Iwona Demko
Iwona Demko

Różowa owca wydziału

rozmowa z Iwoną Demko

O pierwszej studentce na ASP w Krakowie, o waginie, o podnoszeniu spódnic i o feminizmie na akademii

Artystka od wagin, nosicielka różu, wykładowczyni akademicka, feministka i ostatnio pełna pasji badaczka historii pierwszej studentki na Akademii Sztuk Pięknych, rzeźbiarki Zofii Baltarowicz-Dzielińskiej. Zacznijmy od końca, Iwono. Jestem pełna uznania dla ciebie, że wyciągnęłaś na światło dzienne tak doniosłą rocznicę jaką jest stulecie przyjęcia na studia w ASP pierwszej kobiety. Znając środowisko i sytuację kobiet teraz i tutaj, gdyby nie ty, fakt zostałby całkowicie pominięty i przespany a jest o tyle ważny, że uprzytamnia nam jak bardzo młodą historię mamy jako artystki. Opowiedz jakie są losy tego jubileuszu?

1525268_10201718359254374_2088883986_n

Iwona Demko

artystka waginistka, rzeźbiarka, feministka, misjonarka artystyczna. Urodzona w 1974r. W 2001 r. uzyskała dyplom na Wydziale Rzeźby ASP w Krakowie, gdzie pracuje od 2008 r. i jest „różową owcą” wydziału. W 2012 roku obroniła tytuł doktory sztuk plastycznych na podstawie rozprawy doktorskiej Waginatyzm oraz pracy rzeźbiarskiej Kaplica Waginy. W 2016 r. otrzymała stopień doktory habilitowanej sztuki na podstawie pracy, która polegała na zaprzyjaźnieniu się i stworzeniu wystawy z dwiema dziewczynami pracującymi w prostytucji. Była kuratorką wystaw feministycznych: Krzątaczki, HERstoria sztuki, Gastronomki. W ostatnim czasie bada historię walki kobiet o możliwość studiowania na krakowskiej ASP. Pomimo ostrzeżeń ze strony środowiska akademickiego z pełną świadomością realizuje prace, które można sklasyfikować jako sztuka feministyczna.

Mam opowiedzieć, jak się koledzy ucieszyli?

…oraz koleżanki, bo rozumiem, że reakcje koleżanek też są ciekawe.

Generalnie koleżanki się cieszą, zainteresowały się tym tematem również studentki. Studenci oczywiście cieszą się mniej, a studentki cieszą się bardziej. Nikt się wcześniej nad tym szczególnie nie zastanawiał. Wszyscy żyli w jakiejś takiej nieświadomości, kompletnie o tym nie myśląc. Prawdopodobnie większości wydaje się, że kobiety zawsze miały podobny dostęp do edukacji, taki jak jest teraz. Być może dlatego nie widzą w tym żadnego problemu?

Ja sama sięgnęłam do historii szukając pierwszych studentek jako feministka, a że nasza akademia jest najstarszą uczelnią artystyczną, to byłam pewna, że znajdę coś ciekawego. Poszłam do naszego archiwum na Akademii i tam znalazłam listę z pierwszymi zapisanymi kobietami. Te pierwsze, które były przyjęte, zostały wpisane na osobną listę, na której znajdowały się tylko kobiety. Zwykle studenci zapisani byli pod nazwiskami profesora i jego pracowni. Tych pierwszych kobiet było na liście siedemnaście, spisałam je. Ale zanim powstała ta lista, na ASP w Krakowie, pojawiła się Zofia Baltarowicz, która została przyjęta do pracowni profesora Laszczki jako hospitantka w 1917 roku.

Zofia Dzielińska w swojej pracowni przy ul. Kurkowej 3 we Lwowie ok. 1932, własność archiwum ASP
Zofia Dzielińska w swojej pracowni przy ul. Kurkowej 3 we Lwowie ok. 1932, własność archiwum ASP

Kiedy trafiłam na jej historię, nie spodziewałam się, że znajdę aż tyle wspaniałych materiałów, jej bezpośredni przekaz w postaci życiorysów, a ostatnio jeszcze, jakieś dwa miesiące temu, dostałam dziewięć (!) zeszytów jej autobiografii. Te autobiografie są niezwykle ciekawe.

Czego się z nich dowiedziałaś?

