Kees Van Dongen, (1877-1968)
Śpiąca, Mika naga na kanapie, 1908
Kees Van Dongen, (1877-1968) Śpiąca, Mika naga na kanapie, 1908

Alleluja

Katechizm Dianusa

„L’Alleluiah: Catéchisme de Dianus” Bataille pisał wiosną i latem 1944, podczas pracy nad „Sur Nietzsche”. Punktem wyjścia były listy do Diany Beauharnais, którą poślubił w 1946. Pierwsze wydanie ukazało się w 1947 roku, a druga uaktualniona wersja została dołączona do „Le Coupable” w roku 1961


I

Po pierwsze, musisz wiedzieć, że każda rzecz, mając swą widoczną postać, posiada również skrytą. Twoja twarz jest szlachetna: wyraża prawdę oczu, którymi ujmujesz świat. Lecz owłosione części ciała pod twoją sukienką mają niemniej prawdy od twoich ust. Części te otwierają się skrycie na nieczystość. Bez nich, bez wstydu związanego z ich użyciem, prawda, którą przekazują ci oczy, byłaby skąpa.

Twoje oczy otwierają się na gwiazdy, a twoje owłosione części otwierają się na… Ten ogromny ziemski glob, na którym przykucasz, piętrzy się w nocy mrokiem i wysokością gór. Wysoko, na ośnieżonych szczytach, zawieszona jest gwiaździsta przejrzystość nieba. Lecz między szczytami zieją otchłanie, z głębi których dobiega niekiedy odgłos spadającej skały: jasna czeluść tych przepaści jest astralnym niebem, którego blask odpowiada ciemnościom polarnej nocy. Podobnie też nędza ludzkich ścieków stanie się dla ciebie pewnego dnia zwiastunem gwałtownych radości.

Nadszedł czas, aby w każdej znanej ci rzeczy twoje szaleństwo umiało dostrzec odwrotną stronę. Czas, abyś odmieniła w sobie mdły i smutny obraz świata. Chciałbym już teraz widzieć cię strąconą w otchłanie, w których z przerażenia na przerażenie iść będziesz ku prawdzie. W najczulszym wydrążeniu twojego ciała bierze swój początek cuchnąca rzeka. Oddalając się od tego ohydztwa, unikasz samej siebie. Lecz gdy podążasz przez chwilę tą smutną bruzdą, przeciwnie, twoja pozostawiona samej sobie nagość otwiera się na cielesne słodycze.

*

Nie szukaj już spokoju ani spoczynku. Ten świat, z którego się wywodzisz, którym jesteś, zaoferuje siebie tylko dzięki twym występkom. Bez dogłębnego zepsucia serca przypominałabyś wspinacza, który na zawsze zasnął w pobliżu szczytu, byłabyś jedynie przygniatającym ciężarem, jedynie zmęczeniem. Po drugie, musisz wiedzieć, że żadna rozkosz nie jest warta pożądania, chyba że chodziłoby o samo pożądanie rozkoszy. Poszukiwanie, z którym splata cię twoja młodość, twa uroda, nie różni się od wyobrażenia rozpustników ani od wyobrażenia księży. Czym byłoby życie rozpustnicy nieotwarte od zarania na cztery wiatry, na pustkę pragnienia? Upojona przyjemnością suka o wiele prawdziwiej niż moralny asceta doświadcza próżni wszelkiej przyjemności. Czy raczej chuć, jaką czuje, kosztując w ustach smak zgrozy, jest środkiem pożądania coraz większych zgróz.

Nie żebyś miała oddalić się od wnikliwego poszukiwania. Marność przyjemności jest głębią rzeczy, do której byśmy nie sięgali, gdyby zrazu dała się dostrzec. Wygląd zewnętrzny jest słodyczą, której masz się poddać.

*

Muszę ci teraz wyjaśnić, że podniesiona w drugim punkcie trudność bynajmniej nie służy zniechęceniu. To mierność albo raczej moralne ubóstwo niegdysiejszych ludzi skłoniły ich do ucieczki przed tym, co wydawało im się marne. Łatwo dziś dostrzec ułomność tych zachowań. Wszystko jest marne, wszystko jest złudą, sam Bóg jest rozjątrzeniem pustki, jeśli postępujemy drogami pragnienia. Lecz pragnienie pozostaje w nas niczym wyzwanie rzucone samemu światu, który nieskończenie skrywa przed nim swój przedmiot. Pragnienie jest w nas niczym śmiech; kpimy sobie ze świata, obnażając się, oddając się bezgranicznie pragnieniu pragnienia.

Taki jest niepojęty los, na który wydała nas odmowa akceptacji losu (lub jego nieprzyswajalność). Możemy tylko rzucić się w pogoń za znakami, z którymi związana jest pustka i, wraz z nią, podtrzymywanie pragnienia. Możemy istnieć jedynie na szczycie, nie wznosząc się nań inaczej, jak tylko po szczątkach. Przy najmniejszym wytchnieniu dałyby o sobie znać miałkość przyjemności lub znudzenie. Oddychamy jedynie na krawędzi świata, gdzie otwierają się ciała – gdzie upragniona nagość jest bezwstydna.

