Dom Thomasa Bernharda. By Christiaan Tonnis (flickr) [CC BY-SA 2.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0)], via Wikimedia Commons
Dom Thomasa Bernharda. By Christiaan Tonnis (flickr) [CC BY-SA 2.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0)], via Wikimedia Commons

Bernhard w parach w stylu dowolnym na średnim dystansie

Autor „Mrozu“, „Chłodu“ i „Betonu“ umila wieczory zapewne niejednej młodej parze.

Grażka poszła poczytać Bernharda, ale jak długo można czytać Bernharda? Ona już w każdym razie nie może, ale czyta z rozpędu, bo ostatnio wyszedł nowy przekład Chodzenia, więc przeczyta jeszcze Chodzenie i na tym koniec, a i Chodzenia może już nawet nie przeczyta, może go nie skończy, bo Bernharda już przecież doskonale zna. Zamiast Chodzenia przeczyta może Amras, chociaż jeszcze to przemyśli.

– Wiem, czego się spodziewać. To delektowanie się ludzką upierdliwością… Sama mogłabym to napisać, o, to i to – kartkuje z pogardą książkę, z którą siada a następnie kładzie się na łóżku. Kładę się obok niej. Ten dzień przypominał mechaniczną meduzę.

– Houellebecq jest aktualny.

– Tak, Houellebecq jest – przyznaję i w tej samej chwili przypominam sobie, że gdzieś u Houellebecqa czytałem, że można wyjechać i odpocząć na łonie natury. Bernhard nigdy by czegoś takiego nie napisał, a jakby napisał, to zaraz by to podważył. Jego natura jest dzika i nieprzewidywalna. Houellebecq to jednak zupełnie inny typ, myślę.

– Tak, Bernhard to lamus – mówi Grażka kładąc książkę na kołdrze i sięgając po iphona. Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam, tylko włączam sobie serial gangsterski na laptopie. Nie mogę zasnąć a Bernharda poczytam przecież później, więc wszystko w porządku… Do tego jeszcze odgłos udeptywanej blachy. Thomas wrócił z wieczornej wycieczki po okolicy, wstaję i otwieram mu okno a chłodne futro prześlizguje się wzdłuż mojego przedramienia i z dosadnym pacnięciem spada na podłogę. Wracam już do łóżka, wciskam play i jestem znowu z Pablitem i Gustavo. Teraz Thomas wskakuje na kołdrę i kładzie się na książce na wysokości brzucha Grażki, która przegląda sobie zdjęcia na instagramie. Odwracam się do laptopa. Właśnie skończyła się czołówka nowego odcinka Narcos, serialu, w którym prawie każdy bohater charakteryzuje się nadmierną pewnością siebie. Akcja jest osadzona w zdroworozsądkowym realizmie z elementami poetyckimi, jest też prosta, momentami trywialna, oparta na faktach z burzliwej historii powstawania kolumbijskiego kartelu narkotykowego. Delektuję się żywiołowym brzmieniem języka hiszpańskiego. W ociekających pychą przemowach Pabla Escobara zdania wchodzą sobie na plecy i walą naokoło z karabinów. Aktor grający Pablita wygląda jak duże naburmuszone dziecko… Już zdecydowanie za długo leżę odwrócony plecami do Grażki. Trzeba też przyznać, że akcja dzisiejszego odcinka nie jest jakoś szczególnie porywająca, daję więc pauzę, usypiam laptopa i odwracam się do mojej towarzyszki, która już odłożyła iphona i wróciła do lektury.

„Mam idealne relacje ze swoją śmiercią” – podejrzałem.

– Ha, posłuchaj. To jest niezłe. – Grażka postanawia przeczytać fragment na głos. Nie protestuję, lubię kiedy mi czyta, lubię słyszeć jej głos.

– Mam idealne relacje ze swoją śmiercią – czyta, a mną, cóż, wstrząsa dreszcz.

– Wspaniałe zdanie – mówi Grażka a ja muszę się zgodzić i zgadzam się.

Ten Bernhard! Myślisz, że wiesz już wszystko, a tu nagle takie zdanie! I znowu nic nie wiesz.

 

DATA PUBLIKACJI: 29 czerwca 2018
OSTATNIA AKTUALIZACJA: 9 lutego 2019