Zofia z niesamowitym tupetem weszła na akademię. Wychowana w tradycyjnej rodzinie na kresach, nie miała prostej drogi do zostania rzeźbiarką. Wielką przeciwniczką artystycznego wyboru córki była jej matka. Już na etapie gimnazjum mówiła: „Ja do tego nigdy nie dopuszczę, ażeby moja córka została emancypantką!”. Matka złamała się za namową… lekarza opiekującego się chorującą ponad pół roku Zofią, który powiedział jej, że na choroby serca bardzo źle wpływają zmartwienia. Kiedy Zofia jechała do Krakowa matka prawdopodobnie myślała, że jej córka wróci odprawiona z kwitkiem. Tymczasem Zofia najpierw odszukała Jacka Malczewskiego, którego uważała za jedynego geniusza, który jest w stanie zrozumieć jej talent i jej chęć studiowania. Malczewski z pozytywną opinią odesłał ją do profesora rzeźby Konstantego Laszczki, jako że Zofia właśnie rzeźbę chciała studiować. Laszczce nasza bohaterka zapowiedziała, że jest „polecana” przez Malczewskiego, co oczywiście spowodowało duże zdziwienie Laszczki, gdyż Malczewski był uważany za przeciwnika przyjmowania kobiet. Laszczka odesłał Zosię do rektora Józefa Mehoffera. A ten z kolei powiedział, że decyzję musi podjąć cały Senat. Mehoffer nie chciał decydować sam, aby nie ponosić konsekwencji przed ministerstwem. Polska wtedy była pod zaborem austriacko-węgierskim. W rezultacie swoich starań w październiku 1917 roku Zofia została przyjęta jako hospitantka, czyli nie wpisano jej na listę studentów, jednak mogła pracować w pracowniach. Cała historia przyjęcia na akademię i późniejsze losy Zofii jest kwiecistym językiem opisana przez nią samą. Jestem jej bardzo wdzięczna za tę dokumentację, którą po sobie zostawiła. To wspaniałe materiały do badań nad herstorią.

Czy szykujesz monografię?

Tak, nawet dwie… Najpierw myślałam o książce ukazującej walkę o dostęp kobiet do akademii. I taka powstanie, o pierwszych studentkach, a druga o Zofii Baltarowicz-Dzielińskiej. Myślę też o zrobieniu wystawy, poświęconej Zofii i tematowi znikania kobiet w historii, o podwójności biografii. Kiedy zobaczyłam, co jest napisane w jej zeszytach, uświadomiłam sobie, jakie rzeczy trafiają do szkolnych biografii, jak są wyselekcjonowane, odarte z tych osobistych, indywidualnych faktów, z których zbudowana jest każda postać. Zofia należała przez wiele lat do stowarzyszenia antropozoficznego, wierzyła w siły nadprzyrodzone. Co przecież nie nadaje się do akademickiej biografii.

Chciałabym również zrobić uroczyste obchody przyjęcia pierwszych kobiet na ASP w roku 2019 lub 2020. Planuję wielkie wystawy, konferencję, tablice pamiątkowe, publikacje… Trzeba to uczcić.

Wykład Iwony Demko na rozpoczęciu roku akademickiego 2017/18 na Wydziale Rzeźby
Wykład Iwony Demko na rozpoczęciu roku akademickiego 2017/18 na Wydziale Rzeźby

A jak jest teraz na akademii z liczbą studentek?

Studentek jest więcej. Na naszym wydziale (Wydziale Rzeźby) są 93 studentki i 36 studentów. W tym roku na pierwszy rok studiów dostało się tylko trzech chłopaków. Ogólnie na uczelniach artystycznych jest więcej studentek niż studentów.

A w kadrze są jakieś zmiany, jeśli weźmiemy pod lupę ostatnich piętnaście lat?

A w kadrze nie zmienia się nic, przynajmniej u nas. Obecnie, nas kobiet w kadrze jest osiem, a mężczyzn jest dwudziestu siedmiu. Taki jest stan na wydziale rzeźby. Jeśli sprawdzisz pozostałe wydziały, nie jest dużo lepiej. Podobnie jest też na innych uczelniach. Sprawdzałam dane, kiedy pisałam doktorat. Kobiety najczęściej można spotkać w pracowniach ceramiki i na tkaninie. Wyobrażałam sobie, że również na malarstwie powinno być więcej kobiet, ale tak jak wszędzie i tam jest ich mniej niż mężczyzn. Wydaje mi się, że tutaj dużą rolę odgrywa przekonanie panujące wśród kobiet, że skoro prestiżowe stanowiska zajęte są wyłącznie przez mężczyzn, to nie jest to miejsce dla nich. Zanim zacznie się o tym myśleć, analizować, dlaczego tak się dzieje, to już się ma ugruntowane jakieś spojrzenie, nieświadome przekonanie, że to nie jest miejsce dla mnie. Wiem to sama po sobie. Po skończeniu studiów dokładnie taką miałam obserwację; że to nie jest miejsce dla mnie, ponieważ tam nie ma zbyt dużo dziewczyn. I tak myślą studentki. Nie pchają się do kadry. Kiedy ktoś je pyta, czy chcą tam pracować? Odpowiadają, że nie chcą. Podświadomie wiedzą, że nie mają tam szans i od razu wycofują się. Układają sobie tak świat, by to, czego nie mogą osiągnąć, nie stało w celu ich starań. Taki jest zwykle mechanizm.

