rys. Filip Matwiejczuk
rys. Filip Matwiejczuk

Wiersze

Nie mam pieniędzy na porządne ćpanie, a dopalacze raczej nie są dla mnie. Babcia wyjeżdża. Tylko ja zostaję.

Do Wiedka

 

Adamie, żyjemy w czasach w jakich się

Kiedyś jeszcze nie żyło. Co u ciebie to u

Ciebie, a u mnie jak zwykle, czyli dobrze.

Pozwól, że w przypisie pokażę ci coś,

Czego żaden z tych twoich młodopolan,

Czy inni ci twoi zobaczyć nie mogą[1].

Żyje się tak, jak sobie można, czasem

Rozpychając się łokciami w kolejkach,

Pociągach (wolałbym, żeby ludzie tego

Unikali). Zauważ, że w nagraniu

Z przypisu są nagrane tylko radosne

Dzieci (choć córeczka prezydenta

Podskakując robi kwaśną minę).

Oni tak dążyli do celu, ale

Za jaką cenę? Czy dziś też można

Do tego tańczyć? Puścić na imprezie?

Czy oddalający będzie coraz to wyższym

Numerem? Czy jest etycznym odpowiadać

Na wszystkie zadane pytania? Pozdrawiam.

 

 

 

 

Do Kosy

 

Pomyśl ile wytrzymałyby płuca

Cyborga. Pomyśl ile mogłaby

Każda tkanka Cyborga. Pomyśl

Ile dałoby rady, gdybyś tylko

Był cyborgiem.

 

Bycie tu i teraz, ale cyborgiem

Byłoby inne. Więcej niż jeden

Byłby w każdym cyborgu, jedno

Płuco cyborga mogłoby więcej

Niż mózg człowieka,

 

Robiąc jedną czynność (która naprawdę

Jest wieloma czynnościami, która

W przypadku cyborga, nie byłaby

Nawet jednym) jako cyborg byłoby

Czymś więcej niż

 

Jedną rzeczą, którą robisz w każdej

Tej chwili, więcej niż jakąkolwiek rzeczą,

Jaką mógłbyś zrobić w każdej możliwej

Chwili teraz. Jako cyborg podłączyłbyś

Się do każdego. 

 

 

 

 

Do Pszema

 

Nikt nie wierzy dopóki nie nastąpi

Anihilacja. Posłuchaj: bez kary

Nie ma końca. A potem da capo.

Mam kolegę, który bił pod budką z

Kebabem (z drugim kolegą) ludzi w

Kolejce, bo była za długa. Kogo

Zobaczył, tego bił. Naturalny

Eliminator. Eliminacja przez

Wyróżnienie (no nie do końca tak jest,

Ale przyjmij tę figurę). Wytknięcie

Różnych chujstw w epigramatach nie niszczyło,

Ale za to pozostały wiersze, z

Których czasem różne kleniaki mają

Radochę, bo pisze się w nich o seksie

I są przekleństwa. Krytyka fikcyjnej

Postaci to praktycznie to samo co

Prawdziwej w takim epigramacie,

Bo tu jednak tekst wychodzi na przód

(Taki poeta nie będzie dawał o

Sobie znać jako o obserwatorze

Rzeczywistości, tak jak twórcy coraz

Mniej stekstualizowani). No, taki

Gruby pajac zawinął z moją kasą,

Którą pożyczyłem mu na bilet.

Pisząc teraz o nim eliminuję

Go (idąc tropem figury, którą

Wyznaczyłem na początku). Wkurwił

Mnie. To pewne – Marcjalis mocno trzymał

Się ziemi – no niby taaa, ale kiedy

Się jej trzymał, to chyba tylko po to,

Żeby nie zostać kompletnie wchłoniętym

Przez tekstualną próżnię. Aha,

Zauważ, że pociągiem jadą

Czasami obok ciebie grube

Dzieciaki, które się drą, pieprzą

Głupoty albo ludzie z małym

Dzieciaczkiem, którzy wózkiem muszą

Blokować przejście, albo… dużo

Wymienić można. Ale spytasz

Dlaczego ich wymieniam? Wcześniej

Pisałem o zniszczeniach, próżniach.