Inaczej mówiąc, jedyną naszą możliwością jest niemożliwe. Rozkładając nogi, wystawiając na widok twe nieczyste części ciała, znajdujesz się pod władzą pragnienia. Gdybyś tylko przestała doznawać tej pozycji jako zakazanej, natychmiast pragnienie by wygasło, a wraz z nim możliwość przyjemności.

*

Nie szukając dłużej przyjemności, wyrzekając się dopatrywania w złudzeniu tak oczywistym wyjścia oraz ukojenia cierpień, przestałabyś być ogołacana przez pragnienie. Uległabyś moralnej rozwadze. Ostałaby się z ciebie jedynie wygasła, wycofana z gry postać. Jeśli powoduje tobą wyobrażenie przyjemności, pozwalasz się objąć płomieniom pragnienia. Teraz nie możesz już nie wiedzieć, jakiego okrucieństwa ci trzeba: bez nieuwarunkowanej, śmiałej decyzji nie mogłabyś znieść gorzkiego uczucia, które ogarnia spragnionego rozkoszy, aby być ofiarą własnego pragnienia. Twoja rozwaga podpowiedziałaby, żeby się wycofać. Jedynie poryw świętości, szaleństwa, może podtrzymać w tobie mroczny płomień pragnienia, który na wszelkie sposoby przekracza ulotne przebłyski orgii.

W tym wynikającym z gry labiryncie, w którym błąd jest nieunikniony i musi być w nieskończoność na nowo popełniany, nic nie jest ci bardziej nieodzowne niż naiwność dziecka. Niewątpliwie nic nie uzasadniałoby twej naiwności, a jeszcze mniej twego szczęścia. Potrzebna ci będzie jednak śmiałość wytrwania. Wysiłek ponad miarę, jakiego wymagają od ciebie okoliczności, jest oczywiście wycieńczający, lecz nie masz czasu na zmęczenie. Wpadając w szpony smutku, nie byłabyś niczym więcej niż odpadkiem. Wyjątkowa radość, bynajmniej nieudawana ani fałszywa – radość anielska – jest konieczna w trwogach przyjemności.

Jedna z ciężkich prób zarezerwowanych dla tych, których nic nie jest w stanie powstrzymać, dotyczy bez wątpienia przymusu, aby wyrazić niewypowiedzianą zgrozę. Kiedy zdjęci tą zgrozą, mogą już się tylko śmiać, spotykając ją jedynie po to, by z niej się śmiać, czy raczej, i lepiej – by się nią radować. Nie powinnaś się zresztą dziwić, że nieszczęście zdaje się spadać na nich właśnie w chwili, kiedy dochodzą do kresu. Taka jest, ogólnie mówiąc, dwuznaczność rzeczy ludzkich. Pewność zgrozy tym raźniej prowadzi do radości, im bardziej jest ona niepowściągliwa. W wybuchowej i lubieżnej wściekłości życia, którą dostatecznie wyraża jedynie rozpacz, wszystko we mnie się rozpada. Czy tę ostateczną niemożność uchwycenia, tę nieubłaganą konieczność niedomykania niczego, można byłoby znieść bez dziecięcej prostoty?

*

To, czego się po tobie spodziewam, przerasta w ten sposób rozważne postanowienie, podobnie jak rozpacz czy pustkę. Z nadmiaru przenikliwości wydobyć masz zapominające o niej dzieciństwo (kaprys, który unicestwia). Sekretem życia jest bez wątpienia prostoduszne zniszczenie tego, co miało w nas zniszczyć chęć do życia: to dzieciństwo tryumfujące bez słów nad przeszkodami sprzeciwiającymi się pragnieniu; to niepowstrzymany pociąg do gry; tajemnica kryjówek, w których, gdy byłaś dziewczynką, zdarzało ci się unosić spódniczkę…

II

Jeśli serce ci bije, rozmyślaj o bezwstydnych chwilach dziecka.

U dziecka różne momenty są wyodrębnione,

prostota,
radosna gra,
brud.

Człowiek dorosły łączy te momenty: dostępuje on w brudzie niewinnej radości.

Brud bez wstydu, gra bez radości, prostota bez oszołomienia są u dzieci tym, co powaga dorosłych redukuje do komedii. Świętość, z drugiej strony, podtrzymuje ogień, którym płonie dzieciństwo. Najgorsza niemoc to osiągnięcie powagi.

Nagość piersi, bezwstyd nagiego seksu zdolne są sprawić to, o czym, jako dziewczynka, mogłaś jedynie marzyć, nie mogąc nic zdziałać.

III

Przytłoczony lodowatymi smutkami, majestatycznymi zgrozami życia! U kresu rozdarcia. Stoję dzisiaj na skraju przepaści. Na granicy najgorszego – nieznośnego szczęścia. To na szczycie o zawrotnej wysokości wyśpiewuję Alleluja, najczystsze, najboleśniejsze, jakie tylko mogłabyś usłyszeć.