Iwona Demko, 408 223 podniesień spódnic, czyli Mój sen o Czarnym proteście
Iwona Demko, 408 223 podniesień spódnic, czyli Mój sen o Czarnym proteście

Kolejną rzeczą, która może zniechęcać dziewczyny do starań o pracę na akademiach, jest to, że akademie są bardzo patriarchalne, mocno oparte na hierarchiach i urządzone na zasadach „męskiego świata”. Dlatego bardzo trudno jest pracować tam, będąc dziewczyną socjalizowaną do bycia dziewczyną. Sama nie jestem nastawiona na nieustanne konkurowanie, to nie jest mój model, mam siostrzany schemat rozwiązywania problemów, po przyjacielsku. Kiedy wkracza się w ten akademicki świat, to jest to koszmarne zderzenie. W pierwszym momencie miałam wrażenie, że jestem na wojnie, i że w każdej chwili mogę dostać kulę w tył pleców. Właściwie wciąż, cały czas jest taka atmosfera. Pracuję w małym środowisku, wszyscy się znamy, oprócz tego pojawia się cenzura i pilnowanie, czy się wychylisz, czy się nie wychylisz.

Jak to cenzura?

Chodzi o cenzurowanie tego, co robisz.

Czy zdarza ci się cenzurowanie swojej pracy?

Nie, ale to dlatego, że takie jest moje mocne postanowienie. Nie zostałam zatrudniona zaraz po studiach. Miałam osiem lat na to, by zobaczyć, że jest inny świat, poza akademickimi hierarchiami. Zdążyłam odejść od myślenia akademią i wracając w jej mury postanowiłam sobie, że akademia nie może w żaden sposób wpływać na moją twórczość. Oczywiście mam coś takiego uwierającego jak autocenzura. Siedzisz w tych murach i myślisz sobie – oni tego nie przeżyją! Ale jak już sobie darujesz tę autocenzurę i trwasz w swoich przekonaniach, to taka postawa bywa inspirująca dla innych. Kiedy inni widzą, co ja robię i co mi przechodzi, to nabierają odwagi do pracy własnej, takiej, którą zawsze i naprawdę chcieli robić. Oczywiście, jak się wychylisz, narażasz się na dezaprobatę. Miałam teraz taką sytuację, związaną z ukazaniem się w Internecie pocztówek z podniesionymi spódnicami. Pokątnie dowiadywałam się o tym, że wśród panów na wydziale roznosi się fama i jeden z nich szykuje się z wystąpieniem na radzie wydziału, aby zaalarmować, jak ja w ogóle mogę coś takiego robić?!

Wspaniale! Gratulacje!

Ale nie wiem, czy do tego dojdzie. Z jednej strony chciałabym, by do tego doszło. Mogłabym wtedy powiedzieć otwarcie, żeby nie wtrącano mi się do sztuki, tak jak ja się nie wtrącam do sztuki koleżanek i kolegów. Mam 43 lata, habilitację i już wiem, co robię, jak podejmuję decyzję, to podejmuję ją na swoją własną odpowiedzialność. Tymczasem rozmowy na temat pocztówek z podniesioną spódnicą krążą po wydziale i są przedmiotem dość drętwych dowcipów ze strony kolegów. Nie jest to przyjemne. To forma ośmieszenia i zastraszenia.

Ale zdaje się, że jako twórczyni oni są ci potrzebni, masz taki modus, że im bardziej patriarchat daje się we znaki, tym większe masz pole do działań. To jest przecież tkanka, na której pracujesz.

Tak, ale problem jest jeden, że nie jestem cyborgiem. Nie mam stalowych nerwów i bywa, że przeżywam bardzo trudne chwile. Ostatnie miesiące, jak wiesz, naznaczył konflikt z rektorem. Walczyłam o stosowne upamiętnienie stulecia przyjęcia na ASP pierwszej studentki. Przygotowałam artykuł do „Wiadomości ASP” i zależało mi na umieszczeniu zdjęcia Zofii Baltarowicz-Dzielińskiej na okładce magazynu, który miał ukazać się w październiku. W dokładną setną rocznicę przybycia Zofii. Rektor się zaparł, że zdjęcie jest „zbyt ponure”, że osoby spoza redakcji nie powinny naciskać na redakcję. Nigdy bardziej nie byłam pewna, że mam rację i wiedziałam, że trzeba o Zofię walczyć! Poprosiłam na Facebooku o wsparcie znajomych, o to by pisali e-maile do rektora w sprawie okładki. Zrobiła się afera. Był taki moment, że myślałam, że pęknę, że tego nie wytrzymam. Nie dlatego, że bałam się o utratę pracy. Bałam się oczywiście o to, ale najgorsza w tym wszystkim była obojętność i lekceważenie, z którymi się spotykałam. Moje e-maile podobno „wpadające do spamu”, prośby pisane w czarną dziurę, jakby nic się nie działo. W końcu odpuściłam, nie miałam więcej siły. Znamienne, że w efekcie na okładce znalazł się obraz jednego z obecnych profesorów. Mój artykuł o Zofii umieszczono prawie na końcu magazynu, a rektor podczas rozpoczęcia roku akademickiego ani słowem nie wspomniał o rocznicy, nic a nic, choć go o to prosiłam.

