Heidegger (1960) [CC BY-SA 3.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0)], via Wikimedia Commons
Heidegger (1960) [CC BY-SA 3.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0)], via Wikimedia Commons

Mój flirt z nazizmem to raczej na minus

Garść zupełnie nieznanych anegdot o Heideggerze

Drwale i leśnicy znają te drogi. Wiedzą, co znaczy znaleźć się na drodze lasu.

Martin Heidegger, Drogi lasu

1. Jak wiadomo, Heidegger ze względu na swój dwuznaczny stosunek do nazizmu – świadkowie, stając w jego obronie, przypominali, że nigdy nie witał studentów gestem Sieg heil – po wojnie musiał wytłumaczyć przed aliantami swoje zachowanie. Kiedy stawił się na przesłuchanie przed amerykańskimi oficerami w Monachium, tradycyjnie złożyć miał przysięgę. – Czy będzie pan mówił prawdę i tylko prawdę? – zapytał go niejaki pułkownik Fox. – Panie pułkowniku, co ma pan na myśli? Odpowiedź na to pytanie jest dosyć skomplikowana, ale chętnie przygotuję dla panów krótki wykład na następne spotkanie. Oczywiście w sensie potocznym staram się zawsze mówić prawdę. – Profesorze Heidegger, to mogłoby zbyt długo potrwać, nie mamy aż tyle czasu, a w kolejce czekają jeszcze pana studenci, w tym panie, które słuchały wykładów. (Chodziło o Arendt i inne studentki). – Jak mnie się zdaje – odezwał się nagle porucznik Chomsky – profesor Heidegger przedstawi nam historię pojęcia wyłącznie przedparmenidesową, wykład zatem nie powinien długo potrwać, wszak profesor nie uznaje późniejszych dokonań w tej mierze. Zdezorientowany Fox spojrzał najpierw na Chomsky’ego później na Heideggera po czym odrzekł: – Ale przysięgę i tak pan będzie musiał złożyć.

2. Heidegger przyszedł pewnego dnia do swojego poprzedniego wydawcy Gesamtausgabe, Petera Trawnego, dyrektora Instytutu Heideggera w Wuppertal, w godzinach popołudniowych, usiadł w fotelu i powiedział: – Herr Trawny, jak postępuje wydanie tomu sześćdziesiątego piątego, „Beitrage zur Philosophie”? Będzie gotowe na czas? – Trawny podniósł okulary, spojrzał przeciągle na Heideggera i powiedział: – Tak, mamy czas do 1989 roku, na wtedy zaplanowałem ich wydanie. Heidegger, nie pokazując po sobie zmieszania, odrzekł: – Bardzo się cieszę, jest pan najlepszym wydawcą, jakiego miałem. Trawny widząc, że po chwilowym zaskoczeniu panuje już nad sytuacją, włożył do ust papierosa i zdecydował się podjąć wreszcie trudny temat: – Herr Professor, ułatwiłby mi pan moją pracę, gdyby podawał do druku teksty wierne oryginałom. Heidegger zamarł, po czym, odzyskawszy równowagę, wali na odlew: – Ma pan na myśli moje wykłady z 1935 roku o Nietzschem? – Tak panie profesorze, dokładnie te. – Ależ ja usunąłem z nich tylko jedno słowo, a nawet nie tyle usunąłem, co po prostu zamieniłem je innym. – Tak, panie profesorze, ale to słowo brzmiało „der Nationalsozialismus”!

3. Mało kto wie, że i Husserl i Heidegger jeździli na nartach. Doszło nawet do ich nieoczekiwanego spotkania na stoku Grubbstube. Zjazd był dosyć łagodny, ale Heidegger postanowił za wszelką cenę zaimponować starszemu od siebie Husserlowi i ciągle zajeżdżał mu drogę, szusując jak przystało na świeżo upieczonego fenomenologa. Dojechali w końcu do jakiegoś Hütte, żeby się ogrzać. Husserl zamówił Glühwein, a Heidegger poprosił o szklankę grogu. Po długim milczeniu Husserl odezwał się w te słowa: – Martin, weißt du was? – Słuchamy pana profesora. – Wiesz skąd wezmą się wszystkie problemy fenomenologii w przyszłości? – Nie wiem, panie psorze. – Martin, młodzieńcze, z tego twojego zaczadzenia teologicznego. Wiem, że już się go nie pozbędziesz, ale dla fenomenologii i dla całego naszego ruchu byłoby dużo lepiej, gdyby tak się jednak stało – wszyscy będziemy kiedyś płacić za twoje młodzieńcze błędy!

4. Nie wiedzieć czemu, ten wielki filozof, który zalecał „Gelassenheit zu den Dingen” miewał różne chwile zagubienia w życiu codziennym. Otóż podobno, pod koniec życia, stał się gorliwym kibicem Bayernu Monachium, na którego mecze chadzał ze swoimi synami. Wiemy to dzięki świadkom ze stadionu, jednemu z listów Hanny Arendt, która wypominała mistrzowi folgowanie ludowym rozrywkom oraz dzięki zapiskom na marginesie zaczytanej na wiór biografii Beckenbauera, którą odnaleziono u jednego z synów, a w której Heidegger poczynił notatki ołówkiem na marginesie. W jednej z nich pisał: „Arendt jest nie tylko notorycznie melancholijna, ale jeszcze czepia się, jak czepiały się inne moje żydowskie studentki. Przecież stadion, gdzie ludzkie twarze pozbawione są skazy myślenia, gdzie nie spotkam ani ein Denker noch ein Dichter, to jedyne miejsce, gdzie mogę czuć się swobodnie i bez obawy, że ktokolwiek mnie rozpozna”.

5. Heidegger musiał w końcu zapukać do bram niebios. Stał przed nimi długo rozmyślając i próbując przypomnieć sobie Tomasza z Akwinu, którego po raz pierwszy od dawna nazwał w myślach „świętym”. „Mój flirt z nazizmem to raczej na minus, ale pobyt w klasztorze po wojnie, to na plus. No i może moje żydowskie kochanki mają tu jednak coś do powiedzenia, skoro rzekomy syn Boga był Żydem…” Otworzył mu święty Piotr wołając: – I kogo moje święte oczy widzą?! Profesor Heidegger! – Ten nieco zmieszany odpowiedział – Jak pan widzi moje szanse, panie… święty Piotrze? Piotr zaś mu na to: – Jest jeden mały problem. – Tak? Jakiż to, proszę świętego? – Nie napisał pan fenomenologii Boga. – Nie mogłem pisać o fenomenie, którego nie widać. – To już niech się pan profesor sam tłumaczy – odrzekł Piotr, zapraszając do środka.

DATA PUBLIKACJI: 18 maja 2018
OSTATNIA AKTUALIZACJA: 1 czerwca 2018