Samotność niedoli jest aureolą, odzieniem łez, którym będziesz mogła okryć swą suczą nagość.

Słuchaj. Mówię do ciebie szeptem na ucho. Nie ignoruj dłużej mej czułości. Wstąp naga w tę pełną trwogi noc i idź aż do zakrętu ścieżki.

Wsuń palce w wilgotne fałdy. Słodko będzie czuć w sobie cierpkość, lepkość przyjemności – mokrą woń, mdłą woń szczęśliwego ciała. Rozkosz ściąga spragnione otwarcia się na trwogę usta. W lędźwiach dwakroć owianych przez wiatr poczujesz te same drgania, które powodują, że ślizgają się między rzęsami białka oczu.

W samotności lasu, daleko od porzuconych ubrań, przykucniesz łagodnie niczym wilczyca.

Piorun o dzikiej woni i burzowe strugi są towarzyszami trwogi bezwstydu.

Wstań i uciekaj: dziecinna, zbłąkana, śmiejąca się ze strachu.

IV

Nadszedł czas, by być twardym; trzeba, bym stał się jak kamień. Żyć w czasach niedoli, w zagrożeniu…; niewzruszony stawiać czoło rozbrajającym możliwościom; z tego powodu pogrążyć się w sobie, być jak kamień – czy coś lepiej odpowiadałoby nadmiarowi pragnienia?

Nadmierna rozkosz, rozpalając serce, pustoszy je i utwardza. Żar pragnienia przydaje sercu nieskończonej śmiałości.

Doznając rozkoszy nie do wytrzymania lub upijając się na umór, odwodzisz życie od płochliwej zwłoki.

Słabość nie ma względów u namiętności. Asceza jest spoczynkiem w porównaniu z gorączkowymi drogami ciała.

Pozbawiona wszelkiego schronienia, wyobraź sobie teraz rozciągłość otwierającą się na niedolę. Masz oczekiwać głodu, chłodu, sprzeniewierzenia, niewoli, śmierci bez kurateli… Wyobraź sobie cierpienie, rozpacz oraz nędzę. Sądzisz, że ujdziesz temu poniżeniu? Przed tobą przeklęta pustynia: wsłuchaj się w te krzyki, na które nikt nigdy nie odpowie. Nie zapomnij, że od teraz jesteś suką przywaloną szałem wilków. To łoże nędzy jest twoją ojczyzną, twoją jedyną autentyczną ojczyzną.

W każdym razie, furie o wężowych czuprynach są towarzyszkami przyjemności. Poprowadzą cię za rękę, pojąc alkoholem.

Cisza klasztoru, asceza, spokój w sercu oferują się nieszczęśnikom przejętym troską o schronienie. Żaden azyl nie jest dla ciebie do wyobrażenia. Alkohol i pragnienie wydają na pastwę zimna.

Klasztor wycofywałby z gry; lecz pewnego dnia zakonnica płonęła chęcią, by rozłożyć nogi.

Z jednej strony, poszukiwanie przyjemności jest tchórzliwe. Dąży ono do uśmierzenia; pragnienie, przeciwnie, żąda tego, by nigdy się nie nasycić.

Widmo pragnienia jest z konieczności zwodnicze. To, co się przedstawia jako godne pożądania, jest zakryte. Wcześniej czy później maska spada z twarzy, zdemaskowane zostają wówczas trwoga, śmierć i unicestwienie śmiertelnego bytu. Wprawdzie aspirujesz do nocy, lecz koniecznie są manowce i miłowanie ładnych kształtów. Zawłaszczenie przyjemności, zwiastowane przez te pożądane kształty, redukuje się szybko do rozbrajającego zawłaszczenia śmierci. Lecz śmierć nie może być zawłaszczona, ona wywłaszcza. To dlatego miejsce rozkoszy jest miejscem rozczarowania. Rozczarowanie jest głębią, jest ono ostateczną prawdą życia. Bez wycieńczającego rozczarowania – w chwili, kiedy brak ci tchu – nie mogłabyś wiedzieć, że pożądanie rozkoszy jest owym wywłaszczaniem przez śmierć.

Obce tchórzostwu poszukiwanie przyjemności jest najwyższym pułapem życia, jest ono szałem odwagi. To podstęp, jakiego używa w nas zgroza przed zaspokojeniem.

Miłość jest bez wątpienia najodleglejszą z możliwości. Bez końca przeszkody wykradają miłość wściekłości kochania.

Pragnienie i miłość przenikają się, miłość jest pragnieniem obiektu, który jest na miarę całości pragnienia.

Miłość bez sensu ma sens jedynie wtedy, gdy dąży do miłości jeszcze bardziej bezsensownej.

*

Miłość stawia takie oto wymaganie: albo jej przedmiot ci umyka, albo ty umykasz jemu. Gdyby nie uciekał przed tobą, ty wymknęłabyś się miłości.

