Źródło: Patrycja Musiał (Ha!art)
Źródło: Patrycja Musiał (Ha!art)

Złodziej rozkoszy

O romantyczności i o rozpustności / Rozmowa z Jerzym Nasierowskim

Kim są polscy rozpustnicy, spiskowcy rozkoszy, męczennicy i piewcy pornografii? Nowa Orgia Myśli rozpoczyna cykl wywiadów z polskimi pornografami, libertynami i tymi sławnymi oraz mniej sławnymi ze swego bezwstydu. Niech przemówią we własnym imieniu.

Pornografia nie ma w Polsce bogatej literatury podmiotu czy przedmiotu, nie przeżyła w kinie złotej ery „Głębokiego gardła”, nie stoczyła żadnych bitew jak wokół ustawy DworkinMacKinnon. Nie możemy jako społeczeństwo poszczycić się polską „Historią oka”, „Słonecznym odbytem”, „Cipą Ireny”, „Salo” czy „Jestem ciekawa – w kolorze żółtym”.

Jednak zarzut lub podejrzenie pornografii są narzędziem walki z niewygodnymi twórcami lub sposobem promocji „kontrowersyjnych” utworów. Doprawiono jej gębę, wycierano nią sobie twarz. Pora, by przemówiła własnym głosem i by zaczęła nas uwodzić, a nie tylko gorszyć. Koniec z guilty pleasures, czas na oczyszczenie. W poszukiwaniu przykładów, tradycji, świadectw, anegdot, postanowiliśmy dowiedzieć się, kim są polscy rozpustnicy, spiskowcy rozkoszy, męczennicy i piewcy pornografii? Nowa Orgia Myśli rozpoczyna cykl wywiadów z polskimi pornografami, libertynami i tymi sławnymi oraz mniej sławnymi ze swego bezwstydu. Niech przemówią we własnym imieniu.

Jednym z tych nie tylko cieszących się „najgorszą reputacją”, ale i od lat gorliwie o nią zabiegających, wręcz dbających o nią tak, jak inni troszczą się o zachowanie pozorów cnotliwości, jest pisarz Jerzy Nasierowski (dłuższy biogram pod artykułem), z którym spotkaliśmy się w kawiarni przy placu Narutowicza w słoneczny wiosenny dzień. Nasierowski to żywy, elokwentny, serdeczny i delikatny człowiek, który swoje ciepło i dobroduszność stara się maskować, pozując na potwora, zwyrodnialca – mimo to dostrzegliśmy w nim nawet nutki pewnej wstydliwości i kruchości. Jerzy snuł długie, epickie i szkatułkowe opowieści, pamiętał najdrobniejsze szczegóły sprzed dziesięcioleci i raczył nas nimi obficie, z wyraźną rozkoszą – typowy hedonista oralny. Byliśmy trochę rozczarowani – chcieliśmy spotkać się z rozpustnikiem, a spotkaliśmy się z narratorem… Jednak powoli nasz rozmówca rozkręcał się, ożywiał; parę epizodów, w których głównie chodziło o niespełnioną szansę, rozpaliło go wyraźnie, przyspieszając krążenie krwi. Aż w końcu pojawił się błysk w jego oku – ale gdy mówił nie o rozpuście, lecz o kradzieży, a potem doświadczeniu życia w więzieniu.

Nowa Orgia Myśli (Jacek Dobrowolski i Ewa Stusińska): Na początek chcemy spytać o obyczaje. Powstaje wiele wydawnictw w rodzaju „Warszawa modernistyczna”, „Warszawa żydowska”, a gdybyśmy chcieli wydać „Warszawę seksualną”, to jakie kluczowe miejsca by pan oznaczył na tej mapie? Różne PRL-owskie „grzybki”…

Jerzy Nasierowski: Wcale taki mocny nie jestem. I nie dlatego, bym był skromny. „Grzybek” [toaleta publiczna na Placu Trzech Krzyży – przyp. NOM] – tak, tam spotkałem pisarza Jerzego Andrzejewskiego. A poza tym zakochiwałem się natychmiast. Kogoś zobaczyłem i się zakochiwałem.

Rozumiem, że pan nie był rozpustnikiem, tylko – romantykiem. Czy byli jednak jacyś rozpustnicy w PRL-u?