Odrzucone projekty okładki Wiadomości ASP z wizerunkiem pierwszej studentki rzeźbiarki - Zofii Baltarowicz-Dzielińskiej
Odrzucone projekty okładki Wiadomości ASP z wizerunkiem pierwszej studentki rzeźbiarki – Zofii Baltarowicz-Dzielińskiej

A kiedy pani dziekan z wydziału rzeźby, która była całkowicie za i mnie popierała, zgodziła się na moje wystąpienie upamiętniające pierwszą studentkę podczas rozpoczęcia roku na moim wydziale, to inna koleżanka z pracy udała się do niej na skargę, że w moim wystąpieniu dyskryminowałam mężczyzn, ponieważ zwracałam się tylko do studentek. To dla mnie kolejna absurdalna sytuacja. Jeżeli całe życie wszyscy zwracają się „Witamy studentów, profesorów, pedagogów…”, nikt nie widzi dyskryminacji. A przecież w ten sposób pomija się studentki i pedagożki. Gdyby brać pod uwagę zasady demokracji, to przecież studentek jest zdecydowanie więcej. Wita się więc samych studentów, którzy są w mniejszości. Jednak ta sytuacja jest traktowana jako normalna i każda dziewczyna, oprócz mnie, czuje się na takim otwarciu przywitana. Ja nie uważam, że to jest normalne.

indeks Zofii Baltarowicz-Dzielińskiej, dzięki uprzejmości pracowni Dokumentacji Sztuki Współczesnej, Instytut Sztuki PAN, Warszawa
indeks Zofii Baltarowicz-Dzielińskiej, dzięki uprzejmości pracowni Dokumentacji Sztuki Współczesnej, Instytut Sztuki PAN, Warszawa

Chciałabym wrócić do tych „pocztówek” i podnoszenia spódnic w geście Ana-suromai. O co chodzi?

Ana-suromai to z greckiego, w dosłownym tłumaczeniu: „podnieść ubranie”.

Wspólnie z koleżankami wykonałyście ten gest „błogosławiąc” właśnie akademię z Placu Matejki.

Nie tylko na Placu Matejki, ale w różnych miejscach w Krakowie. To jest właśnie to, co tak oburzyło moich kolegów na wydziale.

A nie miało oburzyć? Nie poczuli się pobłogosławieni?

Z mojej perspektywy artystki waginistki, która zrobiła doktorat z kultu waginy i przygotowała Kaplicę Waginy, to w ogóle nie powinno ich oburzać! Ponieważ to jest dokładnie to, co wybadałam, akt wykonywany od tysięcy lat, w różnych rejonach świata, w różnych odstępach czasu, tylko totalnie zapomniany. Zatem to ja się oburzam, że ich to oburza! Ale jeśli pomyślę o ich perspektywie, osób, które niby były na obronie mojego doktoratu, niby wysłuchały mojego komentarza, niby powinny to rozumieć, jednak nadal nie rozumieją, to mnie to denerwuje. Nadal funkcjonują w wąskich kodach naszej kultury. Rozumiem, że ktoś, kto nie zna mojej pracy doktorskiej, może się oburzać, bo nie wie jak odczytywać mój gest, ale nie profesorowie… którzy byli na obronie mojego doktoratu.

Iwona Demko, Ana-suromai
Iwona Demko, Ana-suromai

Tak, przesyłam im swoje błogosławieństwo, nie wstydzę się swoich narządów i cały ten zbulwersowany tłum już mnie męczy i irytuje, ponieważ: nagość w sztuce istnieje nie od dziś, tak? Tak. W performance cała sylwetka naga występuje? Tak! Dzieje się coś? Nie dzieje się! Widziałyśmy już niejednego penisa i waginę w performansie. Zgadza się? Zgadza się! Na akademii pracują przecież profesjonaliści, którzy powinni mieć pojęcie o historii sztuki, o tym co się wydarzyło, i na ogół mają. Skąd zatem to oburzenie?

Myślą o ekshibicjonizmie?

Specjalnie dowiedziałam się, jak jest definiowany ekshibicjonizm. Polega on na obnażaniu się w miejscach publicznych, przy jednoczesnym narażaniu osób postronnych na widok. Jeśli nie ma nikogo narażonego na widok, to nie jest to ekshibicjonizm.

Czyli nie miałyście żadnych świadków podczas wykonywania Ana-suromai?

Cała sztuka polegała na tym, żeby było to uczynione w mieście, ale żeby nikt tego nie widział. Nie chodziło nam o to żeby po prostu złapać kogoś na ulicy i pokazać mu waginę. Chodziło o nasze wewnętrzne przeżycie kiedy stoisz w przestrzeni miejskiej i musisz się zmierzyć sama ze sobą, ze swoim własnym wstydem. To są olbrzymie emocje, z którymi walczysz, transgresyjne przeżycie.

A ogarnięcie akcji tak, by nikt tego nie zobaczył, to jest jeszcze osobny, często zabawny temat, bardzo wymagający. W miejscach jeszcze bardziej uczęszczanych, umawiałyśmy się bardzo wcześnie rano, na przykład o piątej i umawiałyśmy się, która patrzy w którą stronę, tak by nikt nie nadszedł, a robienie zdjęcia odbywało się za pomocą pilota, zatem żaden fotograf nie ucierpiał podczas naszych akcji Ana-suromai.

Iwona Demko, Waginatyzm
Iwona Demko, Waginatyzm

Jaka jest historia gestu Ana-suromai?