Warunkiem spotkania kochanków jest rozdarcie. Oboje są spragnieni cierpienia. Pragnienie musi w nich pragnąć niemożliwego. W innym wypadku pragnienie zostałoby zaspokojone i umarło.

W miarę jak nienasycenie bierze górę, dobrze jest zaspokoić pragnienie i zatracić się w niewymownym szczęściu. Szczęście jest wówczas warunkiem zwiększonego pragnienia; a zaspokojenie krynicą pragnienia.

V

Przestań lekceważyć to, kim jesteś. Jak cię chcieć poniżoną, gdy zmuszona do zaczepiania innych, ukazujesz oblicze, które nie jest twoim?

Mogłabyś szanować konwenanse i cieszyć się poważaniem wśród poniżonych. Łatwo byłoby docenić w tobie względy, za sprawą których przyczyniałabyś się do fałszerstwa bez miary. Nie miałoby znaczenia to, że kłamiesz. Wyzuwając istnienie z namiętności, odpowiedziałabyś służalczą postawą na pospólną służalczość. W takiej sytuacji, byłabyś panią N…, a ja wysłuchiwałbym twoich pochwał…

Miałaś wybór między dwiema ścieżkami: byciem „poleconą”, jako jedna z nich, członkom ludzkości biorącej początek w zgrozie człowieka, ludzkości; albo otwarciem się na wolność pragnień przekraczającą przyjęte granice.

W pierwszym wypadku, uległabyś zmęczeniu…

Jakże jednak zapomnieć o przynależnej ci władzy, aby rozegrać w tobie sam byt? Waż nadmiar rozgrzewającej cię pod szarzyzną nieba krwi: czy mogłabyś dłużej skrywać go pod sukienką? Tłumiłabyś wciąż w sobie ten krzyk wściekłości i nadmiernej lubieżności, który sprowadziliby do gładkich słówek, jakich wymaga przyzwoitość? Upojona wstydem miałabyś być mniej fascynująca od nagości nocy?

Nieznośna radość zdjęcia z ciebie sukni jest jedyną na miarę niezmierzoności… w której, jak wiesz, jesteś pogrążona: podobnie jak ty, niezmierzoność nie ma sukni, i twoja pogrążona w niej nagość zachowuje prostotę umarłych. W niej twoja nagość niezmiernie cię odsłania: jesteś spięta, rozdzierana wstydem, i to niezmierzenie twój bezwstyd wydaje cię grze.

(Czyż to nie na bliskość wszechświata otwiera cię – milczącą i nagą – nieznośny zawrót głowy? I czyż nie bije między twoimi nogami niedomknięty wszechświat? Pytanie bez odpowiedzi. Lecz ty sama, bez sukienki, otwarta na nieskończony śmiech gwiazd, czy wątpiłabyś w to, że ta odległa pustka jest w tej właśnie chwili cięższa od tej niewymownej bliskości, która skrywa się w tobie?).

Wyciągnięta, z głową odrzuconą do tyłu, oczami zagubionymi w mlecznych wylewach nieba, powierz gwiazdom… najczulszy strumień twego ciała!

Wdychaj siarczystą woń nagiego łona Drogi Mlecznej: nieskazitelność twych lędźwi otworzy twoje sny na upadek w niepojęty przestwór.

Gąsienicze spojenia nagich narządów płciowych, te wyłysienia i różane wnętrzności, te odgłosy starć, te zamarłe oczy: te długie czknięcia roześmianej wściekłości są momentami, które odpowiadają w tobie niezgłębionej rozpadlinie nieba…

Palce wślizgują się w skrywającą noc szparę. Noc zapada w sercu i spadające gwiazdy kreślą noc, w której twoja nagość jest otwarta niczym niebo.

To, co dzieje się w tobie podczas przyjemności – w słodkawej zgrozie ciała – inni skrywają przed niezmiernością śmierci… Skrywają to przed samotnością nieba! To dlatego masz uciekać i skryć się w głębi lasów. To, co w rozkoszy rozdzierające, nazywaj zawrotem głowy samotności: rozkosz wymaga gorączki! Jedynie twoje zbielałe oczy rozpoznać mogą bluźnierstwo, które złączy twoją rozkoszną ranę z pustką gwiaździstego nieba.

Nic oprócz milczącego ogromu nocy nie jest na miarę twych wściekłości.

Miłość, negując skończone byty, przywraca je nieskończoności pustki, ogranicza je do wyczekiwania tego, czym nie są.

VI

W męce miłości uciekam przed samym sobą. I nagi wstępuję w nierealną przejrzystość.

Dłużej nie cierpieć, dłużej nie kochać ogranicza mnie, przeciwnie, do ociężałości.

Miłość z wyboru przeciwstawia się lubieżności. Oczyszczająca miłość czyni mdłymi przyjemności ciała. Nieczystą ciekawość dziecka zastępują uniesienia, pełna pułapek naiwność.