Nie byłem rozpustnikiem. Chyba byłem wstydliwy nawet.

Ale wspomniał pan o orgiach u siebie…

Nie mogłem nigdzie wspomnieć o orgiach, bo u mnie żadnych orgii nie było. To wspomniał jakiś idiota… Jakiś dziennikarz Onetu, który napisał, że u mnie jakieś tabuny chłopców były. To bzdura.

To może inne słowo – „papierek lakmusowy wierności małżeńskiej”. Wspomina pan, że u pana na imprezach, żony mogły sprawdzić czy ich mężowe byli wierni, czy byli heteroseksualni.

U mnie na imprezach bywali Marek Perepeczko z Agnieszką Fitkau, Daniel Olbrychski z Moniką, ale żony nie wiedziały nawet jak wyszli razem.

Czyli oni się tak wymieniali?

Nie, ale oni mieli drugie takie półgejowskie życie. Ale np. Zanussi przychodził bez nikogo. Ale on jest ponadto.

Gdzie się kupowało prezerwatywy w PRL?

Nie wiem.

Nie używało się?

Mniej się używało niż się myśli.

A kiedy pojawiła się świadomość HIV?

W latach 80-tych. Mój kolega był za granicą, gdzie złapał rzeżączkę. Po powrocie  poszedł do szpitala i potem dziwił się, że szalenie długą ankietę musiał wypełnić. I dopiero potem sobie skojarzyłem, że to było pod tym kątem.

Rozkosz jest czymś najbardziej egoistycznym ze wszystkiego na świecie. Ani opowiedzieć, ani pokazać, ewentualnie komuś, komu się ją sprawia. Nanoczostęczka to słoń przy miarce rozkoszy. Jest tak drobna, nieuchwytna, może nawet jej w ogóle nie ma.

Czyli homoseksualiści się nie zabezpieczali. A heteroseksualiści?

Dwa pacierze zmówić po… Głupie samce nie myślą. Raczej żony robiły sobie wtedy skrobanki. Mężczyźni do dziś nie są za nic odpowiedzialni.

Jak się pan edukował seksualnie? Skąd się czerpało wiedzę w tamtych czasach?

Pamiętam „Raport Kinseya”. Jak miałem 13 lat, to żeśmy go pod ławką czytali…To była książka, która wyszła w PRL-u w 1945 czy 1946 roku. I jeszcze „Małżeństwo”  Van de Velde [„Małżeństwo doskonałe” Theodor Hendrik Van de Velde – przyp. NOM]. Pożyczaliśmy sobie z kolegami.

A czy w PRL-u był dostęp do kaset wideo z filmami porno? Świerszczyków? Magazynów dla środowisk homoseksualnych?

Bardzo czuję się zawiedziony, bo wy będziecie zawiedzeni. Zaprosiliście rozpustnika, a ja nie korzystałem.

Źródło: Patrycja Musiał (Ha!art)
Źródło: Patrycja Musiał (Ha!art)

Muszę panu wyznać, że ja jestem zawiedziona jedną rzeczą w pana książkach. O ile pan bardzo śmiało mówi o obyczajach, o różnych rodzajach kontaktów seksualnych, bardzo pięknie buduje sceny seksualne… ale suma summarum na końcu bohaterowie zostają w majtkach i koronkach. Taki striptiz. Nie ma rozkoszy.

Bo to jest nudne. Rozkosz jest dopóki nie zdejmie się majtek. Ta największa rozkosz. Później jest parę sekund i po wszystkim. Sam smutek.

Czym zatem dla pana jest rozkosz?

Rozkosz jest czymś najbardziej egoistycznym ze wszystkiego na świecie. Ani opowiedzieć, ani pokazać, ewentualnie komuś, komu się ją sprawia. Nanoczostęczka to słoń przy miarce rozkoszy. Jest tak drobna, nieuchwytna, może nawet jej w ogóle nie ma. Albo jest jej za mało, albo jest niespełniona. Rozkoszą jest wszystko, co niespełnione. A nie to co się zjadło, wysrało.

Pan mówi o przyjemności, o fantazjowaniu?