Wiązał się on z kultem waginy. Dodam, że dawno, dawno temu, kiedy ludzie nie wiedzieli, skąd się biorą dzieci. Nie wiedzieli, że aby mógł urodzić się człowiek, potrzebna jest i kobieta, i mężczyzna. Mieli pewność, że kobieta, bo to spomiędzy jej nóg wychodziło dziecko. Tego ewidentnego faktu nie dało się przeoczyć. Wiadomo było, że to właśnie jest kreacja nowego życia, ale nikt nie kojarzył prokreacji z narodzinami dziecka, dziewięć miesięcy odległości trudno było skojarzyć. Teraz nam się to wydaje niewyobrażalne, ale na przykład Malinowski pisał o odkryciu w 1915 roku plemienia, które też nie łączyło tego faktu i wierzyło, że zapłodnienia dokonują duchy z sąsiedniej wyspy.

Sheela na Gig na kościele St. Mary and St. David w Kilpeck (Anglia), via Wikiemdia Commons, By Poliphilo (Own work) [CC0], via Wikimedia Commons
Sheela na Gig na kościele St. Mary and St. David w Kilpeck (Anglia), By Poliphilo (Own work) [CC0], via Wikimedia Commons
Zanim połączono fakt prokreacji z narodzinami, wierzono, że jedyną osobą odpowiedzialną za kreację jest kobieta, właściwie posiadająca status bogini. Ponieważ uosabiano kobietę rodzącą z matką naturą, z ziemią, która rodziła – stanowiły one najważniejszy element świata. Wiązało się to z mocną pozycją kobiety, z wysokim statusem społecznym, religijnym, politycznym. Wagina była traktowana jako brama prowadząca na świat i traktowano ją z szacunkiem oraz modlono się do niej.

Iwona Demko, Sheela-na-gig, Ana-suromai 2
Iwona Demko, Sheela-na-gig, Ana-suromai 2

I co się stało, że jest tak, jak jest?

Tu wspomnę o dziewictwie rozumianym w sensie wyłącznie fizycznym, które jest już totalnie patriarchalnym wymysłem. Dziewica wcześniej oznaczała po prostu osobę niezależną – bardziej w sensie psychicznym niż fizycznym, niezależną duchowo. Dziewicą mogła być powiedzmy kobieta z dwójką dzieci.

Kult waginy to okres matriarchatu. To taki czas, w którym chciałoby się powiedzieć „rządziły” kobiety, ale „rządziły” to nie jest odpowiednie słowo. Najczęściej wydaje nam się, że matriarchat jest odwrotnością patriarchatu, tymczasem to działa na zupełnie innej zasadzie. Patriarchat polega na ściśle wyznaczonej hierarchii, a matriarchat, jeśli by to graficznie przedstawiać, byłby to okrąg, w którego centrum stoi kobieta, która nie wydaje arbitralnych decyzji, tylko w momencie, kiedy nie wiesz, co robić, zwracasz się po poradę właśnie do niej i ona ci wtedy pomaga swoim doświadczeniem. Zatem jest to kompletnie coś innego. To nie jest rozkazywanie palcem z wysokości tronu.

Iwona Demko
Iwona Demko

Wszystko przepadło, kiedy mężczyźni dowiedzieli się, że biorą udział w prokreacji i są także stwórcami nowego dziecka. Wszystko zostało przewartościowane na drugą stronę. Żeby odebrać władzę kobiecie, trzeba było odebrać jej atrybuty władzy. Tym atrybutem między innymi była poligamia. Skoro nie wiadomo było, że mężczyzna jest ojcem, to można było współżyć z wieloma mężczyznami i nie miało to większego znaczenia. Zaczęto wprowadzać monogamię po to, by ustalić ojcostwo. Za monogamią poszło nadanie nowego znaczenia dziewictwu. Dziewica w sensie fizycznym stała się osobą posiadającą błonę dziewiczą, co stało się gwarancją ustalenia między innymi ojcostwa. Norman Davis w „Historii Polski” przywołuje opowieść o Słowianinie, który jak spotykał dziewicę, to odsyłał ją, bo dziewictwo oznaczało dla niego tyle, że nikt jej wcześniej nie chciał, co z kolei świadczyło o tym, że była z jakiegoś powodu podejrzana. To dowodzi, jak inaczej postrzegano dziewictwo.

Rzeczywiście, taka perspektywa postrzegania cnoty jest dziś niewyobrażalna.

Następnie zaczęto mówić, że wagina wcale nie jest taka fajna, że krew menstruacyjna jest brzydka, fuj, śmierdząca. Zapisano to w świętej księdze czyli w Biblii, w rozdziale o nieczystościach. Możesz przeczytać, co tam jest napisane o krwi menstruacyjnej – to jest jedna wielka tragedia. Co prawda biblia miała też funkcję instruktarzu sanitarnego, ale we współczesnym ortodoksyjnym judaizmie na przykład, nadal się tego trzymają. Przecież w czasach, kiedy mamy łazienki i łatwy dostęp do bieżącej wody, nie musimy już tego stosować, a jednak to przeszło dalej, nadal to funkcjonuje, że jeżeli ktoś współżyje z kobietą miesiączkującą, sam staje się nieczysty, a kobieta po miesiączce, aby powrócić na łono czystości, musi koniecznie odbyć rytualną kąpiel w mykwie.