Rozród prostej komórki bezpłciowej wydaje się wynikiem jej niezdolności do zachowania otwartego systemu. Wzrost tego mikroskopijnego bytu prowadzi do nadmiaru, ekscesywnego rozdarcia i utraty jedności.

Rozmnażanie organizmów płciowych i ludzi dzieli się na dwie fazy, z których każda posiada te same własności nadmiaru, ekscesywnego rozdarcia i zatraty. W pierwszej fazie dwa byty komunikują się ze sobą za sprawą swych rozdarć. Żadna komunikacja nie jest bardziej gwałtowna. Ukryte (niczym niedoskonałość, niczym wstyd bytu) rozdarcie obnaża się (wychodzi na jaw), lgnąc łapczywie do drugiego rozdarcia: punkt styczności obojga kochanków to szał rozrywania i bycia rozrywanym.

*

Przeznaczenie bytów skończonych pozostawia je na granicy ich samych. A granica ta jest rozdarta. (Stąd też rozdzierający status ciekawości!)

Jedynie tchórzostwo i wycieńczenie trzymają na uboczu.

Pochylona nad pustką, odgadujesz w jej głębi zgrozę.

Ze wszystkich stron zbliżają się inne rozdarte ciała, chore wraz z tobą na tę samą zgrozę, chore na ten sam powab.

Owłosiona jest szpara pod twoją sukienką. W pustce otwartej na zamęt zmysłów świetlane rozbłyski przyjemności przyprawiają o drżenie.

Rozpaczliwa pustka przyjemności, która bez końca mobilizuje nas do ucieczki poza samych siebie, w nieobecność, byłaby nie do zniesienia bez nadziei. W pewnym sensie nadzieja jest zwodnicza, lecz nikt nie zdołałby znieść powabu pustki, gdyby przeciwny jej pozór się z nią nie mieszał.

W transie pustka nie jest jeszcze naprawdę pustką, lecz rzeczą albo symbolem nicości, jakim jest nieczystość. Odstręczając, nieczystość powoduje pustkę. Pustka objawia się w zgrozie, której pobaw nie przezwycięża. Lub którą przezwycięża źle.

Prawda, rozpaczliwa głębia rozpusty, jest tego ohydnym, odstręczającym przejawem.

*

Nieczystość, która jest obrazem śmierci, powierza bytowi odstręczającą pustkę; roztaczająca się wokół niej nieczystość zieje pustką. Uciekam przed nią z rozpaczliwą siłą: lecz nie tylko moja siła, ale też mój strach i moje drżenie uciekają przed nią.

Nicość, której nie ma, nie może się oddzielić od znaku…

Nie istniejąc bez niego, nicość nie mogłaby wabić.

W chwili narodzin pragnienia – z tego, co budzi strach i co przyprawia o mdłości – odraza, strach są szczytem życia erotycznego: strach pozostawia nas na granicy omdlenia. Lecz znak pustki (nieczystość) nie jest sam w mocy wywołać omdlenia. Trzeba, aby łącząc się z uwodzącymi barwami, zespolił z nim swoją zgrozę po to, by utrzymać nas zatrwożonych w alternatywie pragnienia i mdłości. Seks wiąże się z nieczystością: stanowi jej ujście; lecz przedmiotem pragnienia jest tylko wtedy, gdy nagość ciała oczarowuje.

*

Młoda i piękna, twoje uśmiechy, twój głos, twój blask wabią mężczyznę, lecz wyczekuje on jedynie chwili, kiedy przyjemność, naśladując w tobie agonię, poprowadzi go do kresu szaleństwa.

Twoja piękna i oddana nagość – cisza i przeczucie niezgłębionego nieba – przypomina zgrozę nocy, której nieskończoność sobą wyraża: to, co nie może zostać określone – i co, ponad naszymi głowami, wznosi zwierciadło nieskończonej śmierci.

Oczekuj od kochanka cierpień, które go usuną. Nikt nie jest niczym więcej, jak tylko możnością otwarcia w sobie wyniszczającej pustki. Wymaga to wściekłości, buntu i nienawistnego uporu, jednocześnie cynicznego, czułego, rozbawionego, niezmiennie na granicy mdłości.

Ta gra uwodzenia i strachu, w której – usuwając grunt spod nóg – pustka rzuca bez końca w nadmiar radości i w której, na odwrót, piękny wygląd nabiera sensu zgrozy, jest takiej natury, że łączy spiętrzone przeciwieństwa. Byty cielesne, kolejno ubrane, obnażone, skazane, by wzajemnie służyć sobie za miraż, a następnie by niszczyć miraże i odsłaniać – tkwiące w nich – trwogę, nieczystość, śmierć, zatracają się w tej grze, bawiącej się nimi i wydającej je niemożliwemu. Twoja miłość, jeśli oddaje cię trwodze, jest twoją prawdą. A pragnienie w tobie pragnęło wyłącznie po to, by omdleć. Lecz jeśli prawdą jest, że ten, kto stoi przed tobą, nosi w sobie śmierć, a jego władza przyciągania nagle wprowadza cię w noc, oddaj się bezgraniczne dziecinnej wściekłości życia: odtąd masz już tylko poszarpaną sukienkę, a twoja brudna nagość obiecana jest męce krzyków.