Konserwatystą na pewno nie jestem. W stosunkach gejowsko-gejowskich to, co piękne jest tak samo piękne jak między Werterem a Lottą, ale równolegle taki Werter czy taki Jurek może lecieć pod „grzybek”, załatwić sprawę w 30 sekund i wrócić pełen kipiącego romantyzmu i najczystszych fizycznych uczuć do swojego partnera.

A czy kradzież może być rozkoszą?

To jest rozkosz. Tuż przed. Moment czajenia się. Leżenie w śniegu, jak żeśmy z Andrzejem  w kożuchach leżeli i obserwowali, jak gosposia przechodzi z pokoju do pokoju w willi Miry Wajdowej. Bo ja mam instynkt złodziejski. Gdy weszliśmy do dużego domu, bezbłędnie – z czego jestem dumny – trafiłem do szafy, przesunąłem książki, pomacałem i tam były złote dziesięciorublówki, cały worek. I to było właśnie to samozadowolenie, bo nie kradłem dla pieniędzy. Miałem przemyt. A tamto to był sprawdzian.

Ale na czym polegała ta przyjemność? Był pan podniecony?

Nie, członek nie staje. Ale na pewno czułem napięcie. Jak różdżkarz, któremu zaczyna ręka latać, czuje napięcie połączone z bólem, a dopiero jak mu przestanie latać – czuje ulgę. W tej uldze jest ta rozkosz. Kradzież jest przyjemna.

A ile w tym więzieniu pan siedział?

10,5. Krótko.

Ale wyrok był dłuższy. Miał pan wyjść w 2005?

33 lata. Jak się 2 wyroki złączyły, to tak wychodziło.

Teraz się nie łączy. Najwięcej jest 25 lat.

No i dożywocie. Wtedy był jeszcze krawat.

A groziło to panu?

Uważam, że nie powinno. Ale można powiedzieć, że tak. Mnie sądziła taka prokurator, Wiesława Bardonowa – wy nie macie pojęcia, kto to był – etatowa prokurator Służby Bezpieczeństwa. Sądziła Michnika, Kuronia, Modzelewskiego i na mnie popadło. Powiedziała „Pan, panie Nasierowski, jest urodzonym przestępcą”.

Ale pana sprawa nie była w ogóle polityczna?

Nie, kompletnie nie. Miała posmak wtórnie polityczny. Podobno władzy chodziło o przykrócenie nosa sferom artystycznym, które za bardzo podnosiły głowę i pozwalały sobie na dużo. Ale nie ja. Zwykły złodziej, bandzior pospolity.

I potem po 10,5 na jakiej zasadzie pana wypuścili? Amnestii?

Nie, dzięki Romanowi Bratnemu, jeśli wiecie jeszcze kto to był?

Tak, oczywiście. „Kolumbowie. Rocznik 20”. Z resztą Roman Bratny wydał książkę „Wielebny Romeo” o księdzu, który zakochuje się w młodym włamywaczu…

Była taka książka, o której mówiono, że mu ją napisałem. Roman należał do tych mężczyzn, którzy na pewno nie mieli epizodu. On się w ogóle nie interesował. Może wykorzystał fabularnie moją postać?

Czy czytał pan polską literaturę homoerotyczną? Lubi pan np. Pankowskiego?

Uważam, że przekraczanie granic – przynajmniej próba – wzbogaca mężczyznę.

Nie lubię młodopolszczyzny, stylizacji. Lubię Witkowskiego. „Lubiewo” było porywające. Następne jego książki mniej mi się podobały. Jak wydałem swoją „Zbrodnię i …” [1988 – przyp. NOM], młodzi geje masę listów do mnie pisali, a między innymi – jestem przekonany – Witkowski. Napisał ze Szwajcarii taki cyniczno-konkretny list, że tam się nudzi, a chętnie przeniósłby się z powrotem do kraju, gdyby miał jakieś oparcie u kogoś. Pisał, że jest z jakimś nudnym, ale bogatym facetem, ale wolałby rodaka. Taki bardzo konkretny, handlowy był ten list. Zresztą Witkowski nie wypiera się, że był utrzymankiem.

A czy w więzieniu było miejsce na miłość?

