Maluję obraz na niebiesko-żółto.
Nie!
Przecież to już było!
Może więc coś na zielono-pomarańczowo?
‚Technika własna!’
To też już było.
Wiem! Zrobię coś, czego jeszcze nie było!
Może nawet wyrzeźbię lub zainstaluję!
O! Za późno! 1000 artystów już coś takiego wykonało w ciągu ostatniego miesiąca,
10000 wykona to w niedalekiej przyszłości. Milion artystów pomyśli o tym, ale nigdy tego nie wykona bo to “już było”…
Coś, co zrobię dzisiaj, będzie w przyszłości zrobione przez artystę znanego i powszechnie cenionego, ale to ja będę oskarżony o plagiat w trybie retroaktywnym!
Może więc nic nie zrobię?
Próżno jest robić nic!
To już też było zrobione (niezrobione) i to już w latach siedemdziesiątych!
Cóż więc robić?
Czegóż więc nie robić?
Poszukiwać, czekać na inspirację, czy zwyczajnie pojawiać się codziennie w pracowni punkt siódma rano, podbijać kartę i sprawiać wrażenie zapracowanego artysty? Być może coś zaskoczy lub rozwinie się w efekcie długotrwałych cierpień.
Dzisiaj nikt już nie musi cierpieć. Cierpienie można zdusić terapią i lekami. Żeby przetrwać, trzeba być uśmiechniętym, powierzchownym, ledwie żywym…
Gdy byłem chłopcem dorastającym w małym mieście, zainspirowała mnie raz seria znaczków w klaserze sąsiadów, ale to było jeszcze przed internetem, proszę Państwa!
Znaczek był wpuszczony do obiegu na początku lat osiemdziesiątych w Holandii,
w rocznicę urodzin bądź śmierci Rembrandta. Żeby z tym Rembrandtem trochę pobyć,
trzeba było zapukać do drzwi sąsiadów i zapytać „czy może na klaser mógłbym jeszcze zerknąć?”
Dzisiaj otworzyłem sobie iPhona i wyszukałem Turnera, Friedricha, Corota, van Gogha. Patrzę na kilka Picassów. Małe thumbnaile migocą przed oczami. Znowu doświadczam sztuki w rozmiarze znaczka pocztowego! Tym razem wyczarowuję istną żyłę złota opuszkami palców! Jednak jakoś mi ten Turner, Friedrich, Corot i van Gogh umykają. Szczególnie Picasso! Być może przemawia przeze mnie zwykła zawiść nudnego prowincjusza, ale Picasso zawsze wywoływał we mnie wrażenie nadmiaru, zbyt dużo stworzył, spał ze zbyt wieloma kobietami, zbyt dużo jadł i pił, zbyt długo żył…
Poszukiwanie pereł ma sens jedynie wtedy, gdy nie jesteśmy nimi zasypani. W natłoku i nadmiarze trudniej jest znaleźć sedno, i nie ma o co zaczepić zmęczonego oka. Widzę bezmiar wód lecz nie mogę skoncentrować uwagi na poszczególnych kroplach. Widzę las, lecz nie mogę się skupić na ani jednym drzewie.
W telewizji kanałów siedemset.
Na każdym reklama skutecznego lekarstwa na wszystko.
Otwieram Facebook. Lubię milion rzeczy, o których zapominam w ciągu minuty.
Gdyby jednak coś stworzyć? Coś niewielkiego, niechby nawet wtórnego? Dodać jeszcze jedną miniaturę do ogromnej sterty podobnych do siebie miniatur, których jest tyle, że gdyby wpuścić je wszystkie w orbitę ziemską, nie można byłoby już nigdy zobaczyć Słońca!
Toksyny wypłukiwane z pędzli w umywalce trafiają do wód, zatruwają stworzenia rzeczne i morskie.
Nie!
Wolę Słońce!
Wolę ryby tropikalne i rafy koralowe, motyle, kwiaty i tęcze!
Piękno i głębia istniały długo przed naszą megalomanią i chęcią zaistnienia w lokalnym środowisku!
Mówi się, że prawdziwy artysta odzwierciedla trwającą epokę szczerze i wiernie, że podejmuje z nią dialog. Szczerość i wierność podpowiadają mi, że już można przestać tworzyć, że lepiej byłoby ratować te rafy i ryby i zachwycać się tym odwiecznym pięknem, które niebawem umrze z naszej ręki, na naszych oczach.
Przestać tworzyć?
Nie mogę przestać.
Maluję obraz na niebiesko-żółto.