Jestem nicością. Choć raczej należałoby powiedzieć: nie jestem. Niektórych oburza, że mówię we własnym imieniu, odpowiadam im – to przecież wina waszego języka. On dał mi również płeć; kto wie, czy nie mam też pełnych i jędrnych piersi, w których zanika świat.
Nie mam nic do powiedzenia, tak sobie jestem, nie jestem. Do powiedzenia – nic.
Wiele o sobie słyszałam (w osobie, w liczbie, w rodzaju, w przypadku), ale wciąż nie wiadomo, co myślicie, gdy mówicie nicość. Nic?
Czy mieszkam tylko w waszym języku, czy może gdzieś jeszcze? To wasze źródłowe pytanie. Przepraszam, ale ja (!) nic nie wiem.
A teraz spójrzcie w dowolny punkt na niebie. Widzicie? Nie ma mnie tam.