Miałem miłość więzienną. To był osiemnastolatek, który siedział za kradzież roweru. Opowiadał o swojej rodzinie: ojciec, matka, siedmioro czy ośmioro dzieci. To była rodzina – nazwijmy to – prepegieerowska. Biedni ludzie. Ojciec zrobił dziecko córce, syn zrobił dziecko matce, brat z siostrą… i w niej urodził się ten Gęszka, w którym się zakochałem. W więzieniu przecwelili go, puścili to w kurs, więc czekało go gwałcenie, przerzucanie od celi do celi. I wtedy wstąpił we mnie duch ojca Kolbe w połączeniu z Teresą Orlowski. Strasznie mi się go żal zrobiło i poprosiłem klawisza, by mi wpuścił do celi Palmę (ostro grypsującego człowieka przez duże C) i Wieśka z Warszawy. Powiedziałem im, że Gęszką zaopiekował się jeden klawisz, więc jak się dowie, co się z jego podopiecznym stało, to czeka ich 12, 10 albo 8 lat dodatkowego więzienia. A była taka afera, że za gwałt podwyższono wyroki. Tak że kazałem im go „podnieść”. Bo w więzieniu spuścić kogoś w dół to przecwelić, a podnieść to znaczy uznać przecwelenie za plotkę. Podnieśli go więc, ale… on mi się ciągle bardzo podobał. Przyszedł do mnie do celi. Opowiedział mi o swojej rodzinie. Spytałem się go o wymarzony zawód. Odparł, że „stolarz gotycki” (chciał być stolarzem kościelnym i to mu się pomieszało). Powiedziałem mu, że jest podobny do Brigitte Bardot, ale nie wiedział, kto to jest. Wytłumaczyłem, że taka gwiazda filmowa, której skrót to B.B. I gdy dziękował mi, że go uratowałem, wziąłem go tak delikatnie. A wszystko to w oparach jego wdzięczności i mojej świętej powinności uratowania. Pisał potem do mnie listy i podpisywał je „Twój B.B.”.

Źródło: Patrycja Musiał (Ha!art)
Źródło: Patrycja Musiał (Ha!art)

Często pan podkreśla, że typowy heteroseksualny Polak nie istnieje.

Uważam, że przekraczanie granic – przynajmniej próba – wzbogaca mężczyznę. Jeżeli jest prymitywny facet, rodzi to w nim potworną nietolerancję do tego, co zdarzyło mu się zrobić dobrowolnie. Z drugiej strony znałem Hłaskę. Znałem Henia Berezę – można powiedzieć jego dziewczynę. Bereza holował Marka pijanego na Częstochowską, gdzie Marek dostał mieszkanie. W Marku kochali się wszyscy Iwaszkiewicze, Andrzejewscy…

On był biseksualny?

Tak, oczywiście że tak.

Uważa pan mężczyzn za biseksualnych?

To za dużo powiedziane. Ale jeśli to [doświadczenie homoseksualne u heteroseksualnego mężczyzny – przyp. NOM] jest tabu, to tabu bardzo często przekraczane. Nawet nikomu się nie śni, jak często. Tzw. cioty mnie w ogóle nie interesują. Ale interesuje mnie ta dwoistość męskiej natury. Chyba nie ma takiego rozgraniczenia skoro bardzo wielu mężczyzn – prawie każdy (!) – ma jakiś epizod. Dlatego zimno patrzę na tych wszystkich molestowanych, którzy po 15 latach płaczą, że ksiądz go wziął do łóżka. Myślę, że po każdym chłopaku spłynie to jak po kaczce. Albo po kaczorze. Nie uważa pan?

To zależy od klimatu i otoczenia społecznego. Wyobrażam sobie, że to może być silna trauma dla niejednego, bo to jest kontakt z władzą, przemocą, przymusem…

Przecież księża są tacy delikatni. Mówią takim księżym głosem. Słyszeliście o Marcialu Macielu i Legionie Chrystusa? To był potwór zupełny, ulubieniec Jana Pawła II. Miał kilka żon, kilkanaście dzieci i gwałcił własnych synów.

Chwilę wcześniej kwestionował pan molestowanie jako coś szkodliwego. Dlaczego więc nazywa pan Marciala potworem?

Bo jeśli ksiądz pulchnymi, miękkimi rączkami to robi, to spływa to po ministrancie jak po komży. Czym innym jest taki potwór, który się znęca nad swoimi dziećmi. Brutalnie je wykorzystuje. Taki zwyrodnialec.