Iwona Demko, z cyklu 28 dni, 1 dzien, okres
Iwona Demko, z cyklu 28 dni, 1 dzien, okres

Wszystko to zmieniało się na przestrzeni tysięcy lat, mniej więcej pięciu tysięcy. Stopniowo ograniczano prawa kobietom. Po kolei. Nie możesz z nikim spać do ślubu, po ślubie tylko z mężem, zaczęto nakładać kary na kobiety, które jako panny miały dziecko, następowało społeczne wykluczanie. To wszystko razem wzięte pozbawiło znaczenia waginę. Wagina będzie już tylko przedstawiana z męskiego punktu widzenia, jako narzędzie do seksu, już mniej do prokreacji dziecka, bardziej do samego seksu, została sprowadzona do erotycznego znaczenia. I nagle kobieta musi ją chować, bo jeśli ją odsłania, to tak jakby zachęcała „korzystajcie z tego!”. Teraz my już nie mamy żadnego innego spojrzenia na własne narządy, jak tylko przez męską perspektywę. Tylko pod tym erotycznym kątem.

I nie ma już cienia dumy z posiadania waginy.

Zatem walczysz o odrodzenie kultu żeńskich genitaliów?

Wracając do aktu Ana-suromai, to właśnie on miał związek z tym, że dawniej ludzie postrzegali nasze narządy jako miejsce szacunku, jako miejsce czegoś świętego, przedmiot czczony. Istniał taki zwyczaj podnoszenia spódnic. Podnosiło się te spódnice w trzech różnych sytuacjach. Jedną z nich jest sytuacja, kiedy chciano przekazać płodność, czyli na przykład po wysiewie nasion, kobiety wychodziły na pole, podnosiły spódnice i mówiły „Rośnij, aż po moje genitalia­­!”.

Iwona Demko,
Iwona Demko, Wilgotna pani

Ale kiedy to było? O jakim okresie mówisz?

Istnieją spisane historie w różnych częściach świata i w różnych czasach. Na przykład Egipcjanki w Starożytnym Egipcie wychodziły na pole i przekazywały błogosławieństwo genitaliami. W kulturach wschodnich też występowały te zwyczaje. Z kolei później we Włoszech i w Rosji, kiedy zaczynało brakować kruszcu w kopalni, wysyłano pannę, by przekazała swoją moc ziemi. To wszystko jest spisane w mojej biblii czyli w książce Catherine Blackledge „Wagina. Kobieca seksualność w historii kultury”, jest tam 300 stron o waginie, cała historia, z której czerpię.

Sheela na Gig - fragment muru miejskiego w Fethard w irlandzkim hrabstwie Tipperary, By Michael Sider [CC BY 2.0 (http://creativecommons.org/licenses/by/2.0)], via Wikimedia Commons
Sheela na Gig – fragment muru miejskiego w Fethard w irlandzkim hrabstwie Tipperary, By Michael Sider, via Wikimedia Commons
Drugą funkcją gestu Ana-suromai jest odstraszanie złych mocy, odstraszanie wroga, groźnych sił natury, odpędzenie czegoś niedobrego. W tym kontekście mamy do czynienia z pojawiającymi się w różnych stronach świata kamiennymi przedstawieniami kobiet z podniesionymi spódnicami na bramach miast, na budynkach użyteczności publicznej takich jak urzędy miasta, kościoły, co miało oznaczać, że miasto jest chronione przed niebezpieczeństwem. Najwięcej znaleziono ich w Anglii i Irlandii, zyskały nazwę Sheela-na-gig. Był to wizerunek kobiety z bardzo dużymi, przeskalowanymi wargami sromowymi, które ona rozchylała rękami.

Iwona Demko, Sheela na gig
Iwona Demko, Sheela-na-gig z kościoła w Oaksey Wiltshire

Trzecią funkcją gestu Ana-suromai było karcenie kogoś, kto się źle zachowywał. Tak jakby mówienie – przypomnij sobie, skąd przyszedłeś, kim jesteś i zachowuj się godnie, tak jak przystało na człowieka, który wyszedł ze świętego miejsca. Przykładowo u ludu Kom w Kamerunie, kiedy jakaś kobieta była świadkiem, że ktoś zachował się źle w stosunku do ciężarnej, skrzywdził osobę starszą itd., to wydawała z siebie piskliwy głos zwołując pozostałe kobiety, zaczynały one śpiewać pieśń o tym czynie winowajcy, ażeby cała wieś się dowiedziała o tym, co ten człowiek złego uczynił. Elementem tego tańca było również uniesienie spódnic, aby zawstydzić winowajcę.

Ale skoro dawniej straszono i karano waginami, to wydźwięk jest taki, że to nie jest miły narząd.