Podążając za najsilniejszymi powabami, dwie istoty dobierają się w imię seksualnej ruiny. W nich tylko możliwe rozgrywa się bez reszty. Wymagana moc jest jednak większa; uroda, siła i odwaga są znakami omdlenia. Lecz odwaga jest powierzchowną cnotą; ostatecznie chodzi o to, by skoczyć w trwogę bytu.

Pragnienie rozciąga się od pustki piękna aż do jego pełni. Doskonałe piękno, jego żywe, władcze i nieodparte ruchy są zdolne rozpalić rozdarcie – jednocześnie opóźnić i przywiązać. Rozdarcie daje pięknu jego żałobną aureolę. W sprzyjających warunkach łączy ono nieskazitelność linii z możliwością nieskończonego zamętu.

Kochankowie oddają się sobie, zespalając swe nagości. W ten sposób rozdzierają się i na długo pozostają złączeni tymi rozdarciami.

Piękno nie jest z tego świata; jest ono pustką, tym, co wydarte i brakujące pełni.

Nicość: to, co jest poza bytem ograniczonym.

Nicość jest, ściśle mówiąc, tym, czym nie jest byt ograniczony; ściśle mówiąc, jest ona nieobecnością – nieobecnością granicy. Rozważana z innego punktu widzenia nicość jest tym, czego pragnie byt ograniczony, pragnieniem mającym za przedmiot to, czym nie jest ten, który pragnie!

W swym pierwotnym porywie miłość jest tęsknotą za śmiercią. Lecz tęsknota za śmiercią sama jest porywem, w którym śmierć zostaje przekroczona. Przekraczając śmierć, mierzy ona w to, co poza jednostkowymi bytami. I to właśnie odsłania się w stopieniu kochanków, mylących miłość z emocją, jaką jedno przejawia wobec narządów płciowych drugiego. W ten sposób miłość związana z wyborem bez przerwy ześlizguje się ku anonimowej orgii.

W orgii odosobniony byt umiera, a przynajmniej na jakiś czas ustępuje miejsca przeraźliwej obojętności umarłych.

W ześlizgiwaniu się bytu w zgrozę orgii miłość osiąga swoje intymne znaczenie na granicy mdłości. Lecz przeciwny poryw, w momencie odwrotu, może być najbardziej gwałtowny. W tejże chwili wybranek (jednostkowy byt) powraca do siebie, jednakże stracił on uchwytną postać związaną ze stałymi granicami. W każdym razie, dzięki temu, że został wybrany, przedmiot wyboru jest kruchością, a wręcz nieuchwytnością. Nikła szansa na to, by go spotkać, nikła szansa, by go zachować, zawiesić – w sposób czyniący pragnienie nieznośnym – ponad nicością tego, czym nie jest. Lecz nie jest on tylko maleńką cząsteczką z góry wydaną niezmiernej pustce: to właśnie nadmiar życia i siły uczynił zeń sprzymierzeńca tego, co go unicestwia. Niewymienialna wyjątkowość jest palcem wskazującym otchłań i określającym jej bezmiar. Ona sama jest prowokacyjnym objawieniem kłamstwa, jakim jest… Wyjątkowość właściwa jest kobiecie, która pokazuje kochankowi swe obscena. To palec wskazujący rozdarcie lub, jeśli wolisz, symbol rozdarcia.

Wyjątkowość jest nieodzowna każdemu, kto chciwie szuka rozdarcia. Rozdarcie byłoby niczym, gdyby nie było rozdarciem istoty, i to właśnie istoty wybranej z powodu swej pełni. Nadmiar życia, pełnia są dlań środkami, jakimi dysponowała, aby podkreślić pustkę: owa pełnia i ten nadmiar są tym bardziej jej, że ją rozbijają, że zwalniają zaporę oddzielającą od pustki. Stąd też ten głęboki paradoks: to wcale nie zwykłe rozdarcie intensywnie nas rozrywa, lecz wyjątkowość bogata, absurdalna, szaleńcza, rzucająca na pastwę trwogi.

Osobliwość istoty wybranej jest szczytem, a jednocześnie zmierzchem pragnienia. Zdobycie szczytu zakłada, iż trzeba będzie z niego zejść. Niekiedy wyjątkowość sama pozbawia się sensu, ześlizguje się w trwałe posiadanie, sprowadzając się stopniowo do bezznaczeniowości.