Po prostu tym pisaniem, tymi

Jambami chciałbym ich rozwalić.

 

 

 

 

Do mnie

 

Niczego nie pamiętasz, taka z ciebie rura.

Ile kuponów, kasy – tego nie wyrównasz

Już, bo nie uważałeś. Nie sprawdzisz się tutaj

Nawet następnym razem. Przy drzwiach

 

Budki z kuponami spałeś

Dwa dni tasując w dłoniach

Papierowe bloczki warte

Po dwa złote sztuka. Konia

 

Żadnego tam nie było. Taka sytuacja.

Dlaczego myślę tyle? No i znowu zamiast

Powiedzieć ci wszystko wprost rozwodzę się nad

Jakimiś pierdołami. Przesypuje się piach

 

Pod twoimi łopatkami

Między odciskami kopyt

Końskich drobny piasek rani

Chcąc spod twoich pleców spieprzyć,

 

Wydobywa się z centrum miejsca twojej pracy,

Którą, specu, spieprzyłeś – i to jako pierwszy.

 

Motyw konia z wody wystawia łeb
Posągu czarnego jak smoła
W wodzie tak czarna / To nie człowiek
Tylko Ja / To ja wyglądam ze
Smoły / Z mej głowy jak trup
I wołam o koła które chcę
Przerwać tą wodą ze smołą / Ze
Smołą / To ja / Czarny jak woda.

 

 

 

 

Trzy oktawy

 

Nie mam starych, chodzę po krawędzi.

Nie mam samochodu, znowu płacę kartą.

Płakałem przed snem. Nie mam samochodu,

Bo moi starzy właśnie takie kradną.

Wjeżdżam, wyjeżdżam; chyba o to chodzi,

Żeby pośrednio nie rozmawiać o tym

Co ma związek zzz psychotropowymi

Lekami (jak wczoraj) albo z pojazdami.

 

Nie mam pieniędzy na porządne ćpanie,

A dopalacze raczej nie są dla mnie.

Babcia wyjeżdża. Tylko ja zostaję.

Nigdy nie ćpałem i nie próbowałem.

Zawsze muszę grać, zawsze grać to samo;

Inne kawałki przecież też mam dobre.

Koreański znak twojego starego,

Europejski znak rrram papapam pa pa

 

La nanananananana nana nana na

Zwyczaj powrotu, maniera odejścia

Za każdym razem uderza jak ściana.

Żegnam rodziców, nie mam samochodu.

Widziałem grzyby, takich dziś już nie ma.

I nie ma chodu, no nie ma już chodu.

Jeden, trzy, cztery no i zgubiłem dwa

— — —

 

 

 

 

Sonet II

 

To jest to, co czuję, kiedy piszę.

To pikuje, to pepperoni. Poproszę coli.

To pierdoli, to nawiązuje, to figluje

I żartuje. Figuruje i funguje. Boli,

 

Boli cię, że nie możesz chcieć tego co

Ja. Nie pojedziesz w te rejony, bo nie wiesz

Gdzie trzeba, bo tego nie czujesz. Jebniesz w drzewa.

Czwarty wers w drugiej strofie, bo tego chcę.

 

Nie boli mnie, bo to tylko pisanie.

Piszę po pracy, a czasem w trakcie. To użycie

Co jakiś czas do mnie – tak się składa – wraca

 

Jak praca (ale inaczej). Dobrze wiem jakie

Słowa są potrzebne, bo wszystkie są takie

Same. Przerzutnia wjeżdża i nikt nie podjeżdża.

 

 

 

 

[1]    Top One – Ole! Olek

DATA PUBLIKACJI: 31 października 2018
OSTATNIA AKTUALIZACJA: 29 listopada 2018