To jest właśnie spojrzenie z tej naszej, patriarchalnej strony. Narząd jest bardzo miły! Tylko ten ktoś jest niemiły. Jest karany tak samo jak majestatem prawa, pokazywaniem waginy w majestacie. Nie możemy myśleć patriarchalnym schematem, że wrogowie uciekali dlatego, że zobaczyli coś tak wstrętnego i śmierdzącego.

Czy ty o swojej waginie myślisz tylko w kontekście erotycznym, jako ty – Grażyna? W tym momencie tak o niej myślisz?

Nie, oczywiście jest wiele kontekstów.

No właśnie. Chodzisz sikać, można mieć dolegliwości, rozumiesz, twoja ręka może też być erotyczna, ale nie musi. Każda część ciała może, ale nie musi. Żyjesz z nią na co dzień. Jak się myjesz dostajesz ekstazy? Nie! (Chyba że chcesz się myć z ekstazą, to wtedy doznajesz…) Niestety, ale nasze myślenie o tej części ciała sprowadzone jest tylko do męskiej perspektywy. A jak mężczyzna ma patrzeć na waginę? No mężczyzna patrzy ze swojego, tylko i wyłącznie erotycznego punktu widzenia, ale my, jako kobiety mamy jeszcze całą masę innych kontekstów.

Wspomniany lud Kom z Kamerunu, z kobietami stosującymi gest podnoszenia spódnic, w latach 60-tych doprowadził do odzyskania niepodległości przez francuską część Kamerunu. Początkowo kobiety  sprzeciwiły się reformie agrarnej proponowanej przez rząd. Sześć tysięcy kobiet podniosło spódnice podczas protestu. Reforma została wstrzymana! Potem skończyło się odzyskaniem niepodległości.

Dopóki nie przewartościujemy myślenia o własnych narządach rodnych, nie odzyskamy nad nimi władzy.

Iwona Demko, wnętrze instalacji multimedialnej z wystawy "Przestrzen intymna", w Tytano w Krakowie
Iwona Demko, wnętrze instalacji multimedialnej pt. „Prywatny krajobraz”, z wystawy „Przestrzeń intymna”, w Tytano w Krakowie

Wspomniałaś o poligamii jako elemencie władzy kobiet. Ale przecież z punktu widzenia kobiet poligamia średnio się opłaca, nie jest w naszym interesie. Mamy teraz poligamię w krajach arabskich na przykład i to nie jest szczyt marzeń.

Tak, bo dopóki to jest tak urządzone jak u nas, to nie jest rzeczywiście w naszym interesie. Raczej ma to służyć mężczyznom. Ale jeśli popatrzymy na chiński lud Mosuo, możemy inaczej pomyśleć o układach między kobietą i mężczyzną. Tamtejsi ludzie żyją w klanach, wśród krewnych. Mąż jest osobą obcą. Jeśli rodzisz dziecko, opiekujesz się nim ty i członkowie twojego klanu, ciotki, wujkowie, starszyzna, itd. Nie masz problemu samotnej matki, nie masz problemu bękarta, masz poczucie bezpieczeństwa. Zobacz, że nawet zmiana miejsca zamieszkania w naszej kulturze była jakimś rodzajem przemocy. Jako dziewica, młoda osoba, która nie wie, co ją czeka, panna młoda przenosiła się do domu męża, gdzie czuła się obca. To jest kolejne narzędzie opresji w patriarchacie. U Mosuo kobiety łączą się z mężczyznami jedynie z powodu miłości. Nie łączy ich małżeństwo, wspólny dom, dzieci, kredyt, jedynie uczucie. Każda dziewczynka w wieku trzynastu lat dostaje swój osobny pokój, który jest rodzajem jej intymnej przestrzeni. Co nie znaczy, że od razu zaczyna życie erotyczne. Zaprasza tam często koleżanki, a po jakimś czasie też chłopaków. Nie musi spać każdej nocy z innym chłopakiem, spotykają się, kiedy chcą i jak długo chcą. Dopóki się kochają, spędzają razem noce, a na dzień on wraca do swojego klanu i tam spędza czas. Kiedy kończy się uczucie, mężczyzna po prostu przestaje przychodzić. Te kobiety nie mogły zrozumieć, o co u nas chodzi z mężem i kochankiem? Po co aż dwóch? U nich, kiedy przestajesz kogoś kochać, to przestajesz się z nim spotykać. Czy to nie jest piękne?

Chłopców nie wychowuje się w kulcie bitwy i wojny. U nas chłopcy już wtedy, kiedy się rodzą, to prawie z dzidą w ręku. Przyjmuje się, że mężczyźni są naturalnie agresywni, a dziewczęta naturalnie są opiekuńczymi matkami i naturalnie mają dużo cierpliwości.

A feministki są agresywne

No wiadomo…

To może wróćmy z tej utopii jednak do Krakowa 2017?

Ależ ja nie myślę, że to utopia!

I chcesz zmienić naszą obyczajowość?

Tak! Życie tracę w tym kierunku. Po co się tak męczę? Walczę na akademii, etc.? Mogłabym sobie siedzieć w chacie ze spódnicą po kostki i nigdy jej nie podnosić. Ja naprawdę wierzę, że mogę zmienić rzeczywistość.