VII

Ponad porywami rujnującego bezwstydu dosięgniesz obszaru, w którym panuje przyjaźń. Obszar ten, gdzie ponownie będziesz bezbronna, jest tym cięższy, że zawieszony jest w nim tak długi i wątły rozbłysk: świadomość strapienia równego twemu. Tym, co w twej świadomości dopełni twoją nędzę, jest ta oto pewność, że rozbłysk czyni nędzę godną pragnienia. Dzielone strapienie jest również radością, lecz jest ona słodka tylko pod warunkiem podziału. Pogrążenie się we dwoje w rozkoszach nędzy zniekształca ją: nędza każdego z kochanków odbija się wówczas w zwierciadle, którym jedno jest dla drugiego. To powolny, wyborny zawrót głowy, który przedłuża rozdarcie ciała. Stąd właśnie postać ukochanej istoty czerpie swój ujmujący wyraz oraz bezrozumny wdzięk.

Im bardziej przedmiot pragnienia jest niedostępny, tym lepiej komunikuje on zawrót głowy. Jedyność ukochanej istoty jest tym, co przyprawia o największy zawrót głowy.

Zawrót głowy spowodowany jedynością, nie jest zwykłym zawrotem głowy, lecz radością pomnażaną nieznośnym zawrotem głowy. I niewątpliwie, wyjątkowość (jedyność) w końcu zanika, pustka staje się zupełna, a radość przemienia się w strapienie (miłość, która nie przewyższa ani jedności, ani radości, wygasa). Ale poza ginącą jedynością zaczynają się inne jedyności, a poza radością przemienioną w strapienie nowe istoty przemieniają w radość nowe zawroty głowy.

Odizolowany byt jest ułudą (która odzwierciedla strapienie tłumu), a ostatecznie ustabilizowana para jest zaprzeczeniem miłości. Lecz tym, co przechodzi z jednego kochanka na drugiego, jest poryw, który kładzie kres odizolowaniu, a co najmniej nim chwieje. Odizolowany byt zostaje włączony do gry, otwarty na to, co poza nim samym, a nawet na to, co poza parą – na orgię.

VIII

Teraz chcę mówić ci o sobie. Drogi, które pokazałem, są drogami, jakimi kroczyłem.

Jak przedstawić chwile trwogi, w których się pogrążam. Pozwól mówić we mnie zmęczeniu. Moja głowa jest tak podatna na strach, moje serce jest tak znużone, spustoszenie tak często je nawiedzało, że raczej mógłbym poczytywać się za umarłego.

Każdego dnia starając się uchwycić nieuchwytne, gnając z rozpusty w rozpustę… i ocierając się o śmiertelną pustkę, zaszyłem się w mojej trwodze. Aby lepiej rozedrzeć siebie w rozdarciach dziwek. Im bardziej się bałem, tym bardziej bosko pojmowałem, co wstydliwego ciało prostytutki miało mi do powiedzenia.

Tyłki dziewcząt jawiły się w końcu otoczone aureolą widmowego blasku: żyłem w jego obecności.

Poszukując w szparze najodleglejszej z możliwości, miałem świadomość przełamywania się i przekraczania własnych sił.

Trwoga jest tym samym, co pragnienie. Żyłem, wykańczając się licznymi pragnieniami i, przez całe życie, trwoga zwalała mnie z nóg. Jako dziecko wyczekiwałem uderzeń bębna zapowiadającego koniec lekcji: dzisiaj wyglądam przedmiotu mojego pragnienia, nie mogąc już się go doczekać. Zamieszkuje mnie jakiś terror, który owłada mną pod byle pretekstem. W tej chwili miłuję śmierć. Chciałbym uciec, ujść teraźniejszości, samotności, nudzie zamkniętego w samym sobie życia.

W chwilach trwogi zdarza mi się przyznać do tchórzostwa; mówię sobie: inni są bardziej ode mnie godni współczucia i nie walą, jak ja w konwulsjach, głową w mur. Dźwigam się przejęty wstydem: odkrywam wówczas w sobie drugi rodzaj tchórzostwa. Oczywiście tchórzostwem było pozostanie w trwodze tak krótko, lecz tchórzliwe jest również uciekanie przed trwogą, poszukiwanie bezpieczeństwa, zamknięcie w obojętności. Po przeciwnej stronie zobojętnienia (cierpienia „po nic”) zaczyna się droga na górę Karmel: jakkolwiek przystoi również, w zupełnym strapieniu, powstać i rzucić wyzwanie zgrozie.

Surowe prawo uznawane przez tych, którzy nie żywią tęsknoty za szczytem, jest łagodne i pożądane. Jednakże, gdy trzeba iść dalej (najdalej jak to możliwe), łagodność zawodzi.

Pragnę zdejmować z dziewcząt sukienki, niesyty pustki, która jest poza mną, i w nią skoczyć.

IX

Dziecięca rozpacz, noc, groby, drzewo stargane na gwałtownym wietrze, z którego skrojona zostanie moja trumna: palec wsunięty w twą intymność, ty spąsowiała, z bijącym sercem, ze śmiercią powolnie ogarniającą to serce…

Przekraczając próg, poza którym panują milczenie, strach…, w kościelnym mroku, twój tyłek to usta Boga napawającego mnie diabolicznym smutkiem.