Pan również był w związkach heteroseksualnych?

Przez grzeczność. A jeśli chodzi o przyjemność, to nawet jak koza ci possie, to dokona się wreszcie ten mechaniczny akt. Ale kobiety mnie teraz pociągają absolutnie. Za to nie lubię mężczyzn. Ja bym się mścił na nich, seksualnie ich wykorzystywał. Oczywiście tych ładniejszych. Ale mężczyzna to potworny mechanizm, tępy, złowrogi, w gruncie rzeczy głupi i genialny, jeśli chodzi o niszczenie. Obrzydliwy konstrukt psycho-fizyczny. Fizycznie to jeszcze ujdzie…

Z 15 lat. Był tam taki facet 30 – 40-letni. Nieduży. Gdy wszedłem, spytał o bilet. Nic nie powiedziałem, pewnie zrobiłem jakąś minę… On patrzył na mnie, ja na niego.

Mówi się, że dobrym składnikiem rozkoszy jest miłość. Ale z tego, co pan mówi, dobrym składnikiem rozkoszy może też być nienawiść. Można mieć przyjemność, pieprząc kogoś, kogo się nienawidzi?

Karząc go, zakładając że on nie bardzo chce. Kusi mnie przekupywanie, by jeszcze złamać mu honor. By dał się naciągnąć interesownie. Taki kibol albo piłkarz. Jakiś żołnierzyk. Chociaż żołnierzyk to z przyjemnością i bez zemsty… Ale tu mogę coś ciekawszego powiedzieć. Pomnik Nieznanego Żołnierza. Formacje wojskowe zawsze były półburdelowe.

Ale ta warta…?

Ta warta. W nocy, jak nikogo nie było dookoła, to się umawiali w czasie służby. Myślę, że do dziś to jest. Podobno przechodzi to z rocznika na rocznik.

Bo to jest kompania reprezentacyjna. Najlepsi faceci.

Teraz już nie. Teraz konusy widzę. Wtedy naprawdę byli rośli, przystojni faceci.

Czyli przychodziło się pod pomnik nocą, by ściągnąć z warty?

Umówić się. To były lata 60-te. Ja raz, zaciekawiony poszedłem, umówiłam się z takim chłopakiem. No i rzeczywiście położyliśmy się i przez całą noc rozmawialiśmy. Zaprosił mnie na swój ślub.

Ale im się płaciło?

Nie, oni sami to robili na przepustkach i to jeszcze tak fajnie.

Opowiem Wam, jak straciłem dziewictwo. Nosiło mnie już. Słyszeliście o fotoplastikonie, który działa do dziś? [Fotoplastikon Warszawski, Al. Jerozolimskie 51 – przyp. NOM] W szkole się śmiali, że jakiś pedał prowadzi ten fotoplastikon, a tak już wiedziałem, że coś mnie to ciekawi…

„Pedał”? To hasło?

Nie, zawartość. Wiedziałem, co to znaczy. Tylko ciekawiło mnie, czy jak tego spróbuję to będzie smakować czy nie będzie. I tam poszedłem…

A ile pan miał lat?

Z 15 lat. Był tam taki facet 30 – 40-letni. Nieduży. Gdy wszedłem, spytał o bilet. Nic nie powiedziałem, pewnie zrobiłem jakąś minę… On patrzył na mnie, ja na niego. Podszedł do mnie. Zamka nie miałem, a jedynie rozporek na guziczki. Rozpiął. Zrobił, co miał zrobić…

Ustami?

Tak. Jeszcze popatrzył na mnie, sięgnął do kieszeni z jakimiś pieniędzmi, na co ja pokiwałem głową i wyszedłem. A teraz żałuję.

Żałuję, że pozwoliłem wyjść przez okno jednemu Markowi. Poza tym jestem zadowolony ze swego życia. Więzienie było moją szkołą życiową i psychologiczną. Nie mam złudzeń co do swego złego charakteru. Jestem kanalią, która ma jakąś otoczkę sentymentalną.

Wspomina pan w jednej ze swoich książek – nie wiem, na ile to jest prawda…

Ja nie zmyślam. Wszystko to prawda.