Dlatego powstały te pocztówki z moim gestem Ana-suromai na płycie Rynku, przed Sukiennicami. Kiedy Czarny Protest powstawał, wiedziałam, że to jest najwłaściwsza forma protestu, ale też zdawałam sobie sprawę, że tylko ja jestem na to gotowa. Wcześniej było nas kilka dziewczyn, grupa, z którą w różnych miejscach umawiałyśmy się na Ana-suromai, ale też miałyśmy umowę, że robimy to dla siebie i publikujemy tylko za zgodą wszystkich. Jednak trudno jest uzyskać zgodę wszystkich dziewczyn, dlatego postanowiłam wystąpić na tym druku sama w zmultiplikowanej postaci. „408 223 podniesień spódnic, czyli Mój sen o Czarnym Proteście” taki jest tytuł. Liczba jest liczbą kobiet zamieszkujących w Krakowie w tym czasie według danych statystycznych. Zrobiłam ten protest jakby za wszystkie krakowianki. Takie było moje marzenie, aby wszystkie kobiety, co do jednej, zjednoczyły się w tym geście, geście protestu, poza wszystkimi różnymi podziałami, takimi, jakie zaistniały choćby po opowieści Natalii Przybysz. Ubolewałam nad tym rozłamem.

Czym dla Ciebie jest feminizm?

Feminizm to możliwość wyboru. Daje kobietom możliwość decydowania za siebie. Jeśli chcesz siedzieć w domu z dzieckiem, to powinnaś mieć taką możliwość zapewnioną, ale za zapłatą, a nie za darmo na łasce męża. Jeśli chcesz pracować to możesz pracować i nikt nie powinien się wypytywać Ciebie: Kiedy dziecko? Nikt nie powinien ci niczego narzucać.

Zawsze miałam misjonarską naturę. Lubiłam pomagać innym, a przede wszystkim słabszym. Cała moja sztuka, na przykład w aspekcie używania różu, który jest uznawany za „słabszy” i „gorszy”, dyskwalifikowany kolor, na tym właśnie polega. Użyłam różowego po raz pierwszy dokładnie 16 lat temu, w 2001 roku, kiedy to był naprawdę kolor wyklęty. (Teraz w sumie też jest wyklęty, bo na przykład mój dwudziestodwuletni syn nie wsiądzie do różowego samochodu.) Kolejne moje tematy feministyczne: wagina, prostytucja, zapomniane w historii – wszystkie potrzebują wsparcia, opracowania.

Iwona Demko, we własnej instalacji multimedialnej z wystawy "Przestrzeń intymna", Tytano w Krakowie, październik 2017
Iwona Demko we własnej instalacji multimedialnej pt. „Prywatny krajobraz”, z wystawy „Przestrzeń intymna”, Tytano w Krakowie, październik 2017

Oczywiście wyrastałam nie myśląc o sobie jako o feministce. W pewnym momencie ktoś mi powiedział, że moja sztuka jest feministyczna. Pomyślałam wtedy, a niby dlaczego? Jeśli mężczyzna robi coś, co dotyczy mężczyzny, to jest sztuka, nie sztuka maskulinistyczna, jeśli pracuje nad tematem wojny, to jest to po prostu sztuka; a jeśli ja zrobię pracę o okresie, to jest sztuka feministyczna. To ciągłe udowadnianie, że kobieta jest człowiekiem, jest niesprawiedliwe.

z cyklu 28 dni-27 dzien-PMS Vagina-Dentata_Iwona_Demko
Iwona Demko, z cyklu 28 dni, 27 dzien-PMS,  Vagina Dentata

A dlaczego nie używasz słowa „cipka” tylko „wagina”?

Różne słowa można kojarzyć w kontekście słowa „cipka”, ale nie szacunek. A szacunek jest bardzo ważny w kulcie waginy. Kiedy mówimy słowo „cipka”, to kojarzy się automatycznie z „cipą”, a to już nie brzmi tak dobrze. Dlatego wybieram słowo wagina. Dla mnie brzmi dumnie.

A zdarza Ci się mówić o kimś „cipa”?

(śmiech) Odkąd zajmuję się kultem, waginy to staram się tak nie mówić.

Oczywiście to nie jest precyzyjne określenie – wagina to przecież tylko wewnętrzna część cipki, a na zewnątrz są wargi sromowe, które też nie brzmią z szacunkiem. Najbardziej podoba mi się angielskie „wedżajna”.

Cieszę się, że teraz coraz więcej mówi się o waginie. Coraz więcej prac artystycznych powstaje na ten temat, tworzonych przez dziewczyny. Jak kilka lat temu zaczęłam robić swoje prace, to wszyscy pukali się w głowę, albo patrzyli ze zgorszeniem. I wszystkie dziewczyny, które drążyły temat seksualności kobiecej, znały się, bo było ich tak mało. A teraz jest tyle dziewczyn, że nie znam wszystkich. To się stało bardzo popularne. Popatrz w jak krótkim okresie to się zmieniło! Mnie to cieszy :-)

Dziękuję za rozmowę.

Iwona Demko, Własny pokój, instalacja
Iwona Demko, Własny pokój, instalacja