Milczeć i powoli umierać: taki oto jest warunek nieustannego rozdarcia. W tym milczącym oczekiwaniu najłagodniejsza pieszczota pobudza przyjemność. Niech twój umysł odnajdzie radość nieprzyzwoitości. Wówczas, osuwając się w milczenie i bezkresną dal, dowiesz się, z jakiego opuszczenia, z jakiej śmierci stworzony jest świat. Wyobrazisz go sobie, a to, co przykrywała twoja suknia, doświadczy skutków tego wyobrażenia: ileż jasnych nagości na skraju jednej i tej samej otchłani, powalonych tą samą radością, identycznie zatrwożonych.

Jesteś naznaczona. Nie próbuj uciekać. Ułatwienia w zasadzie są oszustwem. Ani twoje skrupuły, ani twoja ironia nie mogą zastąpić siły. Rozwiązłość, gdy stanie się twoją możliwością – jakkolwiek chciałabyś jej uniknąć – dopadnie cię. Nie po to, by wiązać cię z przyjemnością. Lecz otwarta, szczęśliwa, możesz jedynie wyjść na spotkanie najgorszemu. To, co wiedzie poza mizerię godzin, smutki, które uczyniły z twego życia granicę śmierci, nie mogą pozostawić umysłu bezczynnym. Nie zejdziesz już w dół, nawet gdybyś tego chciała.

Przestań się oszukiwać! Moralność, w którą się wsłuchujesz, której nauczam, jest najtrudniejsza, nie pozawala spodziewać się snu, ani zaspokojenia.

Domagam się od ciebie czystości piekła – czy, jeśli wolisz, czystości dziecka: nic nie będzie ci obiecane w zamian i nie skrępuje cię żaden obowiązek. Usłyszysz, w głębi siebie, głos, który poprowadzi cię ku przeznaczeniu: to głos pragnienia, nie zaś istot pożądanych.

Przyjemność, w istocie, niewielkie ma znaczenie. Odbiera się ją niczym nawiązkę. Przyjemność lub radość, bezsensowne Alleluja strachu, jest znakiem przestworzy, w których serce staje się bezbronne. W tych na wpół księżycowych zaświatach, w których każda część jest rozdarta, wilgotne od deszczu róże jaśnieją blaskiem burzy…

Powtórnie dostrzegłem zamaskowaną nieznajomą, z której w burdelu trwoga zdejmowała sukienkę; ukryta twarz, nagie ciało: płaszcz, sukienka, bielizna rozrzucone na dywanie.

Aby dostać się do wyśnionej krainy, posługujemy się odskocznią przyjemności. I zapewne odnajdujemy przyjemność jedynie pod warunkiem zniszczenia w sobie przyjętych wskazań, doprowadzenia do porządku potwornego świata. Lecz wzajemność jest zupełna. Nie odnaleźlibyśmy nieszczęsnego wyjaśnienia, spod którego wyziera prawda, gdyby przyjemność nie ręczyła za nasze bezzasadne zabiegi.

Twoim zadaniem na tym świecie nie jest zapewnienie zbawienia cudzej duszy spragnionej pokoju ani też dostarczenie twemu ciału pekuniarnych korzyści. Twoim zadaniem jest pogoń za niezbadanym przeznaczeniem. To dlatego musisz walczyć, żywiąc w sobie nienawiść do granic, która systemowi konwenansów przeciwstawia wolność. To dlatego musisz się uzbroić w tajemniczą dumę i w nieposkromioną wolę. Atuty, jakie dał ci traf – uroda, blask i poryw życia – są konieczne dla twego rozdarcia.

Oczywiście, to świadectwo nie objawi się w pełni: światło z ciebie emanujące, przypominać będzie blask księżyca rozwidniającego uśpioną wioskę. Wszelako nędza twej nagości i trans rozdrażnionego nagością ciała wystarczą, by zrujnować obraz pełnego ograniczeń przeznaczenia bytów. Podobnie jak uderzający piorun odkrywa swą prawdę przed tymi, których poraża, tak i wieczysta śmierć, objawiona w słodyczy twego ciała, dosięgnie nielicznych wybrańców. Wraz z tobą wkroczą oni w noc, w której nikną rzeczy ludzkie: wszak to jedynie mroczny bezmiar skrywa, z dala od dziennej służalczości, jasność o tak porażającym blasku. Czy tym samym w Alleluja nagości nie jesteś już na szczycie, na którym objawi się cała prawda? Poza chorymi uniesieniami, będziesz jeszcze musiała się śmiać, wkraczając w obszar śmierci. W tym momencie rozwiążą się w tobie i opadną więzy zmuszające byt do trwałości: i nie wiem już, czy masz śmiać się, czy płakać, odkrywając w niebiosach twe niezliczone siostry…

Krzysztofowi Matuszewskiemu[i]


 

Przełożyła Monika Marczuk

[i] dedykacja tłumaczki

DATA PUBLIKACJI: 3 października 2018
OSTATNIA AKTUALIZACJA: 31 października 2018