem jako takim, wydestylowanym i wypreparowanym ze wszystkich innych naleciałości i domieszek, 100% koncentratem Polaka? Takim koncentratem, jakim nikt normalny być nie może – bo każdy jest też, przynajmniej bywa, człowiekiem, mężczyzną, kobietą, kontrolerem biletów, fanem Madonny itd. Prezes natomiast wszystko co niepolskie, a niezbędne do życia, np. bycie człowiekiem jako takim, traktuje minimalistycznie (vide np. jego fascynacja kotami, zwierzętami nieprzywiązującymi się do konkretnych ludzi – jedynymi jego nieodłącznymi towarzyszami); maksymalizuje jedynie to, co w nim antropologicznie polskie, jest arcypolakiem – stąd też fascynacja prezesem u poety Jarosława Rymkiewicza, który w tym „purée” polskości widzi dla siebie fantastyczną liryczną pożywkę.

ta wykrzywiona twarz to zwierciadło, w którym się odbijamy

Otóż polskość jako taka, niezrównoważona niczym innym, w niczym niezapośredniczona, stanowi koncentrat niebezpieczny dla życia, jest rodzajem „nowotworu” antropologicznego, który jako taki stanowi substancję wysoce niestabilną, podatną na zranienie i łatwo ulegającą rozpadowi; pozbawioną twardej formy, histerycznie jej poszukującą, wewnętrznie rozdartą. (Jak wiadomo, prezesowi zdarzają się przecież, i to przeważnie, chwile cieplejszego i pogodniejszego nastroju, ludzkie odruchy, jak przywiezienie kota-znajdy do weterynarza; właściwie jest to przecież dość jowialny i kordialny pan, który jednak pod wpływem władzy przeistacza się w pochmurnego, spiętego, nabzdyczonego aroganta, a w chwilach słabości w cholerycznego awanturnika, który gwałtownym i nieprzemyślanym ruchem rujnuje to, co wcześniej udało mu się osiągnąć – oto jak rozdarta i chwiejna, domagająca się zatroskania to psychika.) Zarazem polskość to też niższość-wyższość, niechęć do intelektu, zadufanie, brak empatii i dystansu do siebie, krytycyzmu, narcyzm i nerwowość. To drażliwość, małostkowość, brak egalitarnego ducha i partnerstwa, folwarczność, hierarchizm – i zarazem przerost ambicji, nieliczenie się z realiami, własnymi możliwościami, przecenianie swojej roli. Jak widać, nie wiadomo już, czy piszę o prezesie czy o „Polaku”.

A więc – trzeba to sobie powiedzieć: ta wykrzywiona twarz to zwierciadło, w którym się odbijamy. Nie, nie tylko oni, zwolennicy rządu, ale my wszyscy, Polacy. Prezes to ja…

21.07.2017

Pierwszy sondaż w tym tygodniu zdaje się potwierdzać mój pesymizm. Partia rządząca zyskuje kilka punktów – nie jakiś dramatyczny wzrost, wciąż jest to coś w pobliżu 35% poparcia, jednak ono nie spada – po tym wszystkim, co dzieje się już od tygodnia, poparcie utrzymuje się, a nawet nieznacznie wzrasta.

Protesty trwają. Wytrwale jeżdżę na nie rowerem, po drodze mijając obojętnych, wciąż w większości obojętnych ludzi. Znów zrobiło się cieplej. Obnażeni do pasa panowie o twarzach „mam duży brzuch i nie zawaham się go użyć” przyglądają mi się z podejrzliwością – być może dlatego, że mam długie włosy, a może z innego powodu. Ale ta podejrzliwość w oczach tych panów była tu zawsze i pewnie zawsze tu pozostanie, podobnie jak sami ci panowie, kwiaty tej ziemi.

C.d.n.

 

Dziennik czasów zamachu (1)

 

 

DATA PUBLIKACJI: 29 lipca 2017
OSTATNIA AKTUALIZACJA: 13 listopada 2017