Do Wiedka
Adamie, żyjemy w czasach w jakich się
Kiedyś jeszcze nie żyło. Co u ciebie to u
Ciebie, a u mnie jak zwykle, czyli dobrze.
Pozwól, że w przypisie pokażę ci coś,
Czego żaden z tych twoich młodopolan,
Czy inni ci twoi zobaczyć nie mogą[1].
Żyje się tak, jak sobie można, czasem
Rozpychając się łokciami w kolejkach,
Pociągach (wolałbym, żeby ludzie tego
Unikali). Zauważ, że w nagraniu
Z przypisu są nagrane tylko radosne
Dzieci (choć córeczka prezydenta
Podskakując robi kwaśną minę).
Oni tak dążyli do celu, ale
Za jaką cenę? Czy dziś też można
Do tego tańczyć? Puścić na imprezie?
Czy oddalający będzie coraz to wyższym
Numerem? Czy jest etycznym odpowiadać
Na wszystkie zadane pytania? Pozdrawiam.
Do Kosy
Pomyśl ile wytrzymałyby płuca
Cyborga. Pomyśl ile mogłaby
Każda tkanka Cyborga. Pomyśl
Ile dałoby rady, gdybyś tylko
Był cyborgiem.
Bycie tu i teraz, ale cyborgiem
Byłoby inne. Więcej niż jeden
Byłby w każdym cyborgu, jedno
Płuco cyborga mogłoby więcej
Niż mózg człowieka,
Robiąc jedną czynność (która naprawdę
Jest wieloma czynnościami, która
W przypadku cyborga, nie byłaby
Nawet jednym) jako cyborg byłoby
Czymś więcej niż
Jedną rzeczą, którą robisz w każdej
Tej chwili, więcej niż jakąkolwiek rzeczą,
Jaką mógłbyś zrobić w każdej możliwej
Chwili teraz. Jako cyborg podłączyłbyś
Się do każdego.
Do Pszema
Nikt nie wierzy dopóki nie nastąpi
Anihilacja. Posłuchaj: bez kary
Nie ma końca. A potem da capo.
Mam kolegę, który bił pod budką z
Kebabem (z drugim kolegą) ludzi w
Kolejce, bo była za długa. Kogo
Zobaczył, tego bił. Naturalny
Eliminator. Eliminacja przez
Wyróżnienie (no nie do końca tak jest,
Ale przyjmij tę figurę). Wytknięcie
Różnych chujstw w epigramatach nie niszczyło,
Ale za to pozostały wiersze, z
Których czasem różne kleniaki mają
Radochę, bo pisze się w nich o seksie
I są przekleństwa. Krytyka fikcyjnej
Postaci to praktycznie to samo co
Prawdziwej w takim epigramacie,
Bo tu jednak tekst wychodzi na przód
(Taki poeta nie będzie dawał o
Sobie znać jako o obserwatorze
Rzeczywistości, tak jak twórcy coraz
Mniej stekstualizowani). No, taki
Gruby pajac zawinął z moją kasą,
Którą pożyczyłem mu na bilet.
Pisząc teraz o nim eliminuję
Go (idąc tropem figury, którą
Wyznaczyłem na początku). Wkurwił
Mnie. To pewne – Marcjalis mocno trzymał
Się ziemi – no niby taaa, ale kiedy
Się jej trzymał, to chyba tylko po to,
Żeby nie zostać kompletnie wchłoniętym
Przez tekstualną próżnię. Aha,
Zauważ, że pociągiem jadą
Czasami obok ciebie grube
Dzieciaki, które się drą, pieprzą
Głupoty albo ludzie z małym
Dzieciaczkiem, którzy wózkiem muszą
Blokować przejście, albo… dużo
Wymienić można. Ale spytasz
Dlaczego ich wymieniam? Wcześniej
Pisałem o zniszczeniach, próżniach.
Po prostu tym pisaniem, tymi
Jambami chciałbym ich rozwalić.
Do mnie
Niczego nie pamiętasz, taka z ciebie rura.
Ile kuponów, kasy – tego nie wyrównasz
Już, bo nie uważałeś. Nie sprawdzisz się tutaj
Nawet następnym razem. Przy drzwiach
Budki z kuponami spałeś
Dwa dni tasując w dłoniach
Papierowe bloczki warte
Po dwa złote sztuka. Konia
Żadnego tam nie było. Taka sytuacja.
Dlaczego myślę tyle? No i znowu zamiast
Powiedzieć ci wszystko wprost rozwodzę się nad
Jakimiś pierdołami. Przesypuje się piach
Pod twoimi łopatkami
Między odciskami kopyt
Końskich drobny piasek rani
Chcąc spod twoich pleców spieprzyć,
Wydobywa się z centrum miejsca twojej pracy,
Którą, specu, spieprzyłeś – i to jako pierwszy.
Motyw konia z wody wystawia łeb
Posągu czarnego jak smoła
W wodzie tak czarna / To nie człowiek
Tylko Ja / To ja wyglądam ze
Smoły / Z mej głowy jak trup
I wołam o koła które chcę
Przerwać tą wodą ze smołą / Ze
Smołą / To ja / Czarny jak woda.
Trzy oktawy
Nie mam starych, chodzę po krawędzi.
Nie mam samochodu, znowu płacę kartą.
Płakałem przed snem. Nie mam samochodu,
Bo moi starzy właśnie takie kradną.
Wjeżdżam, wyjeżdżam; chyba o to chodzi,
Żeby pośrednio nie rozmawiać o tym
Co ma związek zzz psychotropowymi
Lekami (jak wczoraj) albo z pojazdami.
Nie mam pieniędzy na porządne ćpanie,
A dopalacze raczej nie są dla mnie.
Babcia wyjeżdża. Tylko ja zostaję.
Nigdy nie ćpałem i nie próbowałem.
Zawsze muszę grać, zawsze grać to samo;
Inne kawałki przecież też mam dobre.
Koreański znak twojego starego,
Europejski znak rrram papapam pa pa
La nanananananana nana nana na
Zwyczaj powrotu, maniera odejścia
Za każdym razem uderza jak ściana.
Żegnam rodziców, nie mam samochodu.
Widziałem grzyby, takich dziś już nie ma.
I nie ma chodu, no nie ma już chodu.
Jeden, trzy, cztery no i zgubiłem dwa
— — —
Sonet II
To jest to, co czuję, kiedy piszę.
To pikuje, to pepperoni. Poproszę coli.
To pierdoli, to nawiązuje, to figluje
I żartuje. Figuruje i funguje. Boli,
Boli cię, że nie możesz chcieć tego co
Ja. Nie pojedziesz w te rejony, bo nie wiesz
Gdzie trzeba, bo tego nie czujesz. Jebniesz w drzewa.
Czwarty wers w drugiej strofie, bo tego chcę.
Nie boli mnie, bo to tylko pisanie.
Piszę po pracy, a czasem w trakcie. To użycie
Co jakiś czas do mnie – tak się składa – wraca
Jak praca (ale inaczej). Dobrze wiem jakie
Słowa są potrzebne, bo wszystkie są takie
Same. Przerzutnia wjeżdża i nikt nie podjeżdża.