… o wuju, który pana rozdziewiczył w samochodzie.

To było później. W Sopocie.

Chciałam się jeszcze pana spytać o jawność. Czy stawia pan jej jakieś granice?

Wszystko, co przytłamszone to się dusi, śmierdzi, jest szkodliwe społecznie.

Jerzy nasierowski

(urodzony 27 maja 1933, w Grochach) aktor i pisarz. Absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. Występował w latach 1957-59 w Teatrze Powszechnym w Warszawie, w latach 1959-62 w warszawskim Teatrze Narodowym. Występował w rolach filmowych, m.in. w filmie „Zamach”, „Godzina pąsowej róży”, „Ranny w lesie”.

W 1973 r. został skazany na 25 lat więzienia za współudział w zabójstwie popełnionym przez jego młodego kochanka. Ofiarą tej zbrodni padła gosposia Miry Zimińskiej. Proces Nasierowskiego był jednym z najgłośniejszych w Polsce lat 70. Na podstawie własnych przeżyć, w czasie odbywania kary, napisał powieść Zbrodnia i…”, wydaną w 1988 r. Do przedterminowego uwolnienia aktora przyczyniło się osobiste wstawiennictwo Romana Bratnego, który stał się mecenasem książki Nasierowskiego i do której napisał przedmowę. Bratny m.in. bazując na przeżyciach Nasierowskiego napisał swoją książkę z 1983 r.: „Rok w trumnie”. Jerzy Urban określił Nasierowskiego „pierwszym pedałem III Rzeczpospolitej”.

Czyli pan był zawsze za otwartością?

Kiedyś też nie byłem, dopóki mnie nie otworzyli.

Na procesie? I wtedy zaczął pan pisać o innych? Upominać się o to, by inni też się otworzyli?

(śmiech) To jest złośliwe, co pani mówi. Ale morał byłby taki.

Choć jest to wbrew nim.

No trochę tak. Może nawet bardzo tak.

Czy czegoś pan żałuje w swoim życiu? Np. więzienia?

Żałuję, że pozwoliłem wyjść przez okno jednemu Markowi. Poza tym jestem zadowolony ze swego życia. Więzienie było moją szkołą życiową i psychologiczną. Nie mam złudzeń co do swego złego charakteru. Jestem kanalią, która ma jakąś otoczkę sentymentalną.

NOM_logo skrot

O czym się nie mówi? – czyli o czym mówi się z największym trudem, rzadziej niż by na to zasługiwało? Co się przemilcza i dlaczego? O czym mówi się tylko szeptem lub „między nami mówiąc”? Jakie są dzisiaj
w dyskursie publicznym i jego okolicach bliższych i dalszych, także prywatnych czy intymnych, największe tabu lub też największe tajemnice poliszynela?


Kwestionariusz Nowej Orgii Myśli

Co czyni bohatera?
Odwaga. Wszelaka.

W co wierzysz?
W zwierzęcość niestety.

Co mówi ci sumienie?
Od iluś lat dużo. Kiedyś nic.

W czym leży największe twe niebezpieczeństwo?
We mnie samym.

Co kochasz w innych?
Urok, otwartość. W szerokim tego słowa znaczeniu.

Kogo nazywasz złym?
Nietolerancyjnych. Choć to względne. Bezwzględnych.

Co wydaje ci się najbardziej ludzkie?
Błądzić. Errare!

Co jest pieczęcią osiągniętej wolności?
Poczucie bliższej lub dalszej skończoności.

Jak nazywasz męski organ płciowy?
Ogon. Bo to mi się łączy z małpoludami. Kobiet nie można zaliczyć do małpoludów.

Jak nazywasz żeński organ płciowy?
Szparka.

Czego pożądasz u kobiety?
Ciepła.

Czego pożądasz u mężczyzny?
Prawie niczego poza ogonem.

Co cię zawstydza?
Nigdy nie wiadomo z czego, ale potrafię się ciągle jeszcze zaczerwienić  Ale z bardzo niewinnych powodów. Z tych wielkich to nie. Jestem zimny.

Co sprawia ci rozkosz?
Literatura.

DATA PUBLIKACJI: 23 kwietnia 2016
OSTATNIA AKTUALIZACJA: 12 maja 2016